71 lat od rozbicia kieleckiego więzienia. Żyje jeszcze 6 bohaterów – to wspomnienia

Mateusz Bolechowski
Janusz Sermanowicz nie uczestniczył w inscenizacji w Kielcach. – Kiedyś byłem, niezbyt przypominały to, co ja zapamiętałem – mówi.
Janusz Sermanowicz nie uczestniczył w inscenizacji w Kielcach. – Kiedyś byłem, niezbyt przypominały to, co ja zapamiętałem – mówi. Mateusz Bolechowski
W nocy z 4 na 5 sierpnia 1945 roku oddziały Podziemia Niepodległościowego pod dowództwem Antoniego Hedy "Szarego" rozbiły więzienie Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Kielcach przy ulicy Zamkowej. Była to najgłośniejsza i największa akcja bojowa podziemia antykomunistycznego w Polsce.

200 partyzantów, rozbiło kieleckiej więzienie i uwolniło 350 osób, głównie tych z którymi nie po drodze było nowej władzy narzuconej przez Związek Radziecki. Żyje jeszcze sześciu bohaterów tamtych czasów - Henryk Czech "Śmigły", Janusz Sermanowicz "Dyzma", Janusz Piekarski "Ryś", Stefan Małek "Tygrys", Ryszard Rutyna "Mario" i Antoni Olbromski "Tolek". Niemal wszyscy mieszkają na terenie województwa świętokrzyskiego.

Czytaj także: Rozbicie więzienia UB w Kielcach. Odtworzyli wydarzenia sprzed 71 lat

Jeden z nich wspomina akcję z 1945 roku. Podpułkownik Janusz Sermanowicz pseudonim "Dyzma" ze Skarżyska - Kamiennej w 1945 roku miał 19 lat. W czasie okupacji działał w konspiracji, był łącznikiem. Potem znalazł się w plutonie operacyjnym Świętokrzyskiej Brygady Wolność i Niepodległość. Brał udział w rozbiciu kieleckiego więzienia.
- Wystarczy zamknąć oczy, wszystko z tamtego dnia się pokazuje - przyznaje emerytowany leśnik. W tegorocznych uroczystościach brał udział, ale inscenizacji nie oglądał. - Widziałem parę poprzednich, niezbyt przypominały to, co ja zapamiętałem - mówi.

Wezwany przez dowódcę oddziału, na zgrupowaniu stawił się z własną bronią. - Miałem niemiecki karabin szturmowy MP 43, to była ekstra broń - wspomina. Podczas ataku na więzienie znalazł się w grupie szturmowej. - Naszym zadaniem było rozbicie bramy i uwolnienie więźniów z oddziału męskiego. Biegliśmy przez otwarty teren, naraz dostaliśmy silny ogień z okien budynku kompleksu pałacu biskupiego. Mieliśmy z czego strzelać, więc szybko zgoniliśmy to towarzystwo do piwnicy. Gdyby wtedy rzucali z góry granaty, byłoby po nas. Niestety, kluczy nie mieliśmy. Pociski z PIATa (brytyjski granatnik - red.) przebijały ją, ale nie otwierały. Koledzy podłożyli ładunek wybuchowy, ale i on wyrwał tylko dziurę. Przez nią weszliśmy do środka. Dalej poszło łatwiej - wspomina Janusz Sermanowicz.

Wśród uwolnionych spotkał swojego byłego dowódcę, porucznika "Jelenia", Cichociemnego. - Co ty tu robisz? - Przyszedłem po pana porucznika - odpowiedziałem i padliśmy sobie w ramiona.

Powrót był niemal tak niebezpieczny, jak akcja. Szli piechotą do Masłowa - tam ostrzelano ich z terenu lotniska. Dalej przez Klonów i Michniów do Suchedniowa. Na stacji Berezów koledzy ze Skarżyska pojechali pociągiem, "Dyzma" miał za zadanie schować broń. - We wsi Wierzbka w Suchedniowie jechaliśmy konnym wozem z człowiekiem, który miał mnie zawieźć do skrytki. Krótko po tym, jak wyjechaliśmy z lasu, minęło nas kilka samochodów z czerwonoarmistami. Machali do nas, my do nich. Potem widziałem, jak ciężarówki się zatrzymały i rozpoczęła obława... na nas. Miałem dużo szczęścia - wspomina Janusz Sermanowicz. Do dziś mieszka w rodzinnym Skarżysku. Niedawno otrzymał awans na podpułkownika.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: 71 lat od rozbicia kieleckiego więzienia. Żyje jeszcze 6 bohaterów – to wspomnienia - Echo Dnia Świętokrzyskie

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska