Bolibrzuch - ich nazwisko mówi wszystko

Joanna Forysiak
Starszyznę bolibrzuchów najbardziej boli to, że młodzi się nazwiska wstydzą i zmieniają je na „zwykłe”
Starszyznę bolibrzuchów najbardziej boli to, że młodzi się nazwiska wstydzą i zmieniają je na „zwykłe”
Jeśli gdzieś w Polsce spotkasz Bolibrzucha, bądź pewny - pochodzi z Moszczanki w gminie Prudnik.

Moszczanka jest długa i wąska, jak płynący przez nią strumień. Słynie z mostów, malowniczego widoku na Kopę Biskupią i... jednego nazwiska. Józefów Bolibrzuchów było tu kiedyś trzynastu, co najmniej trzy Janiny i Stanisławy, cztery Marie, kilku Janów. Jeden z Bolibrzuchów był dyrektorem banku, inny sekretarzem gminy, jeszcze inny zasiadał w gromadzkiej radzie narodowej.

- Bolibrzuchy mieszkają na rozdrożu i po drugiej stronie rzeki. I jeszcze dalej w stronę łowiska pstrągów - wymienia sołtys Danuta Kraus. - Co tu dużo szukać, ja sama jestem z Bolibrzuchami spokrewniona przez ciotkę Anielę. A na podwórku mam dom kuzyna, Józefa Bolibrzucha.
Ciocia Aniela, z domu Ciąglewicz, wydała się za Franka Bolibrzucha ponad 50 lat temu i teraz są najstarszym w wiosce małżeństwem o tym nazwisku. A Józef to miejscowy artysta, dekorator, malarz. Jak na sylwestra salę udekoruje albo na wesele zrobi młodym powitalny napis - to oczy trudno oderwać.

Mieszkańców Moszczanki Bolibrzuchy nie dziwią ani nie śmieszą. Przywykli. Ale obcy chcą wiedzieć wszystko. Czy są spokrewnieni?
- Mąż mi opowiadał, że to nigdy nie był jeden ród. Kilku pochodziło po prostu z tej samej miejscowości, Pikułowic koło Lwowa - mówi Janina Bolibrzuch, emerytowana nauczycielka polskiego, rosyjskiego i prac ręcznych.
Młodzi przypuszczają, że jakiegoś piątego wspólnego prapradziadka pewnie udałoby się znaleźć. Dalszych i bliższych kuzynów też jest sporo, ale żeby się w koligacjach rodzinnych połapać, trzeba by wyrysować drzewo genealogiczne. Nikt się tego jeszcze nie podjął. Kiedyś Miśko Bolibrzuch kronikę pisał, zjazdy rodzinne organizował. Umarł, a kontynuatora swojego dzieła się nie doczekał. Bolibrzuchy razem nie biesiadują. Żyją zgodnie, ale wspólnoty nie tworzą, a kroniki gdzieś się zawieruszyły. Może leżą na parafii.

- Ojciec mi opowiadał, że nasz dziadek na Wschodzie wymawiał się od pracy w folwarku bólem brzucha, stąd nazwisko - wspomina pani Teresa, z domu oczywiście Bolibrzuch.
Jej siostra Bogusława miała w klasie kilkoro Bolibrzuchów: Stasię, Marysię, Zygmunta i dwóch Bogdanów.
- Jak jechaliśmy autobusem ze szkoły, to w Łące Prudnickiej kierowca nawoływał: Kanypol, wysiadać! A jak dojeżdżaliśmy do Moszczanki: Bolibrzuchy, wysiadać! I nikt się nie obrażał - śmieje się pani Bogusia.
Pani Janina, nauczycielka, miała raz w klasie dwóch Andrzejów Bolibrzuchów. Jak wołała do tablicy, to biegli razem. Co gorsza, obaj byli synami Józefów i Janin. Na szczęście byli niepodobni.

- Co było robić, jednego na czas lekcji musiałam przechrzcić na Staszka - mówi.
Miejscowi radzili sobie, nadając przydomki. Był Papkin - bo powolny, Kasza - bo kaszę lubił. Także: Śmierć, Etyk, Domin, Janowiec, którego przodek konie hodował w okolicy Janowca właśnie. Anas mieszka koło pierwszego mostu, siostry Teresa i Bogusia są od Jacków, bo na ojca Jacek mówili, choć z chrztu był Wincenty. A naprzeciwko sołtyski mieszkają Rywaki, bo ich babka była z domu Rywaczyszyn.

- Jak w technikum ekonomicznym podczas sprawdzania obecności wyczytywano: Bułka, Kiełbasa, Bolibrzuch, to wszyscy leżeli pod ławką ze śmiechu - opowiada pani Maria. - Kiedy poznawałam jakiegoś chłopaka, to mówiłam tylko, jak mam na imię. Nazwiska unikałam. A kiedy przychodziły do mnie listy miłosne, to jedna starsza Maria Bolibrzuch już mi je otwarte przynosiła, bo najpierw do niej trafiały.
Od kiedy każdy ma numer pesel, urzędy się nie mylą. Pocztowcy - owszem. Bernard Hornik z Moszczanki przez 23 lata roznosił przesyłki. Ile razy naraził się Józefom, Grzegorzom i Janom Bolibrzuchom, nie zliczy.
- Start miałem okropny - opowiada. - Pieniądze dla Józefa Bolibrzucha wypłaciłem nie temu, co potrzeba, i między Józkami wybuchła awantura. List ze Związku Radzieckiego do Grzegorza Bolibrzucha zaniosłem temu koło piekarni. Na drugi dzień rozwścieczony adresat, któremu sąsiedzi nie chcieli oddać przesyłki, gonił mnie po całej wsi. Poszedłem do naczelniczki poczty, żeby złożyć rezygnację. Nie chciała jej przyjąć, kazała mi się przyzwyczaić.

Listonosz Tadeusz Bereźnicki ma łatwiej, bo teraz na domach są numery. Ciężko jest tylko wtedy, gdy roztargniony nadawca zapomni go lub pomyli i liczy, że poczta i tak sobie jakoś poradzi.
- Przyzwyczaiłem się, że jak na święta kartki idą, to ludzie sprawdzają, kto jest podpisany, i upewniają się, czy to naprawdę do nich - mówi listonosz. - W powiecie prudnickim Moszczanka pełna mieszkańców o tym samym nazwisku to nie wyjątek. W Szybowicach siedzą Sobkiewiczowie, a w Czyżowicach - Licznarowie.
Do wiejskiej legendy przeszły opowieści o tym, jak lekarze czy urzędnicy dworowali sobie z nazwiska Bolibrzuch.
- Za komuny jeden Józef Bolibrzuch coś w knajpie na partię wygadywał. Następnego dnia przyszła milicja i zgarnęła Józka, ale nie tego - przypomina sobie sołtyska. - Uwierzyć nie mogli, że tu takich więcej. Babcia z chorą nogą leżała, przyszedł doktor i pyta: Boli brzuch? A babcia: Nie, noga boli.
- Kiedy leżałam na porodówce - wspomina 81-letnia Bronisława od Rywaków - to mnie dwa razy częściej lekarz pytał, czy boli brzuch czy nie boli.
Seniorzy wzdychają: w Moszczance Bolibrzuchy się kończą. Dwadzieścia lat temu było ich 150. Dziś coraz więcej ich na cmentarzu. Młodzi z kolei obrali kurs na Holandię, Anglię i Irlandię. Bo tu, na miejscu, zakładów pracy brak, turystyka kuleje. Została tylko hodowla świń, bo krów się nie opłaca, a z owcami kłopot.
- Poza tym u Bolibrzuchów głównie się dziewczyny rodzą, nazwisko ginie - mówi nie bez cienia satysfakcji Jan Maciuch, którego żona Maria z Bolibrzuchów pochodzi. - A u nas dla odmiany na chłopców jest urodzaj. Więc niedługo więcej Maciuchów niż Bolibrzuchów będzie.
Starszyznę Bolibrzuchów boli, że dzieci się nazwiska wstydzą i zmieniają.
- Poprzepisywali się do innych nazwisk - tłumaczy pani Janina, z domu Koziarska. - Żonom Bolibrzuch się nie podoba. Dzieci narzekają, że w szkole się z nich śmieją... Kiedyś było normalnie. Nikt nie patrzył, jak się mąż nazywa, byle dobry był. Człowiek miał siedem hektarów pola, konia przyciągniętego ze Wschodu, troje dzieci i gospodarzył cały czas.
- Za Stalina nie dość, że była bieda i nieszczęście, to jeszcze pod oknami chodzili i nasłuchiwali, czy ktoś na niego nie gada - przypomina sobie pani Bronisława. - Inne zmartwienia wtedy były. Człowiek o nazwisku nie myślał, przyjął takie i miał. Ja już z nim umrę.
Jej syn, Mieczysław, od 1983 roku jest Boczarski. Rodowe nazwisko mu dojadło.

- Zmieniłem, jak jechałem do sanatorium do Dusznik - przyznaje. - Bo jak pierwszy raz ktoś pyta, czy boli brzuch, to można wytrzymać, ale za setnym razem to przestaje być śmieszne. Nazwisko Boczarski wziąłem po wujku, bracie ojca, który sobie miano wcześniej zmienił.
- Gdyby ojciec jeszcze wtedy żył, to byłby krzyk - mówi mama Bronisława. - On był przeciwny.
Teraz tylko wtajemniczeni wiedzą, że Borscy (na przykład Stefan, niegdyś reprezentant Polski w piłkę nożną), Boscy czy Różyccy to tak naprawdę też Bolibrzuchy.
- Mąż mi obiecał, że jak syn się urodzi, to mu zmieni nazwisko - mówi Janina Bolibrzuch, nauczycielka. - Ja miałam ładne, polskie, Zachrańska, a moja matka była z rodu Karpińska. Ale obietnicy nie dotrzymał, żeby rodzicom nie było przykro. No to nasz syn sam je zmienił, bo miał dość przytyków. Teraz nazywa się Biszkowiecki, po żonie. Mąż to zrozumiał, bo słyszał, jak mnie czasem nieprzyjemności spotykały na konferencjach metodycznych w Warszawie. Ciągle tylko śmichy-chichy. Niby nauczyciele, a tacy nietolerancyjni.
Syn i wnuk pani Ireny Bolibrzuch przy nazwisku zostali.
Wstydzić się nie ma czego, Bolibrzuchy na wysokich stanowiskach pracowali - mówi. - A teraz bracia rodzeni inaczej się nazywają. Co dobrego może z tego przyjść?
Bolibrzuchy-Rywaki mają wuja bohatera. Wyjechał do Francji, imię z Wojciecha zmienił na Mark, ale przy rodowym nazwisku został.
- Tylko jak ci Francuzi to wymawiają? - zastanawia się pani Maria.
- Nazwisko to nasza cecha charakterystyczna, wzbudza raczej zaciekawienie, niż ośmiesza. Teraz w modzie jest oryginalność, to chyba może powinniśmy być dumni? - dodaje Bogusława od Jacków.
Sołtys Danuta Kraus też nie uważa, by w tym nazwisku było coś obraźliwego.
- Miałam koleżankę, nazywała się Moczygęba i nie robiła z tego żadnego problemu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska