Mimo że od ukończenia PWSZ w Nysie minęło już ponad dziesięć lat, ja w dalszym ciągu mam kontakt z wykładowcami. Pomagają mi w rozwiązywaniu problemów zawodowych, doradzają, a niejednokrotnie sami pytają o zdanie - zapewnia Szymon Mroczkowski, pierwszy absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nysie, który kończył ją 26 czerwca 2004 roku.
Szymon skończył filologię germańską. Najpierw pracował w liceum jako nauczyciel, teraz - w jednostce administracyjnej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Z rozrzewnieniem wspomina studia, nawiązane tu przyjaźnie i zdobytą wiedzę. Ale najbardziej chwali sobie zdobyte umiejętności praktyczne. - To one pomogły mi znaleźć zatrudnienie - przekonuje.
10-tysięczny absolwent Krzysztof Kryczka, który w ubiegłym roku ukończył w Nysie ratownictwo medyczne z wynikiem bardzo dobrym, jeszcze o karierze zawodowej wprawdzie niewiele może powiedzieć, gdyż w dalszym ciągu kontynuuje naukę, niemniej nyską uczelnię bardzo sobie ceni.
- Różnorodność kierunków sprawia, że tutaj każdy znajdzie coś dla siebie - ocenia.
Podobne zdanie o nyskiej Alma Mater mają absolwentki instytutu finansów, rocznik 2012 - Ania, Małgosia, Jola i Bernadeta. Chociaż naukę już mają za sobą, przyszły odwiedzić szkołę, bo się stęskniły.
- Z racji tego, że PWSZ nie jest molochem, nie byliśmy anonimowi. Każdy z wykładowców znał nas z imienia i nazwiska. A takich bułek jak u pani Jadzi i kawy to nigdzie nie ma. A pani Danusia Seretna-Sałamaj, nasza promotorka - anioł, nie kobieta. Bez niej na pewno nie byłybyśmy tym, kim dzisiaj jesteśmy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?