136 dni papieża Franciszka

YouTube
Papież Franciszek
Papież Franciszek YouTube
Papież je obiad w kolegium św. Marty. Do jego stolika podchodzi biskup z Filipin. Ojcze Święty, mogę się przysiąść? - pyta grzecznie. - Synu święty, możesz - odpowiada z uśmiechem Franciszek.

Takich kwiatków i anegdot uzbierało się w ciągu pierwszych miesięcy pontyfikatu papieża z Argentyny sporo. Nowych przysporzy pewnie trwająca właśnie pielgrzymka na Światowe Dni Młodzieży do Brazylii.

Papież gestów

Franciszek jest człowiekiem zaskakujących gestów - i to od początku pontyfikatu. Zanim udzielił wiernym błogosławieństwa w dniu wyboru, poprosił, by to oni jemu pobłogosławili. Serdecznie pocałował argentyńską panią prezydent, choć jako biskup Buenos Aires miał z nią relacje mocno napięte. Odmówił noszenia czerwonego stroju z gronostajami, do którego przywiązany był papież Benedykt, i utrzymanych w tym samym kolorze "królewskich" butów.

Jest jeśli nie pierwszym w historii, to pierwszym od dawna papieżem, który mówi krótkie kazania, nawet podczas mszy św. w Wielki Czwartek - kapłańskie święto. W powrotnej drodze z pierwszego wyjazdu do bazyliki Matki Bożej Większej pojechał do Międzynarodowego Domu Pawła VI, w którym mieszkał przed rozpoczęciem konklawe, by osobiście odebrać swoją walizkę i zapłacić za pobyt. Zamiast luksusową papieską limuzyną woli jeździć po Rzymie mocno używanym samochodem. Choć od jego wyboru minęło już niemal pół roku, wciąż mieszka w Domu św. Marty i je w ogólnej jadalni w towarzystwie innych mieszkańców tego watykańskiego hotelu.

Kiedy miał lecieć na wyspę Lampedusa, by upomnieć się o prawa imigrantów, kazał podobno dla siebie i trzech współpracowników kupić rejsowe bilety na samolot. O mało nie wywołał skandalu dyploma-tycznego, bo to państwo włoskie odpowiada za transportowanie papieża w Italii.

Lecąc do Brazylii, sam niósł do samolotu czarną, solidnie wypchaną torbę. Może tylko nie gotuje sam, co mu się zdarzało, gdy był przełożonym argentyńskich jezuitów i kardynałem. I nie jeździ metrem. Ale władze Rzymu mają chyba nadzieję i na to, skoro niedawno wydrukowano bilety miejskiej komunikacji z jego podobizną.

To schodzenie papieża do ludzi, ograniczanie celebry i splendoru wokół siebie nie odbiera - jak się okazuje - papieżowi szacunku, a ludzkiej sympatii nawet dodaje. Audiencje w środę i niedzielna modlitwa "Anioł Pański" gromadzą na placu Świętego Piotra znacznie więcej ludzi niż za poprzedników Franciszka.

Daj i patrz w oczy

Ta teologia gestów bywa oceniana różnie. Na pewno ociepliła stosunek światowych mediów do papiestwa.

Dawno - zwłaszcza za pontyfikatu Benedykta XVI - nie było na portalach internetowych tylu pozytywnych i ciepłych informacji o Stolicy Apostolskiej.
Wewnątrz Kościoła, także wśród księży, zachowania Franciszka bywają oceniane różnie. Słychać i takie głosy, że papież jest uparty i trochę z tą prostotą i ubóstwem przesadza. Bo po co celebrować ileś watykańskich uroczystości w tych samych liturgicznych szatach? Przecież ornatów na Watykanie i w Rzymie nie brakuje.

To ostatnie jest akurat prawdą, ale takie gesty, nawet jeśli nie przynoszą wymiernych korzyści, utrwalają u księży i u wiernych poczucie, że bliska Franciszkowi wizja Kościoła ubogiego i dla ubogich nie jest tylko ideą i da się ją naprawdę realizować.

Pierwsze efekty - duchowe i materialne - zresztą już widać. Na apel Franciszka z wyjazdu do Rzymu na inaugurację pontyfikatu zrezygnowało wielu Argentyńczyków, także rodzona siostra papieża. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze trafiły do ubogich.

Papież dał zresztą dobry przykład. Na sfinansowanie dobroczynnych dzieł Stolicy Apostolskiej trafiły pieniądze z premii, których nie wypłacono, wbrew zwyczajowi, watykańskim pracownikom z okazji wyboru nowego papieża i początku jego pontyfikatu.
Jeden z watykanistów trochę drwiąco zauważa, że biskupi, zwłaszcza ci, których krucyfiksy są nadal złote i bogate, podczas spotkania z papieżem starają się przynajmniej zasłonić te krzyże ręką. Na początek dobre i to.

Ale zwłaszcza z Ameryki Południowej dobiegają coraz częściej sygnały o ludziach Kościoła, którzy rezygnują z luksusowych drogich samochodów i zamieniają je na gorsze, by wspierać ubogich.

Przy czym Franciszek nie ukrywa, że apel o ubóstwo w Kościele i będącą rezultatem tego troskę o najbiedniejszych kieruje zarówno do księży, jak i do wiernych.

Podczas spotkania z seminarzystami obok zachęty, by nie uczyli się od starszych narzekania, radził młodym duchownym, by niekoniecznie przesiadali się od razu na rowery - samochód jest we współczesnym świecie normalnym narzędziem pracy - lecz by unikali gorszącego luksusu.

Ale troskę o biednych, a papież powiedziałby raczej: czułość dla nich, Franciszek zaleca każdemu z nas. Często pytam w konfesjonale - mówił podczas jednego z kazań - czy dajesz jałmużnę ubogim.

A jeśli ktoś potwierdza, że tak, pytam go dalej: Czy patrzysz przy tym obdarowanemu prosto w oczy? A czy dotykasz przy tym jego ręki? A może rzucasz tylko pieniądz z daleka i odwracasz się plecami? Widzimy naszego ledwo żyjącego brata na poboczu drogi, może i myślimy o nim "biedaczyna". Ale kontynuujemy naszą wędrówkę, bo to nie nasz obowiązek i czujemy się z tym w porządku. Kultura dobrobytu sprawia, że żyjemy w mydlanych bańkach. Ta idea tymczasowości prowadzi nas do obojętności na innych - ostrzegał.

Na tle poprzedników - obaj byli wybitnymi papieżami - rzuca się w oczy i to, że Franciszek konsekwentnie trzyma się języka włoskiego, nie używa języków obcych i nawet podczas największych uroczystości, z Wielkanocą włącznie, nie śpiewa. Wreszcie konsekwentnie nie przeprowadza się do Pałacu Apostolskiego.

Tę ostatnią decyzję papież sam tłumaczył nie tyle potrzebą ubóstwa czy ascezy, ile raczej chęcią pozostawania blisko ludzi. Do Pałacu Apostolskiego papież chodzi więc trochę jak do pracy, ale mieszka tam, gdzie może spotykać innych i bez skrępowania z nimi rozmawiać.

Nie śpiewa z powodu przebytej w młodości operacji płuca, która powoduje, że Franciszek ma krótki oddech. W dodatku, co potwierdził rzecznik Stolicy Apostolskiej, papież nie ma słuchu muzycznego.

Ten brak słuchowej wrażliwości nie pomaga mu także w uczeniu się i używaniu języków. Samokrytycznie przyznał, że zawsze miał kłopoty z angielską wymową, a niemieckim i francuskim władał lepiej wówczas, gdy używał ich stale. Mówi więc praktycznie wyłącznie po włosku. Rezygnuje nawet z hiszpańskiego, który zna przecież świetnie, by nie wyróżniać swoich rodaków.

Reformator Kościoła

Nie ma wątpliwości, że Franciszek chce i jest gotów reformować Kościół. Ale właśnie w duchu św. Franciszka robi to niejako "od dołu". Najczęściej o Kościele mówi z tej perspektywy, z której patrzy także przeciętny katolik, czyli parafii.

Prosił więc rzymskich proboszczów, z którymi się spotkał w Wielki Czwartek na obiedzie, aby ich kościoły były zawsze otwarte dla wiernych - bo nie ma niczego smutniejszego niż zamknięty kościół - a w konfesjonale czuwał ksiądz.

Zapewniał, że z czasem na pewno ustawią się przed nim także chętni do spowiedzi. Charakterystyczne jest to, że obiad był bardzo prosty, ale rozmowa papieża z jego księżmi trwała ponad półtorej godziny.

Przy innej okazji przypomniał że pasterz powinien pachnieć swoją trzodą, a to oznacza, że ksiądz ma być jak najbliżej ludzi.

Stale też przypomina, że Kościół to jest coś więcej niż organizacja pozarządowa. Czymś więcej niż dobrze zorganizowana struktura. - Czym innym jest głoszenie Jezusa, a czym innym skuteczność. Kiedy stawiamy przede wszystkim na skuteczność, zwodzi nas diabeł - uważa.

Trudno więc oczekiwać, że papież Bergoglio będzie dostosowywał naukę Kościoła do oczekiwań współczesnego świata. Kilka dni temu - już w Brazylii - podczas spotkania z pacjentami leczącymi się z uzależnień opowiedział się zdecydowanie przeciw legalizacji tzw. miękkich narkotyków. Podkreślił, że trzeba raczej usunąć rodzinne i społeczne powody spychające młodych w objęcia nałogu.

Franciszek woli mówić o sobie, że jest biskupem Rzymu, niż nazywać siebie papieżem. W jednym z wywiadów tłumaczył to w ten sposób: Kiedy ojciec lub nauczyciel musi powiedzieć: "ja tutaj rządzę" albo "ja tu jestem przełożonym", dzieje się tak, że utracili oni już autorytet i usiłują go sobie przyznać za pomocą słów. Mieć w ręku batutę nie oznacza wydawania rozkazów, ale służenie.

Trudno nie przypomnieć, że pontyfikat Franciszka zaczął się 19 marca 2013 od deklaracji papieża, że prawdziwą władzą jest służba.

Rządzi jak jezuita

Oczywiście, Franciszka czekają także poważne strukturalne reformy Stolicy Apostolskiej. Najpilniejsze wydają się reforma kurii rzymskiej i naprawienie mocno nadszarpniętej reputacji Instytutu Dzieł Religijnych (IOR) potocznie nazywanego bankiem watykańskim.

Prezes jego rady nadzorczej, niemiecki przemysłowiec, baron Ernst von Freyberg nie ukrywa, że prestiż IOR nadszarpnęły zarówno zamieszanie go w upadek Banco Ambrosiano jeszcze na początku lat 80. XX wieku, jak i brak przejrzystości w działaniach finansowych, który spowodował oskarżenia banku o powiązania z mafią, a nawet z Osamą bin Ladenem. Żeby go przywrócić, powołani zarówno przez von Freyberga, jak i przez Radę Europy eksperci weryfikują każde z 19 tysięcy kont w tym banku.

Jeszcze trudniejszym zadaniem będzie reforma rzymskiej kurii. Papieża ma w niej wspierać grupa ośmiu kardynałów z Oscarem Maradiagą z Hondurasu na czele. To nie będzie łatwe dzieło. Ale może się udać.

Najpierw dlatego, że chcą tego duchowni i wierni na całym świecie. Kardynał Maradiaga informuje, że dokumenty i podpowiedzi spływają z wielu krajów i kontynentów. A po wtóre dobroduszny i uśmiechnięty Franciszek jest jednocześnie wystarczająco uparty, by się z tym zmierzyć. Nie przypadkiem mówi się o nim, że ubiera się wprawdzie jak dominikanin, a żyje na co dzień jak franciszkanin, ale rządzi Kościołem jak jezuita.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska