Chcemy, by uczyły się tu nasze wnuki

Beata Cichecka
Mieszkańcy Domaszkowic w gminie Nysa protestują przeciwko planom zamknięcia sześcioklasowej wiejskiej szkoły podstawowej.

Do likwidacji tej placówki skłaniają samorząd wysokie koszty jej utrzymania, pochłaniające rocznie 320 tysięcy złotych, a także prognozowany na najbliższe lata niż demograficzny. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż do szkoły podstawowej w Domaszkowicach chodzi obecnie 42 uczniów i 15 sześciolatków do oddziału zerowego, co stanowi tylko połowę dzieci z podległego jej rejonu. Reszta dojeżdża do szkół w sąsiedniej Niwnicy i Nysie.

Z analizy ekonomicznej, przeprowadzonej przez gminny wydział oświaty, kultury i opieki społecznej, wynika, że w szkole w Domaszkowicach na pięcioro dzieci przypada jeden etat nauczyciela. Średni miesięczny koszt utrzymania jednego ucznia wynosi tam 666 złotych i jest o 100 procent wyższy niż w innych placówkach wiejskich i aż o 200 procent większy niż w szkołach w mieście. Podjęcie decyzji o zamknięciu tej podstawówki tylko w 2002 roku dałoby gminie 60 tysięcy złotych oszczędności.
- Podstawówka w Domaszkowicach wymaga ponadto remontu - wyjaśnia Zuzanna Tracz-Latawska, naczelnik Wydziału Oświaty, Kultury i Opieki Społecznej w Urzędzie Miejskim w Nysie. - Zgodnie z kosztorysem na niezbędne prace w sali gimnastycznej potrzeba 350 tys. złotych. Naprawa dachu, komina, rynien i rur spustowych to wydatek rzędu 224 tysięcy. Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna wyznaczyła do końca lutego termin podjęcia robót. Do tego czasu Rada Miejska Nysy musi podjąć decyzję, co dalej ma być z tą szkołą.
- Dla mieszkańców wsi, którzy w ubiegłą sobotę zwołali zebranie w tej sprawie, najważniejsze jest dobro dzieci, którego - jak podkreślają - nie można przeliczać na pieniądze.
- W dużej miejskiej szkole, gdzie w klasach jest po trzydzieścioro uczniów, nauczyciel nie jest w stanie poświęcić im tyle uwagi, co na wsi - argumentuje Mieczysław Łużny, przewodniczący Rady Sołeckiej Domaszkowic. - Tam nikt nie zajmuje się indywidualnie ani słabszymi, ani zdolniejszymi dziećmi, bo gubią się one w tłumie i stają się anonimowe już po wyjściu z autobusu. W mieście uczniowie narażeni są na kontakt z narkomanią i przestępczością, na wymuszenia i pobicia. Tutaj są bezpieczni i nie wyjdą za winkiel z papierosem, bo wszyscy ich znają i widzą, co robią. Zresztą, dlaczego dziecko ze wsi musi wcześniej wstawać, marznąć na przystanku i wracać późno do domu. Czy jest ono gorsze od tego z miasta?
Mieszkańcy wsi podkreślają, że ich podstawówka nie jest jakimś kurnikiem, ale placówką z wieloletnimi tradycjami i dobrymi warunkami do nauki.
- Chodziliśmy do niej my, chodzą nasze dzieci, chcemy, by uczyły się tu nasze wnuki - mówią. - Działa u nas teatrzyk i zespół artystyczny. Jest sala gimnastyczna, wybudowana przez rodziców, zaplecze socjalne, biblioteka, z której korzystają również wszyscy mieszkańcy, a także pracownia informatyczna, w której każde dziecko ma dostęp do komputera. Mamy już na wsi jeden pomnik głupoty, jakim jest opustoszały budynek po przedszkolu, który rozbudowano po to, by teraz zbierała się w piwnicy woda i ganiały tam szczury. Nie chcemy, by w Domaszkowicach straszyła jeszcze pusta szkoła. Nie pozwolimy sobie jej odebrać, bo pozostanie nam już tylko bar "Arabeska" i śmierdzące, komunalne wysypisko śmieci, którego tu nie potrzebujemy.

Sołtys Maria Lutecka, która uczyła w domaszkowickiej podstawówce przez 28 lat, opowiada, że walka o nią trwa z przerwami od kilkunastu lat. - Jak chcieli nam ją zlikwidować zaraz po remoncie kapitalnym, to sprawa oparła się aż o Ministerstwo Edukacji Narodowej - wspomina. - Od tego czasu siedzimy jak na rozżarzonych węglach, bo plany zamknięcia szkoły wracają co jakiś czas jak bumerang. Nie wiem, ile razy będziemy się jeszcze musieli spotykać w tej sprawie. W tej kadencji samorządu były już takie zakusy. Zebraliśmy we wsi 400 podpisów za istnieniem szkoły i pozostawiono ją w spokoju. Nie na długo jednak, jak się okazuje.
Rodzice uczniów z Domaszkowic zapowiadają, że powołają społeczny komitet obrony szkoły.
- A jeśli gmina nam ją zamknie, to zablokujemy jej komunalne śmietnisko - ostrzegają. - Samorząd ściąga ze wsi podatki, więc musi się z nią liczyć. Tymczasem nawet głupiej drogi nie ma nam tu kto odśnieżyć, a pługi, owszem, jeżdżą, ale tylko do wysypiska. Nie jesteśmy ludźmi drugiej kategorii.

- W miniony poniedziałek sprawa domaszkowickiej szkoły była przedmiotem obrad samorządowej komisji oświaty, w posiedzeniu której uczestniczyła delegacja mieszkańców wsi oraz dyrektor tej placówki. Komisja nie zajęła jednak żadnego stanowiska, postanowiła skierować sprawę bezpośrednio pod obrady rady miejskiej, która musi podjąć decyzję do końca przyszłego miesiąca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska