500 plus karabin, czyli kto może zostać gwardzistą Obrony Terytorialnej

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Pierwsze strzelanie nigdy nie jest łatwe. Żeby być dobrym, trzeba regularnie ćwiczyć.
Pierwsze strzelanie nigdy nie jest łatwe. Żeby być dobrym, trzeba regularnie ćwiczyć. Archiwum
Narodowe Siły Rezerwy niespecjalnie się udały, może Obrona Terytorialna sprawdzi się lepiej. Nabór ruszy we wrześniu, ale zainteresowani do wcielenia przygotowują się nie od dziś...

Szybko strzelasz dwa razy w klatkę piersiową i raz w głowę. Wtedy masz pewność, że napastnik nie wejdzie ci do domu - tłumaczy instruktor. Problem pojawia się właśnie wtedy, kiedy trzeba strzelać szybko. Pierwszy strzał trafia w rękę, drugi przechodzi obok klatki piersiowej, strzał w głowę też nie jest celny. Napastnik jest ranny, ale żyje, więc bardzo prawdopodobne, że za sekundę ja nie będę żył.

Tak wygląda mój pierwszy dzień strzelania, jakie instruktorzy z grupy „Rangersów” zorganizowali dla członków Stowarzyszenia Patriotyczny Kędzierzyn-Koźle. Ci drudzy chcieliby w przyszłości wstąpić do Obrony Terytorialnej, do której zaciąg ma ruszyć już we wrześniu. Postanowiłem sprawdzić, co trzeba zrobić, żeby zostać gwardzistą, jak ta formacja ma w ogóle wyglądać, i rozwiać różne wątpliwości wokół samego pomysłu, których nie brakuje. Niektórzy nazywają ją bowiem Obroną Terytorialną Macierewicza, a nawet bojówką wiceprezesa PiS. Eksperci od wojskowości tłumaczą z kolei, że OT będzie bardzo ważnym elementem obronności naszego kraju.

Piąty rodzaj sił zbrojnych

W ostatnich latach bardzo szybko rośnie popularność grup paramilitarnych. Ludzie, którzy się w nie angażują, traktują to nie tylko jako fajny sposób na spędzenie wolnego czasu. Twierdzą, że w razie zagrożenia militarnego będą w stanie wspierać regularne wojsko i prowadzić walkę obronną. - Powołanie Obrony Terytorialnej ma właśnie temu służyć. OT ma być piątym rodzajem sił zbrojnych, a więc jej członkowie muszą mieć swoją wartość na polu walki - mówi Karol Bandurski, prezes stowarzyszenia „Fideles et Instructi Armis”, czyli „Wierni w Gotowości pod Bronią”. Jego zdaniem na razie poziom wyszkolenia członków takich grup jest bardzo różny. - Pamiętajmy jednak, że mamy powszechny obowiązek obrony. Zdolność do jego pełnienia u osób, które szkolą swoje umiejętności w organizacjach paramilitarnych, jest dużo większa niż tych, którzy nigdy nie mieli do czynienia z bronią.

Strzelanie z kałasznikowa z pozycji stojącej idzie mi dużo lepiej. Na pięć strzałów do celu (czyli makietę przeciwnika) z odległości 50 metrów trafiają cztery. „Kałach” robi wrażenie, to najbardziej popularny karabin na świecie. Jego unowocześnione wersje przede wszystkim nie mają tak dużego odrzutu jak te starsze. Na temat tej broni krąży wiele mitów, między innymi taki, że przebija szynę kolejową. To akurat nieprawda, chociaż potrafi przebić betonową ścianę. I wbrew powszechnym opiniom czasem potrafi się też zaciąć.

Pierwsza rzecz, jakiej dowiadujesz się na strzelnicy, to gdzie jest apteczka. W takich miejscach bowiem nierzadko dochodzi do wypadków.

- W zeszłym roku było kilka śmiertelnych - mówi mi instruktor. Zdarzają się one głównie „świeżakom”, ale również wtedy, gdy ćwiczą rutyniarze obeznani z bronią. Na przykład w Radomiu doszło do postrzelenia dwóch funkcjonariuszy Służby Więziennej, którzy przyjechali na trening. Podczas obsługiwania przez jednego z funkcjonariuszy pistoletu P-63 nastąpił przypadkowy wystrzał. Kula zraniła najpierw jego w rękę, a potem ugodziła drugiego funkcjonariusza w bark.

Prędzej sam sobie zrobisz krzywdę

Zanim ktokolwiek dostanie broń do ręki, musi poznać podstawy. Jak wyciągnąć magazynek, załadować go, odbezpieczyć broń, przeładować. I jak ją w ogóle trzymać. Źle trzymając pistolet, można sobie oderwać kawałek kciuka albo odstrzelić palec. Same podstawy uzmysławiają jedno: ktoś, kto nie miał do czynienia z bronią, a stanąłby przed koniecznością jej użycia, nie miałby zielonego pojęcia, jak się do tego zabrać. I najprawdopodobniej prędzej sam zrobiłby sobie krzywdę, niż wyeliminował przeciwnika.

Aby trafić w cel, trzeba przyjąć odpowiednią postawę (niektórzy robią przesadny rozkrok albo usztywaniają ciało), zgrać przyrządy celownicze, w odpowiednim tempie nacisnąć język spustowy (żeby nie „zerwać strzału”). Na początku i tak z celnością nie jest zbyt dobrze. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.

Chętnych do Obrony Terytorialnej z pewnością będzie wielu. Sprawdziłem, kto ma szansę się tam dostać i jakie trzeba spełniać warunki. Teoretycznie zgłosić się może każdy obywatel, który przejdzie kwalifikację wojskową. W 2009 r. po zawieszeniu obowiązkowej służby wojskowej i przejściu na armię zawodową zastąpiła ona pobór. Co roku kwalifikację przechodzą 19-letni mężczyźni oraz część kobiet, np. studentki uczelni medycznych. Na kwalifikację można się zgłaszać także ochotniczo po ukończeniu 18 lat. - Najbardziej pożądani będą ludzie, którzy do tej pory interesowali się obroną terytorialną, są członkami różnych organizacji proobronnych lub harcerstwa, i wszyscy ludzie aktywni, którym leży na sercu bezpieczeństwo Polski i chcą w jakiś sposób pomóc w trosce o siebie, swoją rodzinę - tłumaczy pełnomocnik MON ds. tworzenia obrony terytorialnej kraju Grzegorz Kwaśniak.

Nie tak łatwo się do nich „wkręcić”

To jasny sygnał, że najłatwiej będą mieli właśnie członkowie organizacji proobronnych. Okazuje się, że wcale nie jest łatwo się do nich dostać. Przykładowo Liga Obrony Kraju to bardzo hermetyczne środowisko, które rzadko przyjmuje nowych członków w swoje szeregi. A jeśli już, to po rekomendacji od osób, które od dawna tam działają. Człowiek z zewnątrz ma więc małe szanse. Podobnie jest w innych stowarzyszeniach. - Strzelectwo to jest dość elitarne hobby. Nie chcemy masówki - mówi mi członek jednej z takich grup.

Do Obrony Terytorialnej potrzebnych będzie w Polsce 35 tysięcy osób, a na Opolszczyźnie tysiąc, po mniej więcej sto osób na jedną kompanię powiatową. - W Polsce działa ponad sto takich organizacji proobronnych, ale ich członków nie jest tak wielu, aby z nich samych stworzyć obronę - mówi Karol Bandurski ze stowarzyszenia „Fideles et Instructi Armis - Wierni w gotowości pod bronią”.

Następni w kolejności mają być ci, którzy przeszli zasadniczą służbę wojskową. To problem szczególnie w przypadku młodych ludzi. Zasadnicza służba została zawieszona 6 lat temu. Ale nawet gdy obowiązywała, to wielu dzisiejszych trzydziestolatków i tak jej nie przeszło, ponieważ przysługiwała im możliwość odroczenia na skutek podjęcia i ukończenia studiów.

Kolejna sprawa to wiek. - 40-latek będzie miał mniejsze szanse niż ktoś w wieku 25 lat. Nie tylko ze względu na stan zdrowia czy kondycję, ale również na fakt, że 40 lat to nie jest dobry wiek na szeregowca - mówi członek jednego z oddziałów paramilitarnych.

Nie bez znaczenia będzie miejsce i rodzaj pracy, która musi pozwalać na dyspozycyjność. Członek Obrony Terytorialnej będzie musiał brać udział w szkoleniach. Mają one obejmować przede wszystkim strzelanie i taktykę dostosowaną do warunków w danym województwie (inna jest taktyka w mało zurbanizowanym województwie opolskim, a inna w gęsto zaludnionym i zindustrializowanym woj. śląskim). Będą też zajęcia w terenie z topografii, ochrony i obrony obiektów, rozpoznania, wychowania patriotycznego oraz wychowania fizycznego. Ćwiczenia mają się odbywać głównie w weekendy, ale raz do roku każdy członek OT będzie musiał wyjechać na poligon. Tam zajęcia mają się odbywać przez dwa tygodnie. Nie dla każdego pracodawcy będzie to do zaakceptowania. Z kolei aby zostać oficerem, trzeba będzie przejść 12-miesięczne przygotowanie.

500 plus karabin

Kilka dni temu Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że każdy członek OT będzie mógł liczyć na 500 złotych miesięcznie. Od razu pojawiły się wątpliwości, czy pieniądze nie będą zachętą dla różnych nieodpowiedzialnych ludzi, którzy zaczną się interesować wojskowością tylko po to, żeby trochę zarobić. - Nie ma mowy o tym, aby w szeregi organizacji proobronnych czy w przyszłości Obrony Terytorialnej wchodzili jacyś nieprzygotowani ludzie, którzy będą się kierować tylko chęcią zysku - uważa Bartosz Sadłoń, prezes opolskiego klubu strzeleckiego „Husarz”. - Znam wielu członków takich grup i są to ludzie, którzy robią to z pasją, traktują jako możliwość służenia ojczyźnie. Nigdy nie robiliby tego dla pieniędzy.

Okazuje się więc, że do OT wcale nie będzie się łatwo dostać. I paradoksalnie może się okazać, że pomimo wielu chętnych - odpowiednich kandydatów będzie brakowało. Tym samym nie można wykluczyć, że organizacja OT napotka kłopoty, podobnie jak miało to miejsce z Narodowymi Siłami Rezerwowymi.

NSR się nie udały

Te powstały sześć lat temu. Tworzyły je osoby, które ochotniczo zawierały kontrakt na pełnienie służby wojskowej w rezerwie i pozostawały w dyspozycji do wykonywania zadań w kraju i poza granicami państwa. Żołnierze NSR mają obowiązek uczestniczenia w ćwiczeniach organizowanych przez wojsko - w wymiarze do 30 dni w ciągu roku. Za czas przeszkolenia wojsko wypłaca ochotnikom żołd, a pracodawcy otrzymują rekompensaty za czas nieobecności pracownika. MON chciało promować służbę w NSR jako przepustkę do regularnej armii - ochotnicy mieli możliwość przejścia do zawodowej służby wojskowej. Ale samych ochotników brakowało, podobnie jak pieniędzy na ich szkolenie oraz żołd. Zdaniem ekspertów NSR nie stanowiły solidnej siły, na której można byłoby budować zaplecze dla armii.

Obrona Terytorialna ma nie powielać tych błędów. Jest kilka koncepcji zorganizowania tej ochotniczej gwardii. Od lekkiej piechoty, przez jednostki pancerno-zmechanizowane, do oddziałów quasi-milicyjnych. Największe szanse na realizację ma ta pierwsza. W każdym z przypadków ochotnicy mają dysponować bronią palną, która prawdopodobnie będzie przechowywana w magazynach policyjnych.

Pierwsze brygady powstaną na wschodzie Polski. Tam zaciąg ruszy prawdopodobnie już we wrześniu. Wszystkie mają osiągnąć gotowość organizacyjną najpóźniej w 2019 roku. Narodowe Centrum Studiów Strategicznych przygotowało kompleksową koncepcję funkcjonowania takiej gwardii. Szkolenia mają być realizowane częściowo przez certyfikowane organizacje i stowarzyszenia paramilitarne. Służba przygotowawcza wynosiłaby około 6-8 tygodni. Nabór do formacji OT ma być prowadzony w dwóch grupach: osoby w wieku policealnym/studenckim (18-25 lat) kontynuujące edukację oraz osoby aktywne zawodowo (20-45 lat). Przeszkolenie tych pierwszych nie stanowi problemu, bo może się odbyć w wakacje. Dla pozostałych przewidziano kursy weekendowe. Taka formuła przygotowania do służby ma sprawić, że chętni napotkają jak najmniej przeszkód.

Ochotnicy ćwiczą na Anakondzie

O tym, że ochotnicy mogą być realnym wsparciem dla regularnego wojska, świadczy fakt, że kilka stowarzyszeń proobronnych bierze udział w międzynarodowych ćwiczeniach Anakonda-16 z udziałem sił zbrojnych 24 państw sojuszniczych i partnerskich. To największe od wielu lat manewry wojskowe, jakie odbywają się w Polsce. Łącznie bierze w nich udział ponad 30 tysięcy żołnierzy, w tym ponad 10 tys. Amerykanów. Celem ćwiczenia jest zgrywanie narodowych i koalicyjnych dowództw oraz pododdziałów w ramach połączonej operacji obronnej w warunkach „zagrożeń hybrydowych”. Innymi słowy chodzi o sytuację, gdyby w Polsce pojawiły się tzw. zielone ludziki, czyli żołnierze, do których oficjalnie nie przyznaje się żadne państwo. To właśnie przede wszystkim na tego typu zagrożenia ma być przygotowywana Obrona Terytorialna.

W Polsce pozwolenie na broń ma około 200 tysięcy osób, posiadających około pół miliona sztuk broni palnej. Około 35 tysięcy osób ma dostęp do karabinów AK-47, czyli popularnych „kałasznikowów”. Od 2008 do 2014 roku MON i AMW sprzedała broń z magazynów i amunicję na łączną kwotę 316 mln złotych. Były to w większości właśnie karabiny z rodziny Kałasznikowa. Trafiały one najczęściej do członków grup paramilitarnych.

Zdaniem przeciwników powołania OT w przypadku wojny hybrydowej na naszym terytorium dużo skuteczniejsze będą jednak jednostki policji i antyterroryści. Ponadto w Polsce nie ma zaplecza dla wojny hybrydowej w postaci dużych grup narodowościowych czy religijnych kwestionujących przynależność do naszego państwa. Ponadto już raz w Polsce powołano taką obronę, miało to miejsce za czasów rządów AWS-UW, ale długo nie przetrwała. Powód? W jednostkach panował nieopisany bałagan, a dyscyplina była pod psem. Jak będzie teraz, to się dopiero okaże. Jedno jest pewne: potencjalnych gwardzistów jeszcze nigdy nie było tak dużo. I jeszcze nigdy na ochotnika do wojska nie pchało się tak dużo przeszkolonych ludzi jak teraz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska