1945 rok na Ziemi Prudnickiej. Życie pierwszych polskich osadników

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Jednym z pierwszych osadników w Prudniku był fotograf Witold Czerkawski, który zostawił po sobie dużą kolekcję zdjęć z 1945 roku. Na ilustracji prudnicki Rynek.
Jednym z pierwszych osadników w Prudniku był fotograf Witold Czerkawski, który zostawił po sobie dużą kolekcję zdjęć z 1945 roku. Na ilustracji prudnicki Rynek.
Problemy z aprowizacją, niemieccy dywersanci, brak polskich książek i gazet. Tak wyglądało życie na Ziemi Prudnickiej po II wojnie światowej.

Pierwsza grupa Polaków trafiła do Prudnika w maju 1945 roku i zaczęła organizować administrację, handel i siły bezpieczeństwa. Dopiero w lipcu i sierpniu dojechały do pobliskich wsi pociągi z przesiedlaną ze wschodu ludnością rolniczą. Dla polskich urzędników podstawowym miejscem wyżywienia była stołówka w urzędzie.

"W stołówkach wikt jest marny i jednostajny" - pisał do wojewody w sierpniu 1945 roku starosta prudnicki Władysław Czechowicz. "Bywają tygodnie, w ciągu których obiad składa się tylko z zupy i kartofli. Często chleb na śniadanie czy kolację jest bez żadnego tłuszczu. Kto nie korzysta ze stołówki otrzymuje prowiant. Dziennie wydaje się na osobę - tłuszczu 1 dekagram, cukru - 1 dekagram, ćwiartkę chleba. Toteż jest ogólne narzekanie na wyżywienie i panuje zniechęcenie" - opisywał.

Dla urzędników zarabiających ok. tysiąca złotych miesięcznie, ceny na otwartych targowiskach były horrendalnie wysokie. Kilogram masła kosztował po wojnie nawet 350 zł. Kilogram mięsa 120, a kiełbasy 350 zł. Duży chleb można było kupić za 30 zł.
W całym powiecie długo brakowało polskich kapłanów. Sam starosta sygnalizował wojewodzie pilną potrzebę sprowadzenia księży ze wschodu. Byli co prawda duchowni niemieccy, ale zdaniem starosty osłabiali oni polskość. Na wsiach aż do pierwszych wywózek w grudniu 1945 roku rodziny niemieckie mieszkały w jednym domu z zakwaterowanymi Polakami. Polska milicja regularnie wyłapywała funkcjonariuszy nazistowskich, esesmanów i członków partii NSDAP.

Pojawiały się też informacje o oddziałach dywersyjnych w lasach, tajemniczych Niemcach z bronią dających znaki rakietnicami. Na wsiach MO znajdowała broń w gospodarstwach, a nawet większe składy uzbrojenia, dużą ilość amunicji znaleziono w lesie koło Rudziczki.

Dopiero jesienią 1945 roku, a więc kilka miesięcy po zakończeniu wojny, niemiecka ludność przyzwyczaiła się do myśli, że te ziemie będą polskie. Do tego czasu starosta Czechowicz pisał, że Niemcy cechują się wrogością, są agresywni, wrodzy wobec polskich władz. Bardziej ugodowa i spacyfikowana była ludność Prudnika. Prawdopodobnie dlatego, że była zdana na polską aprowizację. 8 sierpnia 1945 roku Niemców wysiedlono przymusowo do osobnej dzielnicy w rejonie dzisiejszej ul. Chrobrego. Tam czekali na wywózkę, która rozpoczęła się w grudniu.

Ogromny był też głód polskiej kultury. We wrześniu 1945 roku powstało w mieście pierwsze kino, a w grudniu biblioteka. Starosta apelował wcześniej do Polaków, żeby przekazywali po jednej swojej książce do pierwszego księgozbioru. Równie mocno brakowało polskich gazet, które mogły odpowiadać na szeptaną propagandę niemiecką. Gazeta “Głos Prądnika" powstała dopiero w styczniu 1946 roku. Dopiero pod koniec tego roku miasto formalnie zmieniło nazwę na Prudnik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska