34. Zjazd Tarnopolan. W Głuchołazach kresowiacy wspominają dawne czasy

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Tarnopolanie pod pomnikiem Weteranów Walk o Niepodległość  Rzeczpospolitej w Głuchołazach
Tarnopolanie pod pomnikiem Weteranów Walk o Niepodległość Rzeczpospolitej w Głuchołazach Krzysztof Strauchmann
Dawni mieszkańcy kresowego Tarnopola przyjechali do Głuchołaz na 34. Zjazd Tarnopolan, aby wspominać dawne czasy i swoją trudną historię.

Tarnopolski Zjazd Kresowian rozpoczął się oficjalnie we wtorek 8 czerwca uroczystą mszą świętą w głuchołaskim kościele parafialnym i akademią w miejscowym centrum kultury. W tym roku spoza naszego regionu na trzy dni zjazdu przyjechało 40 uczestników. Wielu krajan mieszkających w Nysie czy Prudniku dołączy do nich choćby na jeden dzień.

- Zebranie ich wszystkich w jednym miejscu wymaga ciężkiej pracy, bo ludzie są coraz starsi, ale widzę po ich minach, po zachowaniu, że się cieszą z tych spotkań – mówi Janina Stadnik, przewodnicząca Klubu Tarnopolan w Nysie, organizator zjazdu. - Trudniej jest pozyskać młodych, ale może we wnukach obudzi się miłość do kresów? Staramy się o nich opowiadać, kiedy jesteśmy zapraszani do szkół i przedszkoli.

Tarnopol przed II wojną światową był siedzibą województwa. Liczył 60 tysięcy mieszkańców. W czasie wojny miasto zostało zamienione w twierdzę i zniszczone w 90 procentach.

W 1945 roku władze radzieckie zaczęły masowe repatriacje, czyli przesiedlenia Polaków na zajęte tereny Ziem Zachodnich. Tarnopol został bowiem włączony do Związku Radzieckiego.

- Wyjazd do Polski to była ulga, bo we wsi, gdzie się urodziłem były mordy banderowców. Gdy tylko przekroczyliśmy granicę, to cieszyliśmy się, że jesteśmy już w Polsce – wspomina Józef Niżyński z Wrocławia. - Ja przyjechałem dopiero w marcu 1946, gdy kończyła się repatriacja. Mój ojciec walczył w armii Berlinga, był ranny w Berlinie, leżał w szpitalu i nie mieliśmy do kogo jechać. Pamiętam Tarnopol w gruzach, zniszczony podobnie jak Nysa, do której trafiłem w 1946 roku. W Nysie na ul. Prudnickiej była tak duża barykada, że przechodząc przez nią trzeba się było wdrapać na wysokość I piętra.

- Mój wujek zawsze powtarzał, że w środku nocy by tam wrócił, choć cudem uniknął śmierci, bo go banderowcy chcieli rozstrzelać za stodołą - opowiada Albiń Zańko. – Po wojnie Tarnopolanie osiedlili się na terenach od Gliwic i Bytomia przez Prudnik aż po Ziemię Lubuską. Władza ludowa dbała, aby ludzi rozesłać w różne miejsca, wymieszać z osadnikami z centralnej Polski. Kresowiaków nie dopuszczano do władzy.

Po latach tęsknota do kresów ciągle daje o sobie znać. Jeżdżą tam, zwiedzają jak turyści, szukają na cmentarzach grobów swoich przodków. Między sobą wymieniają się wiedzą.

- Byłam ciekawa, gdzie mieszkali moi rodzice i pojechałam tam kilka razy – wspomina Janina Stadnik. - Faktycznie, tam jedzenie inaczej smakuje. Mamy kontakt z miejscową nauczycielką, która dba o groby moich bliskich.

- Znajomy Ukrainiec, który pracuje w Polsce, zadzwonił do mnie niedawno i pyta o groby moich bliskich na cmentarzu w Kozłowie – opowiada Albin Zańko. - Wysłałem mu zdjęcia, odnalazł te groby i uporządkował. Widać, że oni też się interesują historią.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska