47 i pół

Robert ARENT
Jego małą ojczyzną od trzech lat jest czterdzieści siedem i pół metra kwadratowego parkietu. Plus balkon. Dwudziestego każdego miesiąca listonosz wręcza mu 625 złotych, za które utrzymuje siebie, bezrobotną żonę i psa cocker-spaniela.

Pies ma lat czternaście, co według naukowych przeliczeń daje mu już 93 lata ludzkiego żywota. Czyli na 47 i pół m kw żyją sobie zgodnie (ale głodnie): bezrobotna bez prawa do zasiłku od czterech lat, pies emeryt i rencista okresowy od lat trzech.
Cała trójka żyje w mniejszości. Bo:
- moda na cocker-spaniele minęła definitywnie gdzieś tak dziesięć lat temu i ostatnio jest ich bardzo mało w porównaniu z innymi rasami,
- w ostatnim czasie w naszym kraju utworzyły się potężne mniejszości - mniejszość bezrobotnych oraz mniejszość emerytów i rencistów. I przybywa ich sukcesywnie, choć właśnie wśród nich jest najwięcej zgonów.
Ze starości, z głodu, ze zgryźliwości i z bezradności.

BEZRADNOŚĆ
Zbigniewowi A. do śmierci ze starości jeszcze trochę brakuje. Cztery lata temu uległ wypadkowi drogowemu. Czołowe zderzenie, samochód skasowany, całkowitą winę ponosił kierowca tamtego samochodu. Zbyszka uratował refleks byłego sportowca, długoletni staż kierowcy, a nade wszystko palec Boży.
Po wypadku przebywał kilka miesięcy na zwolnieniach lekarskich i szpitalnym leczeniu. Ale chciało mu się szybko do pracy, co okazało się wielkim błędem. Wylądował u psychiatry.
Potem przez jedenaście miesięcy walczył o rentę. Przyznali na rok. Z początku myślał, że się z tego wszystkiego szybko wyliże. Ale gdzie tam. Z każdym tygodniem było coraz gorzej. Od czterech lat nie zaśnie bez tabletki. Zresztą żona, która także uczestniczyła w wypadku, również każdego wieczora bierze środki nasenne.
Dopadła go depresja, lęki i okropne bóle głowy. Czasami tak mocne, że żadne tabletki nie pomagają, trzeba gasić światło, kłaść się na tapczan z mokrym ręcznikiem na czole i czekać. I czekać. Czasem kilka dni.
Człowiek jest wtedy bezradny wobec całego świata.

PŁACZ
Kilka miesięcy temu rozpłakał się przed telewizorem.
Wprowadzali akurat na salę przed kamery poskręcanego z bólu i choroby Jacka Kuronia. Ten ledwo, ledwo wydukał, że wraca na polityczną arenę, by walczyć z bezrobociem.
Kiedy Zbigniew A. ochłonął ze wzruszenia widokiem kalekiego człowieka, mocno się wnerwił: "O Chryste Panie! To już nikt w tym zasranym kraju nie potrafi zahamować bezrobocia i zapewnić w miarę godnego życia bez mała trzem milionom bezrobotnych Polaków? Muszą z lamusa wyciągać schorowanego, ledwo człapiącego Jacka? Powinni wychłostać tego, który wpadł na ten kretyński pomysł".
Wziął garść tabletek i się otumanił.
Bo nie wykupuje już od dawna na recepty dobrych, uspokajających proszków, lecz bierze z bezpłatnych recept od psychiatry tabletki otępiające.
Minęło kilka minut. Stanął przed lustrem, spojrzał i zobaczył kogoś na podobieństwo Kuronia z telewizora.
Znów się wzruszył (po psychotropach to normalne). I zapłakał.

SYNDROM
Zastanawia się, dlaczego coraz częściej nie chce mu się wychodzić z domu. Dlaczego prawie wcale nie odbiera telefonów. Sam też do nikogo nie dzwoni. Nie utrzymuje kontaktów z przyjaciółmi, odizolował się od kolegów, nie zawiera nowych znajomości. Kiedy nie boli głowa, trochę czyta, ale najczęściej gapi się w telewizor.
Obwarowuje coraz bardziej swoją małą ojczyznę. Swoje 47 i pół metra kwadratowego.
Stał się podejrzliwy. Ostatnio podejrzewa, że dopadł go tzw. syndrom dzieci jeńców obozów koncentracyjnych. Przed laty czytał o tym w jakimś biuletynie naukowym. Wtedy nie przywiązywał do tego żadnego znaczenia, dziś urosło to do problemu wielkiego kalibru. Ponoć naukowcy jacyś stwierdzili kiedyś, iż przeżycia rodziców więzionych w obozach mają niebagatelny wpływ na psychikę ich dzieci. Szczególnie znaczny w wieku późniejszym.
A wojenne przeżycia jego rodzica były okropne.
Na początku wojny ojca, który miał wtedy zaledwie skończonych szesnaście lat, zabrali do Oświęcimia. Jechał w wagonie razem z matką i swoim ojcem. Na miejscu, kiedy rozdzielano kobiety od mężczyzn, mama nie chciała puścić syna. Rozdzielili ich siłą. Matka złapała się bramy wejściowej i nie chciała jej puścić. Wtedy esesman spuścił ze smyczy psa. Pies rozszarpał na oczach syna matkę...
Ojciec Zbigniewa przesiedział w różnych obozach koncentracyjnych całą wojnę. Przed wojną był ministrantem. Chciał być księdzem. Wszyscy głęboko wierzyli, że spełnią się jego marzenia.
Po powrocie z wojny oświadczył, że Boga nie ma, skoro dzieją się na świecie takie rzeczy, jakich doświadczył. I odtąd był zaciekłym ateistą. W takim też duchu wychowywał swoje dzieci.
Więc Zbigniew A. drogę do Pana Boga musiał odnaleźć sobie sam.

GORYCZ
Dziś uważa się za "bezpaństwowca".
- Przegrałem swoje życie, bo bezkrytycznie słuchałem ojca, że ojczyzna to najważniejsza sprawa. Więc wierzyłem w to, co mówił Gierek, później jego następcy. Wierzyłem Wałęsie, choć rozumiałem zaledwie dwadzieścia procent jego bełkotu. Dzisiaj już nie wierzę w ani jedno słowo Buzka.
Powiada, iż nie wziąłby do ręki karabinu w obronie swej "Wielkiej Ojczyzny". Nie podniósłby nawet z ziemi kamienia, żeby rzucić w stronę wroga. Bo któż to jest wróg? To niewinny, lecz naiwny człowiek, któremu jakiś maniak u władzy każe bić się za ojczyznę. A sam siedzi w ukryciu i rozgląda się, jak tu jeszcze szybko się wzbogacić kosztem naiwnej, szarej masy. Jak wsadzić do swojej kieszeni to co "państwowe", czyli niczyje.
Ekipy rządzące zmieniają się coraz częściej, każdy z nich ma mało czasu, by nakraść, by na odpowiednio wysokie i dobrze płatne posady wywindować żony, braci, kuzynów, siostrzeńców, kochanki.
Dlatego on za takich walczyć nigdy nie będzie.

FIKCJA
W ciągu ostatnich trzech lat pracę w Polsce straciło milion osób! Szczególnie galopujący pod tym względem był rok 2000.
Bezrobotnych w Polsce jest już ponad trzy miliony. Gdyby jeszcze do tego dodać tych, którzy zarabiają poza granicami Polski i nie rejestrują się w urzędach pracy, dane GUS znacznie przekroczyłyby trzy miliony obywateli III RP.
- Jak można tak sponiewierać własny naród? - pyta rencista Zbigniew. I dodaje: - A może komuś na tym zależy, by nas kupiono zastraszonych, tchórzliwych, wybiedzonych, a zatem posłusznych?
Ci u władzy, ze wszystkich możliwych opcji politycznych, udają, jak bardzo zależy im na zmniejszeniu tej haniebnej mniejszości bezrobotnych.
Lecz albo nic nie robią w tej materii, albo są to tzw. ruchy mocno pozorowane.
Ot, choćby wszelakie kursy, które w pierwotnym swym założeniu miały przekwalifikowywać bezrobotnych do innych zawodów, a na których teraz zarabia tylko garstka cwaniaków. Miast dać te pieniądze autentycznie przymierającym z głodu bezrobotnym, urzędy pracy cynicznie upychają nimi kabzy organizatorom tych żałosnych kursów.
Żona Zbigniewa trzy takie kursy ukończyła, co okazało się stratą czasu, bo pracy nie znalazła, choć usilnie się o nią stara do dziś.
Jeżeli chce się uzyskać kredyt (pożyczkę) z PUP na założenie swojej firmy, warunkiem koniecznym jest ukończenie jednego z takich fikcyjnych (pozorowanych) kursów. Organizatorzy tych pseudoszkoleń we wszystkich dokumentach chytrze zabezpieczają się formułką: "Po ukończeniu kursu należy przedłożyć biznesplan, co jednak wcale nie będzie jednoznaczne z otrzymaniem kredytu".
Na 100 kursantów 100 nie otrzymuje żadnych pieniędzy. Forsą przeznaczoną na ten cel obracają cwaniaczki odpowiednio "spokrewnione" z PUP-ami.

GŁÓD
W zasadzie Zbigniew A. i jego żona są teraz w wieku, w którym winni osiągać szczyty swych zawodowych możliwości.
Oboje z wyższym wykształceniem, oboje ze sporym stażem w nie najgorszych firmach. Oczytani, zawsze gotowi podnosić swoje umiejętności i kwalifikacje. Teraz właśnie powinni sięgać szczytów na drabince zarobków w swoich macierzystych firmach.
Tyle tylko, że tych firm nie mają. Przedsiębiorstwo żony uległo likwidacji i odtąd nie może znaleźć stałej pracy. Wiadomo, pięćdziesiątka na karku, a takich nigdzie już nie potrzebują.
Są w wieku, kiedy najbardziej pomaga się swoim dzieciom. Ale oni zamiast ich wspomagać, wypatrują z okna mamy żony. 76-letnia staruszka co drugi dzień przynosi im w czerwonej bańce ciepły obiad. Czasem jednodaniowy. Czasem dwudaniowy z sałatką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska