Rozpuszczone włosy dziewczynki sięgały poniżej kolan, więc Vivienne czesała się tylko w warkocz, a codzienna pielęgnacja była coraz bardziej uciążliwa.
- Do zmiany fryzury namówiła mnie dziewczyna brata. Opowiedziała mi też o dzieciach, które tak bardzo chorują, że tracą swoje włosy i muszą nosić perukę. Płakać mi się chce, jak o tym pomyślę. Mam tak dużo włosów, że mogę się podzielić z jakąś chorą dziewczynką. Chcę zrobić coś dobrego. Mogłam to zrobić w Anglii, ale wolałam w Polsce, w Opolu, bo tu urodziła się moja mama, brat i jego dziewczyna - mówi Vivienne.
- Ona ma bardzo dobre serce, kocha zwierzęta, przejmuje się cudzym cierpieniem -uśmiecha się mama dziewczynki.
„Operacja włosy” odbyła się w salonie Berendowicz&Kublin w opolskim „Solarisie”.
- Od lat współpracujemy ze Stowarzyszeniem Mówimy NIEboRAKOWI i wspieramy akcję „Włosem w raka” - mówi menedżer Anna Josypów.
Włosy Vivienne ścinała Anna Kosmala. - Żeby nadawały się na perukę trzeba ściąć minimum 30 cm, po umyciu, wysuszeniu i zapleceniu czterech warkoczyków - tłumaczy fryzjerka.
Najtrudniejszym etapem było rozczesywanie mokrych włosów Vivienne. W domu jej mama używała zawsze ułatwiającej to odżywki, ale do włosów na perukę nie wolno jej stosować. Rozplątywanie pasm trwało kilkadziesiąt minut. Potem już poszło szybko. Vivienne nie chciała radykalnie zmieniać wyglądu i pozostawiła włosy sięgające łopatek.
Obcięte warkoczyki zostały wysłane do Stowarzyszenia. Na perukę dla chorego dziecka potrzebne są włosy 4-5 dziewczynek.
OPOLSKIE INFO - 8.06.2018
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?