Piekło spadło z nieba

Fot. Dżemnia Dąbrowska
Szczątki zabitych podmuch wybuchu rozrzucił po całej okolicy.
Szczątki zabitych podmuch wybuchu rozrzucił po całej okolicy. Fot. Dżemnia Dąbrowska
W sobotę 27 lipca pułkownicy Władimir Toponar i Jurij Jegorow ze specjalnej grupy "Sokół" pełnili rutynową służbę. Rozkaz przyszedł nagle i niespodziewanie: kurs na lotnisko skniłowskie pod Lwowem.
Szczątki zabitych podmuch wybuchu rozrzucil po calej okolicy.

Piekło spadło z nieba

Sobota, godz. 12.45. SU-27 pojawił się nad głowami gapiów. Wykręcił dwie pętle, piloci podciągnęli stery, maszyna wzbiła się pionowo niczym rakieta. Potem samolot zanurkował. Spadał jak kamień. Tuż nad tłumem SU-27 równał lot, ale było już za późno.
To trwało sekundy: Maszyna zawadziła lewym skrzydłem o płytę lotniska. Odbiła się niczym piłka, zaryła nosem. W tym momencie, w ostatniej chwili, piloci katapultowali się z kabiny. SU-27 uderzył w stojący na pasie samolot transportowy i z półobrotu roztrzaskał się o płytę lotniska. Potem był już tylko ogień, przeraźliwy zgrzyt rozrywanego żelastwa, dym, huk. A potem na sekundę, dwie grobowa cisza...
Na miejscu zginęły 83 osoby, 115 jest rannych.
Sobota 27 lipca, godzina 12.52, sekundy po katastrofie
- Ludzie w rozpaczy biegali po lotnisku, szukając swoich dzieci i bliskich - opowiada Jaryna Matwijiw. - Jęki rannych, krzyki zszokowanych ludzi mieszały się z dźwiękiem dzwonków telefonów komórkowych. To był zupełny koszmar. Na trawie obok mnie leżał człowiek bez nogi. Jakaś matka wynosiła z tłumu na rękach maleńkie dziecko z zakrwawioną główką. Bosa kobieta w rozdartej sukience, biała jak ściana, próbowała przedostać się przez kordon ochroniarzy. Krzyczała: Tam jest moje dziecko.
Potem nadjechały karetki. Szpitale w całym Lwowie wezwały do pracy wszystkich lekarzy.
- Na sali szpitalnej zobaczyłam dwudziestoletnią dziewczynę. Była w ciężkim stanie - opowiada Halina Myć, która odwiedzała rannych w szpitalu. - Rwana rana, wielka utrata krwi. Lewego pośladku nie ma wcale, prawy rozerwany. Uszkodzone wewnętrzne organy, naderwane ucho. Cały czas jest przytomna, wszystko pamięta. Powiedziała lekarzowi, że gdyby nie przysiadła, rozerwałoby ją metalem na pół.
- W piątek miałem dziwny sen. Żona prosi mnie: Nie idź na lotnisko - opowiada ranny Jurij Simczuk. On i cała jego rodzina trafili do szpitala.
- Żonie o tym śnie nawet nie powiedziałem, zdecydowałem że jednak pójdę. Na jawie staliśmy na lotnisku jak raz pod samolotem, gdy ten zaczął ścinać wierzchołki drzew. Jedyne, co zdążyliśmy, to zrobić kilka kroków w bok, a potem wszystkich położyło na ziemię jak liście. Piasek, który wzbił się w powietrze, ciął ludzi jak papier ścierny. Z mojej żony zerwało całe ubranie i przeciągnęło ją jakieś 6 metrów po betonie. W czasie wybuchu syna Danyłka trzymałem na rękach. Gdy samolot zaczął padać, odruchowo przykryłem go ręką, a później straciłem przytomność. Gdy znowu otworzyłem oczy, nade mną stał zakrwawiony syn. Naokoło leżały strzępy rozerwanych ciał.
Poniedziałek 29 lipca
Lotnisko wymyto z krwi, miejsce tragedii lwowianie zasypali kwiatami. Podczas żałobnej mszy odprawionej za ofiary wypadku ludzie wygrzebywali spośród trawy resztki czaszek, fragmenty kości.
Cztery trumny Michajliwów
30-letni Andrij Michajliw i jego 29-letnia żona Natalia pracowali w milicji. Sobotę postanowili spędzić na pokazach razem z córkami - 8-letnią Natalką i 4-letnią Adrianą. Adriana dopiero zaczęła chodzić po ciężkiej chorobie, przez trzy lata jeździła na wózku w gipsie. Michajliwowie z córeczkami nie wrócili z lotniska.
W domu zostały babcia i prababcia. One zajęły się pogrzebem. Z pomocą sąsiadów na środku mieszkania zsunęły cztery stoły - to miejsce na cztery trumny rodziny Michajliwów. Starsze panie uciekają wzrokiem od zabawek Adriany, od pianina, na którym zwykle grywała Natalka.
Wielu ludzi poszło na te pokazy całymi rodzinami. Na lotnisku zginęło czworo Duyszczuków, którzy przyjechali za wsi Semeniwka koło Lwowa. Bracia Jurij i Oleg, żona jednego z nich Iryna i maleńka, jedenastomiesięczna córeczka Jarynka.
Andrzej Omelczuk razem z kuzynami tuż przed katastrofą weszli do kabiny samolotu transportowego stojącego na polu. Andrzej, nie wiadomo dlaczego, wkrótce wyszedł z samolotu i poszedł do ojca. Kuzyn został w kabinie samolotu transportowego. To go uratowało. Omelczuk zostawił żonę z dwuletnim synkiem.
Kto jest winien?
Poszukiwania winnych tragedii na lotnisku zaczęto od razu po przybyciu do Lwowa prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy. Dochodzenie prowadzi Prokuratura Generalna Ukrainy. Przewodniczący państwowej komisji, która bada przyczyny katastrofy, Jewhen Marczuk powiadomił na konferencji prasowej, że winni tragedii zostali zatrzymani, ale ich nazwisk nie podał.
Nikt dziś nie chce powiedzieć, dlaczego wysłano na pokazy maszynę dyżurującą z pełnymi bakami paliwa. Dlaczego i kto zmienił rozkazy i lot pokazowy zamiast planowanego MIG-a miał wykonać właśnie SU-27 Toponara i Jegorowa. Dlaczego dopuszczono do sytuacji, w której do kręcenia skomplikowanych figur wysłano samolot bez rutynowej w takich przypadkach dokładnej kontroli technicznej. Dlaczego zmuszono pilotów do wykonania niebezpiecznych manewrów, w dodatku z udziałem publiczności, bez lotu rozpoznawczego. Obaj piloci, lecąc nad lotnisko skniłowskie, nie mieli pojęcia, w którym miejscu stoi tłum 2 tysięcy lwowian obserwujących pokazy.
Wtorek 30 lipca
W gazetach ogłoszono nazwiska 74 zabitych. Pozostałych jeszcze nie udało się zidentyfikować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska