Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Puchar dla Małysza

Redakcja
Trofea kęczanina zna cała Polska

   Jan Toczek z Kęt przeszedł na wcześniejszą emeryturę, by oddać się dwóm pasjom: uprawiać sport i robić puchary. Śmieje się teraz, że wciąż powraca z mistrzostw z własnoręcznie wykonanymi trofeami.
   Dzieciakom z Rajska za zwycięstwo podczas mistrzostw w tenisie stołowym obiecano zegarki i kalkulatory. Miało być praktycznie. - Ale to przecież tata może kupić! - zdenerwowały się. Chciały prawdziwych pucharów. Bo to nie tylko nagroda, wspomnienie sukcesu, ale właśnie - trofeum. Poza sportowcami, kolekcjonują je tancerze, hodowcy psów, wielbiciele kanarków i papużek, gołębiarze. Czasem na kolejne brakuje już miejsca w pokoju.
"Kętoczka" czyli zrób to sam
   Jan Toczek, czterokrotny mistrz Polski w badmintonie, znany jest w Kętach głównie z organizowania masowych imprez pod chmurką, na których bawiło się przed laty i kilka tysięcy osób. Ale przygotowywał również wiele - nawet międzynarodowych - mistrzostw i zawodów, jak konkurs debli stuletnich, podczas których tenisiści dobierają się parami w taki sposób, by łącznie mieć sto lat.
   Toczka łatwiej pytać o to, jakich dyscyplin sportowych nie uprawiał, niż o te, w których próbował sił. Lista tych pierwszych jest zdecydowanie krótsza. Grał w piłkę i w brydża, jeździł na nartach. Grał podczas Mistrzostw Europy w tenisie ziemnym, rzucał oszczepem w pierwszoligowej drużynie lekkoatletów w Krakowie, aby zimą zachować formę, zaczął podnosić ciężary. W rezultacie zdobył uprawnienia instruktora i w 1960 roku założył w kęckim klubie "Hejnał" sekcję sztangistów.
   - To były czasy, że człowiek w sklepie sztangi nie uświadczył. Więc sam ją zrobiłem - wspomina. Z aluminium skonstruował także paletkę do badmintona, którą wygrywali później wszyscy liczący się w Polsce zawodnicy. Nazwano ją "kętoczką", w przeciwieństwie do obecnych wówczas na rynku znacznie cięższych rosyjskich "łastoczek".
   Z pucharami było podobnie. Skoro brakowało porządnych na rynku, Toczek sam postanowił je zrobić. A gdy nic się nie działo, sam organizował imprezę.
   - Ukończyłem liceum w Suchej Beskidzkiej w czasie, gdy mieściło się jeszcze w zamkowych murach - wspomina. - Kiedy niedawno zbliżało się pięćdziesięciolecie ogólniaka, liczyłem na uroczysty jubileusz. Nie doczekałem się. Wtedy pomyślałem: "przecież kilka innych osób w Kętach jest też absolwentami tej szkoły, w tym dwaj proboszczowie, prezes Alutechu, szefowa Banku Spółdzielczego. Skrzyknęliśmy się i świętowaliśmy rocznicę nawet kilka razy. Przy okazji pojechaliśmy nawet do suskiego zamku.
   Jan Toczek na tę okoliczność przygotował pamiątkowy kubek ze zdjęciem i nazwiskami "suskich kęczan".
Dla mistrzów świata
i papieża
   W warsztacie pan Jan odbiera właśnie telefon. Ślązacy zamawiają puchar: koniecznie wielki, bo w środku musi się zmieścić strusie jajo. Po co? - Właśnie dla jaj! - a to znaczy, że chcą, by było dowcipnie.
   Pracownik z Urzędu Gminy Bojszowy zabiera zamówiony wcześniej puchar jako nagrodę w halowym turnieju piłki nożnej strażaków. - Ten pokaźniejszy, z figurą piłkarza na pokrywie, będzie od wójta, ten drugi od przewodniczącego rady - tłumaczy.
   Jeszcze nie tak dawno jako dowód uznania otrzymywało się prymitywny metalowy puchar, zwany potocznie "blaszokiem". Wiele takich do dziś stoi w gablotach szkół i klubów sportowych. Wyróżnieniem było otrzymać cenniejszy, srebrny. Ale za to ten w krótkim czasie pokrywał się śniedzią.
   Toczek, asolwent krakowskiego AGH, był szefem jednego z wydziałów Zakładu Metali Lekkich. - Organizowałem właśnie w Kętach Mistrzostwa Polski w Badmingtonie i pomyślałem, że trzeba byłoby dać ludziom jakieś ładne pamiątki. Pierwsze moje puchary powstały ze stopów aluminiowych. Jak na tamte czasy były niezwykłe.
   Na świecie produkcja medali i pucharów to od dawna wielka i dochodowa gałąź przemysłu. Zajmują się tym ogromne fabryki. W Polsce dopiero dwanaście lat temu Toczek jako pierwszy zaczął produkować profesjonalne puchary, wykonywane według amerykańskiej technologii. Dziś stał się konkurencją dla wielu zagranicznych firm. Kooperuje z przedsiębiorcami w Hiszpanii, Holandii i Niemczech, a jego mały, przydomowy warsztat zaopatruje imprezy sportowe, strażackie, czy szkolne od Suwałk i Gdańska po Zakopane, ale także wiele zagranicznych zawodów, jak choćby motocross w Czechach. Wykonane w Kętach puchary czy medale odbierali m. in. Robert Korzeniowski i Adam Małysz. Wiele z nich w ciągu ostatnich lat wręczono też papieżowi.
   W bielskim klubie sportowym do dziś wspominają, jak zlecili Toczkowi wykonanie pucharów dla zdobywców od trzeciego do szesnastego miejsca w Międzynarodowym Turnieju Siatkówki Mężczyzn pod patronatem prezydenta Rzeczpospolitej. Nagrody dla najlepszych miały przyjechać z Warszawy. Gdy dotarły, organizatorzy załamali ręce: "To byłaby kompromitacja, gdyby prezydent za pierwsze miejsce wręczył coś, co jest sto razy brzydsze od pucharu dla szesnastej drużyny!".
   W ostatniej chwili szukali ratunku w kęckiej firmie...
Mody pucharowe
   Z pucharami jest jak z fasonem dżinsów. Tylko pozornie co rok są takie same. - Moda się zmienia. To widać po katalogach. Odbiorcy wciąż chcą czegoś nowego - mówi producent. Złoty czy srebrny kolor już dziś nie wystarcza. Puchar ma np. domieszkę czerwieni, szafiru lub - jak zażyczył sobie ostatnio dyrektor kopalni w Brzeszczach - czerni, mającej symbolizować górniczy stan. Stoi na marmurowej lub granitowej podstawce, może mieć kielich z barwnego kryształu, a jego pokrywę wieńczy połyskująca figurka: złączona w tańcu para, tenisista z rakietą w ręku, siatkarki przebijające piłkę. - Piłkarzyków mam siedemnaście rodzajów. Małych i dużych, w takiej, czy innej pozie. Zresztą podobnie jest ze sportowcami każdej praktycznie dziedziny. Do wyboru - mówi Jan Toczek.
   Najzabawniejsze wydają się pucharki z odlewami zwierząt: papug czy kanarków. Gołębiarze nagradzają pucharami nawet trzydzieści pierwszych ptaków. - Trzydzieste miejsce? - zapytałem. - Przecież w sporcie to porażka! Jeśli leci tysiące ptaków, a mój jest trzydziesty to powód do dumy"__- odpowiedzieli.
   Kiedyś jeden z gołębiarzy sam zamówił puchar dla swojego ptaka. Za to, że w ogóle udało mu się dolecieć z Watykanu - wspomina pan Jan. Im więcej nagród zdobędzie gołąb, tym jego wartość wzrasta. Pisklęta po takich "championach" osiągają później zawrotną cenę. Podobnie jest z rasowymi psami, a nawet rybami czy papugami. To dlatego w domu ich właścicieli od pucharów uginają się meblościanki w pokojach gościnnych.
   U Toczka półki także ledwie zipią pod ciężarem zdobytych przez gospodarza trofeów. - Robię je i wracają do mnie - śmieje się producent. Swoją pracę traktuje bardziej jako hobby, choć nie ukrywa, że przydomowy warsztat daje miejsce pracy córce i zięciowi.
   - Mogłem rozwijać działalność. Austriacka firma chciała wejść do mnie z udziałem, ale odmówiłem - wspomina. - Kiedyś moje puchary zawiózł do Szwecji znajomy. Wrócił z zamówieniem: po tysiąc sztuk każdego modelu. Takiego zlecenia nie byłem w stanie podjąć. Odmówiłem. Ile kapitału musiałbym włożyć, by uruchomić linię produkcyjną? To zbyt wielkie ryzyko. Wystarczy mi to, co mam.
   Każdego roku Toczek za darmo ofiaruje puchary i medale ubożejącym klubom sportowym, czy szkolnym drużynom. W ubiegłym roku doczekał się za to tytułu "Sponsora roku", w tym - uzyskał kolejną nominację.
AGATA PARUCH

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski