3,5-letni chłopczyk przeżył tylko dzięki desperacji rodziców

Archiwum
Wysoka gorączka u dorosłego nie jest powodem do wezwania karetki, ale w takich przypadkach dziecko powinno być traktowane szczególnie.
Wysoka gorączka u dorosłego nie jest powodem do wezwania karetki, ale w takich przypadkach dziecko powinno być traktowane szczególnie. Archiwum
Podobne zdarzenie do tego, które zakończyło się w Łodzi śmiercią 2,5-letniej Dominiki, miało miejsce w Opolu.

- Nasz syn dostał ponad 40 stopni gorączki, miał drgawki - relacjonuje Paweł O. z Opola. - Byłem akurat w pracy i dzieckiem zajmowała się żona. Podawała mu leki na zbicie temperatury, ale nie pomagały. Zadzwoniła na pogotowie.

Dyspozytor, zamiast od razu wysłać do naszego syna karetkę, dał żonie numer przychodni przy ul. Krakowskiej, pełniącej nocny dyżur. Tam jednak lekarz pediatra ją zbyła. Kazała dalej zbijać gorączkę.

Zdesperowana mama włożyła chłopczyka na 10 minut do wanienki z chłodną wodą. Podawała mu leki przeciwgorączkowe. Pomogło na krótko. We wtorek rano rodzice poszli z dzieckiem do przychodni pierwszego kontaktu.

Pediatra jednak nic nie stwierdził i zlecił badanie krwi.

- W środę okazało się, że wynik jest zły, tzw. wskaźnik CRP (oznaczany w przypadku podejrzenia infekcji) wynosił już u syna 170, a według normy nie powinien przekraczać 5 - relacjonuje Paweł O. - Pediatra uznał, że to angina, i przepisał antybiotyk. Lek jednak nie zadziałał.

Kryzys u dziecka nastąpił 21 lutego w nocy. Gorączka rosła, chłopczyk wymiotował. Państwo O. pojechali z nim do nocnej przychodni na Krakowską. Pediatra, który miał dyżur, obejrzał pacjenta i wypisał skierowanie do szpitala. W szpitalu na Witosa przyjęto ich od razu.

- Lekarz stwierdził, że synek ma bardzo ostre zapalenie płuc i jego stan jest ciężki, CRP wynosiło już wtedy 230! - podkreśla Paweł O. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Syn miał tam bardzo dobrą opiekę, szybko doszedł do zdrowia.

Gdy jednak cała Polska usłyszała o dramacie 2,5-letniej Dominiki ze Skierniewic, która zmarła 25 lutego, nie otrzymując pomocy lekarskiej na czas, państwo O. doszli do wniosku, że ich synka pogotowie potraktowało w dokładnie ten sam sposób, odmawiając przysłania karetki, mimo bardzo wysokiej gorączki i odsyłając na nocny dyżur przychodni.

- Jesteśmy przekonani, że gdybyśmy z żoną czekali na kolejne rady przedstawicieli służby zdrowia, nasze dziecko też by pewnie umarło przez ten chory system - oburza się Paweł O. - Do meneli pogotowie wyjeżdża, a jakże - sam byłem tego świadkiem. Jak czytam, że służby ratownicze w Opolu nigdy nie były tak dobre jak teraz, to ze wściekłości brakuje mi słów. Nikomu nie życzę tego, co nas spotkało, bezradności i obojętności z każdej strony.

Dyrektor Opolskiego Centrum Ratownictwa Medycznego w Opolu twierdzi, że dyspozytor nie popełnił błędu: - Karetki służą tylko do wyjazdów do stanów nagłych: wypadków, zawałów serca, udarów mózgu, drgawek. Jeśli ktoś ma gorączkę, to powinien się zgłosić do podstawowej opieki zdrowotnej lub do opieki nocnej - podkreśla Ireneusz Sołek. - My stosujemy się do zapisów ustawowych.

Niedługo później Ireneusz Sołek zadzwonił do nto i poinformował, że odsłuchał rozmowę, jaka odbyła się między dyspozytorem a mamą 3,5-letniego chłopczyka, nagraną 18 lutego.

- Nie przebiegała ona tak, jak to zostało przedstawione. - Mama tego chłopca powiedziała tylko, że ma on 40 stopni gorączki, że podała mu ibuprofen i go schładzała. Nie wzywała karetki. Gdyby zadzwoniła po raz drugi i powiedziała, że gorączka nie spadła, karetka na pewno by pojechała.

- Co ten człowiek opowiada? - denerwuje się ojciec chłopczyka. - W jakim celu moja żona dzwoniłaby na pogotowie, jeśli nie oczekiwałaby pomocy?

Szymon Ogłaza, dyrektor gabinetu wojewody opolskiego, któremu podlega ratownictwo medyczne, ocenia: - To nie jest sprawa systemu, wszystko zależy od człowieka, który podejmuje decyzje. Karetki są po to, żeby jeździły. Tu nie chodzi o pieniądze, tylko o to, by nie wyjeżdżały do nieuzasadnionych wezwań, bo zabraknie ich wtedy, gdy będą faktycznie potrzebne. Wysoka gorączka u dorosłego nie jest powodem do wezwania karetki, ale w takich przypadkach dziecko powinno być traktowane szczególnie. Trzeba było ją wysłać.
My nie chcemy nikogo oskarżać, mścić się, tylko pragniemy, by pracownicy pogotowia i nocnej opieki, wyciągnęli z naszej historii jakieś wnioski, coś w wadliwym systemie zmienili - dodaje Paweł O. z Opola.

- Wiemy z żoną, że to nie jest odosobniony przypadek. Takich zdarzeń jest w Polsce wiele, o czym czytamy na forach internetowych. Dowiadujemy się o nich od naszych znajomych mających dzieci.

- Sprawę syna państwa O. zbadam dokładnie, wszystkie telefony z zewnątrz mamy zarejestrowane - podkreśla Adam Ślęzak, prezes Przychodni "Optima", któremu podlega m.in. nocna i świąteczna pomoc.

- Każdy lekarz ma obowiązek przeprowadzenia wywiadu z rodzicem lub pacjentem, dokładnego wypytania go o szczegóły. Dopiero na tej podstawie i wiedzy medycznej podejmuje konkretne decyzję. Nasi lekarze są mocno przeciążeni. W styczniu odnotowaliśmy w przychodni przy Krakowskiej 8700 przyjęć, w tym - 384 wizyty domowe, to dwa razy więcej niż rok temu. Nikt jednak pomocy nie odmawia.

Wczoraj w Opolskim Centrum Ratownictwa Medycznego odbyła się specjalna narada na temat systemu. - Analizowaliśmy m.in. przypadek ze Skierniewic - mówi Szymon Ogłaza. - Nie można sztywno trzymać się procedur. Wysoka gorączka czy dolegliwości żołądkowe u dziecka to sygnał ostrzegawczy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska