Przestańcie już reformować!

Mirosław Olszewski

Nie wiem, jakim prezesem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych był profesor Gajek. Dobrym czy złym, sprawnym czy nie, czy był typem menedżera-wizjonera czy zwykłym urzędnikiem, którego zasługą było jedynie zaprowadzenie porządku w firmie.
Zaskoczyła mnie jednak zmasowana obrona profesora, którego rząd postanowił z funkcji odwołać. Choć właściwie należałoby napisać, że nie rząd (choćby tylko dlatego, że min. Kaczyński publicznie wyrażał się o tej decyzji z przekąsem), lecz pewne kręgi rządowe. I otóż przeciwko owemu pragnieniu "kręgów" zaprotestowali i związkowcy z zusowskiej "S" (z którego to związku rządowi nóżki wyrastają), i cała reszta pracowników firmy - zrzeszona i nie.
Krzyk o profesora jest tak wielki, że wydawać się może, iż sam profesor to wcielenie cnót wszelakich, zaś jego odwoływacze to ekipa niespełna rozumu (przypominam o wykładni Trybunału w Strasburgu, która zezwala pisać o ministrach nawet per "idioci").
Jeśli mnie uszy nie mylą, a resztki rozumu nie mamią, gra profesorem polega na tym, że ci, którzy mu tę stajnię Augiasza dali do posprzątania, uznali oto, że bezpartyjny fachowiec robotę wykonał, pora więc teraz na partyjnego dyletanta. Funkcja szefa ZUS, z racji ogromnego udziału, jaki we wpływach do budżetu ma ta firma, jest bowiem strategicznie nie do przecenienia. Kto ma swojego człowieka w zakładzie, ma w ręku ogromny kij i wielgachną marchewę. Są to zaś na tyle istotne "przekonywacze", że kto dzierży je w dłoni, sprawuje władzę realną, a nie malowaną.
Jeśli ktoś sądzi, że przesadzam, służę pośrednim dowodem na prawdziwość mojej tezy. Oto bowiem główni adwersarze profesora publicznie wyrażają podejrzenie, że jedyne o co chodzi profesorowi, to aby przetrwać na stanowisku do jesieni, gdy zmieni się ekipa rządząca. A przecież gdyby w istocie ZUS był apolityczną, propaństwową instytucją, politycy nie mieliby żadnego powodu zmieniać co chwilę jego szefa. Wystarczyłaby jego czysto urzędnicza kompetencja i nic więcej.
Ostatecznie szefem ZUS (co przed chwilą podało radio) nie zostanie pani Lewicka, lecz inna pani - nazwisko nieważne. Trudno uniknąć wrażenia, że p. Lewicka dlatego nie zostanie szefem ZUS, iż załoga firmy zagroziła, że nie wpuści jej do firmy. Głowę dam, że pod wpływem tej delikatnej perswazji premier zmienił zdanie i znalazł w korpusie urzędniczym kobietę, którą załoga do zakładu wpuści. Come back słynnego prezesa Alota też nie był możliwy, gdyż także w jego przypadku załoga mogłaby podeprzeć drzwi od wewnątrz miotłą, a w prasie głosić szkodliwe opinie, że w rządowych głowach już się tak poplątało, że podejmuje decyzje jeśli nie głupie, to śmieszne, a jeśli nie śmieszne, to żałosne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska