W starciu z wiceliderem z Katowic krapkowiczanki długo stawiały opór i jeszcze w 42. minucie w hali Otmętu pachniało wielką sensacją. Na tablicy świetlnej widniał wtedy rezultat 17-17, a gospodynie przede wszystkim kapitalną grą w obronie zapracowały sobie na punktowe nadzieje w tym meczu.
Ostatecznie tylko na nadziejach się skończyło, a przesądziło o tym feralne 5 minut drugiej połowy.
- Tak już niestety mamy od dawna, że nie potrafimy dobrze wejść w mecz po przerwie - rozkładał ręce Jerzy Lichosik. - To już jest normą, że między 35. a 45. minutą mój zespół dopada jakaś niemoc i przeciwnik odjeżdża wynikiem, ustawiając sobie spokojniejszą końcówkę spotkania. Szkoda, bo do tego momentu moje dziewczyny grały jak równy z równym. Tak to miało wyglądać przez całą godzinę. Nie wszystkie jednak zawodniczki wytrzymują presję i zamiast trzymać się ustalonych założeń taktycznych zaczynają kombinować po swojemu. Nie mamy armat w drugiej linii na miarę pierwszej ligi, więc musimy szukać innych skutecznych rozwiązań, by cokolwiek zdziałać w ataku. Właśnie to ostatnio spędza nam sen z powiek, bo z walki i gry obronnej jestem naprawdę zadowolony - dodawał szkoleniowiec Otmętu.
W pierwszej połowie jego podopieczne prezentowały się nieco lepiej od katowiczanek, ale nie zdołały utrzymać dwubramkowej przewagi z premierowych minut spotkania. Co prawda już w pierwszej akcji gości swoje atuty pokazała najskuteczniejsza w ich szeregach Aleksandra Jaroszewska, ale odpowiedź miejscowych była zabójcza i po karnym Agnieszki Blozik i dwóch wejściach ze skrzydła Sabiny Orlik zrobiło się 3-1 dla ekipy z Krapkowic. Za chwilę znowu było remisowo i od tej pory do końca pierwszej odsłony obie drużyny dosłownie szły „łeb w łeb” nie pozwalając drugiej na odskoczenie na więcej niż jedną bramkę.
Pierwszą połowę minimalnie, 15-14, wygrały katowiczanki, ale dotychczasowa postawa miejscowych piłkarek zwiastowała emocje również po przerwie. Niestety, od 43. minuty szczypiornistki Otmętu zanotowały pięciominutowy fragment, w którym zaprzepaściły wszystko to na co pracowały do tej pory. Kilka błędów w rozegraniu i złych decyzji w ataku rywalki bezlitośnie wykorzystały i z wyniku 17-17 w ciągu paru chwil zrobiło się 17-22.
O odrobienie strat było już niezmiernie trudno tym bardziej, że krapkowiczanki - jedna za drugą - zaczęły wędrować na ławkę kar. Aleksandrze Szwajkiewicz taka sytuacja przytrafiła się aż trzykrotnie i przez ostatnich 12 minut Otmęt musiał sobie radzić bez swojej obrotowej. Miejscowe próbowała poderwać jeszcze kilkoma udanymi interwencjami w bramce Patrycja Mazurkiewicz, ale skuteczność jej koleżanek po drugiej stronie boiska pozostawiała wiele do życzenia.
- W pewnym momencie zabrakło nam pomysłu na grę i to nas zgubiło. W obronie przez większą część meczu dobrze nam szło, ale do wygrywania potrzeba lepszej skuteczności. Szkoda, bo niewiele nam dzisiaj zabrakło, by popsuć humory wiceliderowi - podsumowała skrzydłowa Otmętu Sabina Orlik.
Otmęt Krapkowice - Imperium Katowice 21:29 (14:15)
Otmęt: Mazurkiewicz, Pużańska - Medwid, Orlik 7, Blozik 5, Łapszyńska 3, Migoń 2, Nastałek 2, Gołąbek 1, Kochanowska-Wistuba 1, Kołodziej, Kuźmik, Szwajkiewicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?