17 premier na 2017 rok. Co czeka nas w kinie w 2017? [WIDEO]

Bartosz Pudelko
Bartosz Pudelko
Kolejne 12 miesięcy za nami, ale od podsumowań znacznie ciekawsze jest to, co się dopiero wydarzy. Jaki więc będzie 2017 rok w kinie? Wybrałem 17 filmów, które na polskie ekrany wejdą w przyszłym roku i na które, według mnie, warto czekać. To subiektywna lista. I raczej przystępna. Bez całkowicie offowych produkcji, o których słyszeli tylko rodzice reżysera, ale i nie ograniczająca się wyłącznie do produkowanych taśmowo blockbusterów.

Powidoki
Ostatni film Andrzeja Wajdy. I na tym można by skończyć, bo i pierwsze opinie nie wskazują, że mamy do czynienia z dziełem wybitnym. Wybitnym może i nie, ale z pewnością ważnym. Historia malarza Władysława Strzemińskiego, który nie chce dać się zamknąć w socrealistyczne ramy, jest wręcz dla Wajdy stworzona. Dodajmy do tego niebanalny sposób promocji filmu, który wybrał odtwórca głównej roli, Bogusław Linda, i mamy rzeszę ludzi czekającą w niecierpliwości na ogólnopolską premierę.

Manchester by the sea
Tytuł w Polsce jeszcze niezbyt głośny, ale lada chwila może się to zmienić, bo obraz wymieniany jest w gronie faworytów do wszystkich ważniejszych nagród filmowych. Ta historia o skomplikowanych rodzinnych relacjach może okazać się przełomowym punktem w karierze Caseya Afflecka. Młodszy z braci (i zdolniejszy, przynajmniej jeśli chodzi o aktorstwo) był już co prawda nominowany do Oscara, ale statuetki jeszcze nie zdobył. Może teraz się to zmieni?

La La Land
Normalnie nie czekałbym na historię miłosną pianisty jazzowego i początkującej aktorki. Fakt, że tę parę grają Ryan Gosling i Emma Stona poprawia sytuację, ale i tak nie przekonuje mnie do końca. Co innego osoba reżysera i scenarzysty. Damien Chazelle odpowiedzialny jest bowiem za „Whiplash”, czyli film o perkusiście jazzowym, który trzyma w napięciu lepiej od wszystkich thrillerów jakimi ostatnimi laty raczy nas kino. Ktoś taki z każdej historii zrobi coś wyjątkowego.

Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej
„Bogowie” to był powiew świeżości w polskim kinie. Dowód na to, że można robić film o poważnych sprawach, ale bez martyrologii i ciężkości, która przyprawia o kaca, za to ze sporą dawką humoru, akcji i z bohaterami, którym aż chce się kibicować. Czyli zupełnie nie po polsku. Teraz ekipa odpowiedzialna za sfilmowanie historii Religi sięga po kolejną, jeszcze bardziej kontrowersyjną i jeszcze mniej znaną szerszej publice, postać. Opowieść Wisłockiej, która w topornych latach PRL postanowiła edukować Polaków seksualnie, jest przy tym niezwykle aktualna.

McImperium
Zgoda, tłumaczenie tytułu jest idiotyczne. Nawet jak na polskie standardy w tej materii. Ale spójrzmy bliżej. Michael Keaton gra jednego z współtwórców potęgi sieci fastfoodów McDonald's. No właśnie, współtwórcę czy złodzieja oryginalnego pomysłu? Zapowiada się kolejna gorzka satyra na amerykański sen. No i dodajmy, że Keaton w ostatnich latach ma nosa do filmów („Spotlight”, „Birdman”).

T2: Trainspotting
To na pierwszy rzut oka nie powinno się udać. I być może się nie uda. Odgrzewanie kotletów rzadko kończy się porządnym obiadem, ale w tym przypadku wierzę, że będzie inaczej. Za kamerą znów Danny Boyle, a przed nią Ewan McGregor czy Robert Carlyle. Czyli ekipa odpowiedzialna za pierwszy „Trainspotting”. Kto wie, być może kontynuacja narkotykowej opowieści po 20 latach ma sens?
Milczenie
To ma być chyba opus magnum Martina Scorsese. Wystarczy powiedzieć, że pracuje on nad scenariuszem od lat 90. XX wieku. Zebrał gwiazdorską obsadę, ma epicką historię, budżet, zdjęcia, które w trailerze zachwycają. No i jest Martinem Scorsese. Tylko pierwsze recenzje coś bez rewelacji. No ale zobaczyć trzeba.

Logan
Pożegnanie Hugh Jackmana z jego chyba najbardziej kultową rolą. W „Loganie” Wolverine jest stary, zgorzkniały, poobijany i zmęczony. Wokół postapokaliptyczny kurz i brud, w tle stara przyjaźń i nowa ojcowska relacja. No i kategoria wiekowa R. Zwiastun zapowiada świetny klimat. No chyba, że to ta piosenka Johnnego Casha robi w nim całą robotę.

Piękna i Bestia
Znak czasów. Disney przerabia ostatnio wszystkie swoje animacje na filmy aktorskie i raczej tego nie unikniemy. Tym bardziej, że przeróbki te przynoszą wytwórni góry pieniędzy. Ale może nie ma co rozpaczać? „Księga Dżungli” była całkiem udanym eksperymentem (choć może nie do końca „aktorskim”). Tu może być podobnie.

Szybcy i wściekli 8
Lubię te filmy i nawet się tego nie wstydzę. Lubię absurdalne sceny akcji, wyrzucone na margines prawa fizyki i bohaterów którzy jednocześnie są karykaturą i hołdem dla herosów kina pokroju Michaela Dudikoffa, van Damme'a czy Schwarzeneggera z dawnych lat. Tu chodzi o zabawę i nic więcej. Taka konwencja, którą się albo kupuje w całości, albo wcale. Ja kupuję. I kiedy Vin Diesel z kolegami trafią w końcu w przestrzeń kosmiczną (co się niechybnie stanie), to będę kupował dalej. Acha, w trailerze uciekają samochodami po biegunie przed łodzią podwodną. Coś jeszcze dodawać.

A tak na poważnie, to ta seria jest chyba przykładem najlepszego rebrandingu w kinie ostatnich lat. Pamiętajmy, że zaczęła się jako normalny film akcji. Broń boże ambitny, ale robiony na poważnie. Najpierw było tak sobie, a z każdą kolejną częścią coraz gorzej. I kiedy już wydawało się, że z tej serii nic już nie będzie, to „Szybcy i wściekli” wykonali jakąś karkołomną woltę i z przeciętnego akcyjniaka stali się najlepszymi w swojej kategorii (nazwijmy ją umownie kategorią „Za bardzo”). Dolary popłynęły wartkim strumieniem, udało się przyciągnąć sporo znanych nazwisk. To trzeba docenić.

Strażnicy Galaktyki vol. 2
Pierwsza część tej osadzonej w filmowym uniwersum Marvela historii była raczej spisywana na straty. Niezbyt znany komiks, mało rozpoznawalny reżyser, absurdalne postacie. Co z tego wyszło? Chyba najlepszy, a z pewnością najoryginalniejszy film z marvelowskiej sagi. Bezpretensjonalna rozrywka przywodząca na myśl jakiś dziwny mariaż Indiany Jonesa i Gwiezdnych Wojen. W drugiej części ma być to samo, tylko bardziej. Oby tylko nie przedobrzyli.
Obcy: Przymierze
Boję się. Ale nie Obcego, tylko tego, że Ridley Scott sam nie wie co zrobić ze swoim dziełem. „Prometeusz” nie udźwignął ciążących na nim oczekiwań fanów i reżyser zapowiedział, że serię o najsłynniejszym kosmicie odda w inne ręce. Mówiło się np. o Neilu Blomkampie, twórcy świetnego „Dystryktu 9”. Scott się jednak rozmyślił i stwierdził, że Obcego nie odda. W efekcie szykuje nam się film, który jest sequelem „Prometeusza” i prequelem „Ósmego pasażera Nostromo” jednocześnie. Może być różnie.

Spider-man: Homecoming
Kilka minut na ekranie w ostatnim „Kapitanie Ameryce” dało fanom więcej satysfakcji niż trzy ostatnie filmy o Człowieku-Pająku razem wzięte. Bohater jest bezczelnym, zabawnym gówniarzem, który ze swoich supermocy czerpie autentyczną frajdę. Czyli tak jak być powinno. No i, co nie jest bez znaczenia, gra go młody aktor, Tom Holland, a nie ubrany „po młodzieżowemu” 30-latek. Wszystko dzięki temu, że Sony, które miało prawa do postaci, ale żadnego pomysłu na nią, dogadało się ze specjalistami w temacie, czyli Marvelem (Disney). Zwiastun pokazuje, że było warto.

Dunkierka
Nolan brał się już za pokręcony dramat psychologiczny, kryminał, kostiumowy thriller, senne fantasy, komiksy i epickie science-fiction. I zawsze był świetny. Dlaczego w filmie wojennym miałoby być inaczej? Sądzę, że nie będzie.

Blade Runner: 2049
Kolejny klasyk Ridleya Scotta, po który Hollywood sięga po latach. Odczucia mam jednak zgoła inne niż przy „Obcym”. Scott nie jest tu tak zaborczy. Pozostaje w roli producenta, ale za kamerą ustępuje miejsca młodemu Denisowi Villeneuve („Sicario”, „Labirynt”). Do tego Harrison Ford, który zawsze jest dobrym pomysłem, ale zrównoważony przez Ryana Goslinga. Może udało się osiągnąć równowagę między starym a nowym? Oby.

Liga Sprawiedliwości
Póki co DC Comics (Warner Bros) przegrywa z Marvelem na dużym ekranie każde starcie. Udało im się zepsuć nawet tak dobrze zapowiadający się „Legion Samobójców”. „Liga Sprawiedliwości” to jest ostatnia szansa na nawiązanie jakiejkolwiek walki z komiksowym rywalem zza miedzy. Trzymam kciuki żeby się udała, bo marnowany w każdym filmie potencjał postaci aż boli. Batman w interpretacji Afflecka jest zaskakująco dobry, z Supermana Cavilla też można coś jeszcze wykrzesać. Flash i Aquaman, których do tej pory widzieliśmy ledwie przez kilka sekund, też zapowiadają się ciekawie. Może coś z tego być.

Gwiezdne Wojny: Epizod VIII
Niewiele o tym filmie wiadomo. No może poza tym, że prawdopodobnie będzie największym i najbardziej dochodowym obrazem przyszłego roku. Taka nowa świecka tradycja od 2015 roku, że gwiazdka zaczyna się tydzień wcześniej i wszyscy tłumnie walą do kin na nowe „Gwiezdne Wojny”. I ja nie mam nic przeciwko temu. Należę do tych, którym „Przebudzenie Mocy” się podobało nawet bardzo. Zdaję sobie jednak sprawę z jego wtórności i dlatego w VIII części pokładam tak duże nadzieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 17 premier na 2017 rok. Co czeka nas w kinie w 2017? [WIDEO] - Dziennik Zachodni

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska