A on mi tymczasem umarł

Fot. Witold Chojnacki
Piątek, godz. 10. W Domu Sióstr Pielęgniarek Zgromadzenia św. Franciszka w Opolu kto może, siada przed telewizorem.
Piątek, godz. 10. W Domu Sióstr Pielęgniarek Zgromadzenia św. Franciszka w Opolu kto może, siada przed telewizorem. Fot. Witold Chojnacki
- No to teraz i ja mogę spokojnie umrzeć - powiedziała w poniedziałek rano pani Antonina do opiekunki Marzeny, gdy już udało jej się jakoś poskromić łzy po odejściu Ojca Świętego.

Ale życie uczepiło się Antoniny i nie chce puścić. Nie chce puścić, choć ona odgania je oświadczeniami, że ma go już dość. Lecz wystarczy posiedzieć przy niej pięć minut, żeby zorientować się, że to odganianie to tylko tak na niby. Bo iskierki w oczach, choć polewane obficie łzami, wciąż się zapalają. A na twarzy co jakiś czas rysuje się uśmiech.
- On tam też się teraz w niebie uśmiecha do tego, co my tutaj wyrabiamy. A ja to bez śmiechu nie umiem żyć, bo ja jestem ze Lwowa, a kto stamtąd, ten zawsze wesoły. Ja sobie tu tak siedzę całymi dniami i czasem podśpiewuję taką batiarską piosenkę ze Lwowa: wiatr mu w tyłek wieje, a on się śmieje...
W międzyczasie
przetoczył się wiek
Antonina Diduch, rocznik 1911, wychowana na lwowskim Łyczakowie, w cieniu narodowej nekropolii. Podwójna wdowa. Solidne przedwojenne geny, świetny kontakt z otoczeniem, brak władania w nogach. Od sześciu lat w domu Sióstr Pielęgniarek Zgromadzenia św. Franciszka w Opolu przy Szpitalnej. Ze swojego pokoju widzi przez drzwi ołtarzyk papieski ustawiony na korytarzu przez podopieczne zakonnic. Oczywiście przez te, które potrafią jeszcze poruszać się o własnych siłach. Podopiecznych jest 53, zakonnice mówią na nie: dziewczynki.
Ze ściany spogląda na Antoninę jej pierwszy mąż Józef. Przystojniak w garniturze. W kieszonce marynarki chusteczka eleganta. Zdjęcie jest w czarno-białych mglistościach, kontury miękkie - jak to na fotografiach sprzed wojny. Ta piękna kobieta w kapelusiku i z lisem na ramieniu to ona - Antonina, żona Józefa. Nie musiała pracować, bo on był pracownikiem kolei żelaznych, a wtedy kolejarz sam potrafił utrzymać żonę i dzieci. Ich jedyny syn umarł w wieku czterech lat. Potem Antonina miała już tylko pasierbów - od drugiego męża. Ta fotografia na ścianie to jedyny świecki motyw pokoju, bo tak sama Biblia: Jezus, jego uczniowie, jego Matka.
- Teraz każę sobie powiesić tu jeszcze papieża. Przyjdzie Marzena, to ją poproszę, żeby kupiła - mówi Antonina.
To mocne uczucie siedzieć tak koło kobiety, która, zanim wybuchła druga wojna światowa, zdążyła już pochować dziecko. 40 lat temu pochowała Józefa z portretu na ścianie. Potem 8 lat była wdową, następnie 10 lat ponownie mężatką, a od ponad dwudziestu - znowu jest wdową. W międzyczasie z łoskotem żelaznym przetoczył się wiek XX. Rewolucja, dwie gorące wojny i jedna zimna, upadek muru w Berlinie. Do piekła odeszły światowe potwory: Hitler, Stalin, Che, Pol-Pot, Breżniew, Ceausescu. A do nieba święci: Gandi, Matka Teresa, księżna Diana, Jacek Kuroń. Teraz poszedł tam Karol Wojtyła.
- Pyta pan, czy chcę go spotkać w niebie? Ale ja nie jestem pewna, czy ja tam pójdę, nagrzeszyło się trochę w życiu.
Teraz pani Antonina nie grzeszy, bo co może człowiek nagrzeszyć w domu starców, przykuty do fotela? Więc codziennie komunia i modlitwa za Ojca Świętego. I za ludzkość, o której Antonina mówi, że teraz się nawróci.
Był kłopot z adresem papieża
Tuż przed Wielkanocą poczuła wewnętrzny przymus napisania do Niego. Zawołała terapeutkę Marzenę Wołoszyn i kilka godzin dyktowała jej list do papieża.
- Opowiedziała, że jest ze Lwowa, opisała swoje życie, a potem poprosiła papieża, aby ją zaprowadził do Boga i życzyła mu zdrowia - wspomina Marzena Wołoszyn. - Był nawet kłopot z adresem, bo pani Antonina zaadresowała: Jan Paweł II, Watykan, a to było za mało. Trzeba było z Kurii właściwy adres załatwić. I list został wysłany.
- A on mi tymczasem umarł. I nie zdążył przeczytać. To sprawka tych lekarzy. No bo kto słyszał robić staremu człowiekowi dziurę w gardle, kto słyszał? Sam im napisał na kartce: "coście mi zrobili?"- irytuje się Antonina i sięga po chusteczkę. Jedną z wielu ułożonych na skraju łóżka. To teraz jej przedmiot pierwszej potrzeby.
Chusteczki porządnie wyprasowane i wykrochmalone przez panią z personelu. Ten krochmal i te kanty to taki szczegół, który więcej mówi o filozofii sióstr pielęgniarek niż jakiekolwiek deklaracje ideowe. Ostatnia podróż człowieka, choćby długa i bolesna, może odbywać się w schludnych warunkach, a przed świętym Piotrem warto jednak stanąć godnie, bo w czystej piżamie. To też chyba chciał nam swym długim umieraniem powiedzieć papież.
Antonina: - My tu umieramy długo, po parę lat. Człowiek się przyzwyczaił, że co jakiś czas zakonnice wiozą trupa korytarzem. A one się często uśmiechają wtedy. Ta pani już jest w niebie, mówią.
Dziewczynki, ojciec nie żyje
Stefania Tomaszewska, lat 83, na Szpitalnej od lat trzech. Chodzi, rozmawia, przeżywa. Tamtego sobotniego wieczoru była już na proszkach nasennych, leżała, czekała na sen, słuchała Radia Maryja.
- Dziesięć po dziewiątej zgasiłam radio. Pamiętam dokładnie, bo patrzyłam na zegarek. Wsunęłam się pod kołdrę. Leżę, zasypiam i nagle jak nie złapie mnie jakiś taki dziwny gorąc. Taka fala ciepła nagła. Oho, myślę, siostrzyczki piec podkręciły i kaloryfery buchają. Wstaję, żeby zamknąć kaloryfer, podchodzę do okna i wtedy w katedrze zaczynają bić dzwony. I już wiedziałam. A kaloryfer był letni.
Stefania zbudziła współlokatorkę Martę. A za chwilę do ich pokoju wpadła siostra Damiana:
- Słyszałyście, dziewczynki? Ojciec nie żyje! - i w trójkę zaczęły odmawiać różaniec.
Z panią Stefanią siedzimy gościnnie przy łóżku Janiny Żurakowskiej. Dziewięćdziesięciolatka, która wygląda na dwadzieścia mniej. Od sześciu lat u zakonnic, lekko nie dosłyszy, ale za to uśmiecha się promiennie i życzliwie. To ten uśmiech tak jej wygładza i odmładza twarz.
Nad jej łóżkiem okładka NTO z tytułem "Papież gaśnie". Na kołdrze stos gazet i lupa filatelistyczna - do czytania. Obok głowy zdjęcie korpulentnego, dostojnego pana w czerni. Proboszcz z parafii pani Janiny?
- To mój syn kochany! Znany poeta i profesor Jagiellonki. On teraz napisze taki wiersz o Ojcu Świętym, że cała Polska będzie płakać - chwali się pani Janina i mówi jeszcze, że ma papieża stale pod powiekami, ale że mało sypia, a jak już, to na proszkach, więc nie wie, kiedy to sen, a kiedy marzenie na jawie.
I wszyscy
by się rozstępowali...
Rozmawiamy o tym, co się stało, a czasu mamy niewiele, bo za niedługo rozpocznie się toaleta: przewijanie, mycie, intymne sceny szpitalne; nikt postronny nie powinien być tego świadkiem. Terapeutka Marzena pamięta, że te czynności były szczególnie trudne w poniedziałek, gdy pacjentki już uświadomiły sobie, że papież odszedł.
- Nie było spazmów, raczej cisza i płacz. I jakiś taki opór ciała i niemoc ducha. Ciężko było do nich dotrzeć. Były jak ogłuszone. Żadne polecenia nie docierały. Musiałyśmy za to czytać im gazety i latać do Księgarni Świętego Krzyża po zdjęcia papieża - mówi Marzena.
U sióstr pielęgniarek znam każdy kąt, w wielu z nich upuściłem łzę. Tu przez trzy lata gasł mój ojciec. Wprowadzam jego cień między panie, a one ożywiają się.
- Andrzejek?! Jasne, że pamiętamy, kto by Andrzejka nie pamiętał?! Szkoda go, taki młodziutki był - brzmi to jak wspomnienie o chłopaczku z tego samego podwórka. W końcu trudno się dziwić: miał tylko 70 lat. Rocznik trzydziesty drugi, toż to smarkacz właściwie...
A pytane o ostatnie marzenie, mrużą oczy.
- Och, jak byśmy chciały być na pogrzebie papieża - wykrzykuje Stefania i uruchamia swój tryb przypuszczający:
- Byśmy sobie tak szły grupą: jedna o lasce, druga o kulach, trzecia z chodzikiem. I by się wszyscy rozstępowali, policja, straże, pielgrzymi... Bo jakże to tak, kalek do papieża nie dopuścić? Kalek z Polski? I byśmy sobie tak podeszły pod sam katafalk z Ojcem Świętym. My, dziewczynki ze Szpitalnej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska