Targi nto - nowe

3 - 6 - 9... Śpisz

Justyna Janus [email protected]
Andrzej Kaczorowski podczas seansu hipnozy. Stan uśpienia trwał około 15 minut.
Andrzej Kaczorowski podczas seansu hipnozy. Stan uśpienia trwał około 15 minut.
Potem Piotrek nie słyszał już nic prócz głosu hipnotyzera, szumu morza i śpiewu ptaków. - Nie chciałem się obudzić - mówi chłopak.

JEDNĄ HIPNOZĘ PROSZĘ
Hipnoza jako terapia może być wykorzystywana na kilka sposobów. Jest przydatna w:
- leczeniu chorób psychosomatycznych (lęki, stany podstresowe, bezsenność),
- wzmacnianiu procesów leczenia,
- walce z nałogami,
- regulacji zaburzeń odżywiania,
- przypominaniu,
- zapominaniu,
- wzmacnianiu.

TO NIE SEN
Czy takie usypianie, z jakim mamy do czynienia w trakcie hipnozy nie powoduje jakichś niekorzystnych zmian w naszej psychice?
O opinię na temat hipnozy poprosiliśmy Waldemara Mrowca, lekarza specjalistę z zakresu psychiatrii.
- Przede wszystkim hipnoza to nie jest pełne usypianie. Hipnoza nie doprowadza nas do snu w sensie fizjologicznym. W jej trakcie możemy kontrolować nasze reakcje, czego na pewno nie uda nam się zrobić, kiedy głęboko śpimy. Zostajemy doprowadzeni tylko na pogranicze jawy i snu. Jest taki moment między zasypianiem a zaśnięciem, trwa bardzo krótko, a dzięki hipnozie można go przedłużyć. Żeby hipnoza była bezpieczna musi mieć określony i jasny dla obu stron cel. Oprócz tego osoba, która w nią wprowadza, musi być fachowcem. Wtedy może korzystnie wpłynąć na nasze samopoczucie. Są jednak przeciwwskazania i nie każdy może poddać się hipnozie. Nie można jej wykonywać przy poważnych zaburzeniach psychicznych, takich jak schizofrenia czy głęboka depresja. Jak ze wszystkim, także i z hipnozą trzeba obchodzić się ostrożnie. Hipnoza nie jest niczym złym. Pod warunkiem, że jest jednym ze sposobów terapii, a nie jedynym.

TROCHĘ HISTORII
Hipnoza znana i praktykowana była już w starożytności. Z jej tajników korzystali między innymi egipscy kapłani. Opisywał ją Hipokrates. Nazwę, zresztą mylną, nadano jej w połowie XIX wieku. Pochodzi ona od greckiego słowa hypnos, oznaczającego sen, którym hipnoza nie jest. Początkowo brana była przez współczesnych za niedorzeczność i zabobon. Po II wojnie światowej zaczęto traktować ją poważnie. W latach czterdziestych ubiegłego wieku powstało Brytyjskie Towarzystwo Hipnozy Medycznej, a rok później jego amerykański odpowiednik.

Hipnoza ma tylu zwolenników, co przeciwników. Ci, którzy przez nią przeszli, mówią, że raz nie wystarczy i chcą jeszcze. Sceptycy z niedowierzaniem patrzą na ludzi, którzy w hipnotycznym transie tańczą, płaczą i opowiadają o swoim dzieciństwie. Zbiorowe seanse hipnozy przyciągają jednych i drugich. Tysiące widzów obserwowało "Frytkę", która w telewizyjnym programie "Bar" właśnie w trakcie zbiorowej hipnozy opowiadała o plaży i morzu. O plaży i morzu mówił również zahipnotyzowany Piotrek Staszewski, z tym, że nie w telewizji, tylko w sali Filharmonii Opolskiej.
Piotrek przyszedł na zbiorowy seans hipnozy zorganizowany w Opolu. Najpierw usiadł, tak jak kilkadziesiąt innych osób, na widowni sali kameralnej. Ludzi było tak dużo, że nie dla wszystkich starczyło miejsca. Kiedy Andrzej Kaczorowski, znany hipnotyzer, zaczął mówić, na sali zaległa zupełna cisza. Ludzie z zamkniętymi oczami wsłuchiwali się w jego słowa: "twoje ciało robi się ciężkie", "głowa opada", "nie możesz ruszać rękami", "jesteś odprężony", "nie myśl o otaczającej cię rzeczywistości", "śpisz".
- To jest coś fantastycznego. Kiedy raz się spróbuje, chce się wchodzić w hipnozę znowu i znowu. Trzeba spróbować - mówił szeptem chłopak, który przyjechał do Opola razem z hipnotyzerem.
Stan uśpienia trwał około 15 minut. Przez cały czas hipnotyzer namawiał do odprężenia się, wsłuchania we własny organizm, wyciszenia myśli. Jego głos był cichy, spokojny, od czasu do czasu przechodził w szept. Wymawiane i ciągle powtarzane przez niego liczby 3 - 6 - 9 unosiły się w powietrzu i dźwięczały w uszach. W koncentracji miał pomóc szum morza, odtwarzany z taśmy magnetofonowej. Na niektórych twarzach rzeczywiście malował się spokój. Inni uśmiechali się i kątem oka podglądali osoby z sąsiednich krzeseł.
Widziałem morze
W pewnej chwili hipnotyzer podszedł do Piotrka, kazał wstać i wyjść na środek sali. Zamknął mu oczy i zaczął liczyć od 1 do 10. Przy dziesiątce chłopak wyglądał tak, jakby zapadł w głęboki sen. Zaczął opowiadać o statkach na morzu, które właśnie obserwuje, o grzejącym go słońcu i ciepłym, miękkim piasku, na którym leży. Tymczasem leżał na... dwóch twardych krzesłach - głowę opartą miał o jedno, a stopy o drugie krzesło. Jego ciało było sztywne i przypominało deskę. Prowadzący seans podszedł do małego chłopca siedzącego między dziadkiem i babcią, wziął go na ręce, położył na Piotrku i powiedział "śpisz" - dziecko natychmiast zasnęło.
- Ja naprawdę widziałem morze i czułem piasek. To było jak sen, po którym żałujemy, że się skończył. Kiedy mnie wybudzono, czułem się odprężony i wypoczęty, jak po wakacjach nad morzem - mówi Piotrek.
Piotrek czuł również, że w pewnym momencie jego ciało zaczęło przypominać gumę. Wiedział, że może się podnieść, ale nie chciał. Coś mu mówiło, że warto tak leżeć. Leżał więc na ziemi, wyślizgując się z rąk czterech innych uczestników seansu, którzy próbowali go podnieść. Potem na sygnał dany przez hipnotyzera podszedł do obcej dziewczyny, objął ją i zaczął mówić "księżniczko, kocham cię".

Hipnoza leczy kompleksy
Kiedy chłopak się obudził, powtórzył słowa hipnotyzera i wyszedł. Czy naprawdę zapomniał o traumatycznym przeżyciu, tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, jaki wpływ hipnoza miała na Piotrka.
- Od tygodnia nie włożyłem do ust papierosa. W trakcie seansu hipnotyzer podstawił mi pod nos papierosa i mówił, że okropnie śmierdzi. Następnego dnia próbowałem zapalić, ale nie mogłem znieść tego potwornego smrodu - opowiada Piotr.
Zbiorowe seanse hipnozy to tylko widowiska, które mają przede wszystkim oswoić ludzi z taką terapią. Ludzie, którzy raz w takim seansie uczestniczyli, z niecierpliwością czekają na następny.
- To bardzo wciąga. Po tym seansie zacząłem szukać informacji na temat hipnozy, sam też próbuję hipnotyzować swoją dziewczynę. Na razie bez skutku - mówi Piotr Staszewski.

ROZMOWA
Terapia na granicy jawy

Z dr. Andrzejem Kaczorowskim, hipnoterapeutą

- Czym dla niewtajemniczonych jest hipnoza?
- Ci, którzy jeszcze nigdy się z nią nie zetknęli, bardzo często mówią o niej jak o magii, czarach. Myślą, że to takie "hokus pokus", po to, by kogoś zniewolić, uczynić z niego narzędzie swoich niecnych planów. Wszystko to, moim zdaniem, wynika przede wszystkim z niewiedzy i lęku przed nieznanym.
- Co więc kryje się pod pojęciem hipnozy?
- Moim zdaniem, to jedna z najciekawszych metod relaksu i terapii. Dzięki wprowadzeniu organizmu w stan koncentracji na sobie, można wzmocnić w nim siły, które pomogą mu zdrowo żyć. Można wyzwolić w nim optymizm, pogodne spojrzenie na przyszłość. Nie obciążone nawykami i lękami myślenie daje nam do wyboru znacznie większy wachlarz możliwości, które do tej pory ukrywała nasza psychika. Można więc powiedzieć, że hipnoza jest stanem sztucznie wywołanego niby-snu za zgodą pacjenta.
- Po co organizuje pan zbiorowe seanse hipnozy?
- Po to, aby obalić ponure mity, które dzięki literaturze i filmie krążą o hipnozie. Właśnie dlatego często zapraszam pacjentów na pokazy, gdzie demonstruję hipnozę estradową, połączoną z terapeutyczną. To dobry wstęp dla osób lękliwych do poznania zjawiska. Mogą się przyjrzeć, na czym polega seans i mechanizm terapii odmiennymi stanami świadomości. Na osobach, które szybko wchodzą w hipnozę mogę innym ludziom, współuczestnikom seansu, zaprezentować jej zupełne bezpieczeństwo.
- Takie zbiorowe seanse hipnozy to również terapia?
- Według moich obserwacji może być skuteczna przy leczeniu chorób psychosomatycznych, nerwicy, depresji, moczeń nocnych. Polecam ją przy redukcji wagi, przy nadwadze i zaburzeniach odżywiania oraz w leczeniu nałogów nikotynowych, alkoholowych i narkomanii.
- Czy hipnoza jest bezpieczna?
- Wszystko zależy od osoby, która ją prowadzi. Hipnoza jest tylko narzędziem. I tak jak każde narzędzie w rękach osoby mającej złe intencje, może być niebezpieczna. Zwykły nóż kuchenny służący do krojenia chleba w rękach mordercy będzie zagrożeniem. Wszystko więc zależy od tego, kto hipnozę prowadzi. Liczy się również fachowość. Jeżeli ktoś tylko czytał o chirurgii, nie znaczy, że będzie umiał przeprowadzić operację. To prawda, że osoba raz wprowadzona w hipnozę, drugi raz łatwiej w nią wejdzie i hipnotyzer może to wykorzystać. Bardzo ważne jest więc określenie celu, jaki chcemy osiągnąć przez hipnozę. Musi on być jasny i dla pacjenta, i dla hipnotyzera. Hipnoza musi być formą bezpiecznej umowy między terapeutą a pacjentem. W moich rękach pacjenci na sto procent są bezpieczni.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska