Adam Ledwoń - boiskowy zadziora

Redakcja
Adam Ledwoń ostatni sezon spędził w Austrii Kaernten.
Adam Ledwoń ostatni sezon spędził w Austrii Kaernten. fot. Archiwum
Mówiliśmy do niego 'milioner', bo Odra kupiła go za 22 miliony złotych. Ale w pamięci wszystkich pozostanie jako 'Ledek'.

To było w lutym 1989 roku. Adam miał ledwie 15 lat, ale pojechał na zimowy obóz przygotowawczy juniorów Odry. W turawskim "Petersie" był najmłodszym uczestnikiem zgrupowania, od starszyzny drużyny młodszym nawet o trzy lata. Wtedy się poznaliśmy.

Był szczupły, drobny. Łatwo zaaklimatyzował się w grupie, choć piłkarskimi umiejętnościami jeszcze nie mógł błysnąć, bo zimą w piłkę się nie gra, tylko haruje na ośnieżonych leśnych trasach. Może polubiliśmy go przez przydomek, który nadaliśmy mu kiedy trener powiedział za ile trafił do Odry.

- Pamiętam, mówiliśmy do niego "milioner", bo Odra kupiła go za 22 miliony złotych - wspomina Grzegorz Bryłka. Dwa lata starszy od Adama. - Poznałem go jeszcze przed tamtym obozem, bo jesienią, już w czasie sezonu, trafił do nas.

Trabantem na treningi

Piłkarską przygodę Adam Ledwoń zaczął w rodzinnej wiosce Radawie. Kiedy miał 10 lat trafił do Małejpanwii Ozimek, w której trenował pod okiem Leona Brylczaka.
- To dzięki zaparciu swego ojca Adam wyrósł na piłkarza - uważa Brylczak. - Przez kilka sezonów tato przywoził Adama na treningi trabantem. Po kilkanaście kilometrów w jedną stronę. W Radawiu była grupa trampkarzy, ale Adam wszystkich przerastał. Pewnie stąd decyzja, aby spróbował się w poważnym klubie. Jak go pierwszy raz zobaczyłem to pomyślałem, że takie chucherko pewnie nawet piłki nie potrafi kopnąć. Jednak jak wszedł na boisku od razu pokazał, że się mylę. Zawsze był walczakiem. Dawał z siebie wszystko i jak interweniował to zawsze kości trzeszczały. On się nie patyczkował i inni piłkarze czuli przed nim respekt. Przeszedł do Odry, bo w Ozimku zlikwidowano internat i na okres szkoły średniej przekazaliśmy go do Opola. Chyba dlatego przez lata mówiło się, że jest wychowankiem Odry i między naszymi klubami był o to mały konflikt.

W juniorach opolskiej Odry prowadził go Ireneusz Browarski.

- Walczak - mówi o swym podopiecznym Browarski. - Był bardzo ambitny, nigdy nie odpuszczał, straszny boiskowy zadziora. Poza boiskiem pogodny. Pewnie dlatego łatwo integrował się z grupą. Pamiętam, jak pojechał na konsultacje kadry narodowej juniorów. Bez układów i protekcji miał dwa dni zajęć i na stałe wskoczył do reprezentacji.

W wieku 16 lat zadebiutował w pierwszym zespole Odry Opole, grającej wówczas w III lidze. Występy w seniorach i gra w reprezentacji juniorów nie mogły umknąć pierwszoligowym klubom. W sierpniu 1991 roku, po pięciu kolejkach nowego III-ligowego sezonu, jako 17-latek trafił do GKS-u Katowice.

- Pamiętam tamten transfer - mówi Brylczak. - Adam w Odrze grał w pierwszym składzie jako 16-latek i szybko wpadł w oko działaczom bogatszych klubów. Za jego wyszkolenie dostaliśmy tak ogromne pieniądze, że starczyło na cztery sezony w trzeciej lidze. To był najlepszy "interes" w historii Małejpanwi. Mniej zarobiliśmy nawet na Józefie Adamcu.

Po jego wślizgach wszyscy fruwali

W nowym otoczeniu szybko zapracował na respekt i szacunek.

- Na początku drużyna nie traktowała Adasia poważnie - wspomina Sławomir Wojciechowski, jeden z najlepszych przyjaciół Adama z tamtego okresu. - Tak było do pierwszego treningu, na którym wszyscy fruwaliśmy po jego wślizgach.

Mimo młodego wieku Ledwoń wspólnie z Wojciechowskim tworzyli parę liderów "GieKSy". W sezonie 1992-93 poprowadzili zespół do zdobycia Pucharu Polski. Nową twarz na boiskach ekstraklasy zaczęli zauważać selekcjonerzy. W 1993 roku popularny "Ledek" otrzymał powołanie na mecz z Finlandią. W sumie 18 razy zakładał koszulkę z orłem na piersi. W reprezentacji zdobył jedną bramkę.

- Byłem jednym z trenerów, którzy go prowadzili - wspomina Antoni Piechniczek, który powoływał Ledwonia do kadry. - I był jednym z moich ulubionych zawodników, bo miał wielkie serce do gry, był waleczny, nigdy się nie oszczędzał. Lubił współpracować i był sumienny, a do tego przyjazny.

W GKS-ie był do 1997 roku. I choć w katowickim klubie było wielu piłkarzy grających znacznie dłużej niż Ledwoń, to właśnie Adam stał się jednym z ulubieńców kibiców, działaczy, trenerów i zawodników.

- Zagrałem z nim tylko jeden mecz - mówi Piotr Plewnia, wychowanek Odry Opole, dziś piłkarz GKS-u. - W Odrze się rozminęliśmy, bo Adam był starszy. Do "GieKSy" trafiłem w sezonie, w którym "Ledek" odchodził. Miałem kontuzje, więc na boisku nie było nam dane razem walczyć. Dla wszystkich piłkarzy był przykładem. To boiskowa zadziora, twardziel i walczak. Poza boiskiem czasem wariat, ale w pozytywnym słowa znaczeniu. Stał się ikoną katowickiego klubu.

Pamiętał skąd jest

Kiedy GKS miał coraz większe kłopoty finansowe, zaczął sprzedawać swych najlepszych graczy. Jesienią 1997 roku "Ledek" za 2 mln marek trafił do czołowego niemieckiego klubu - Bayeru Leverkusen.

- I czy grał w lidze, czy w reprezentacji, czy potem na zachodzie zawsze był taki sam - wspomina Bryłka. - Nigdy się nie wywyższał, często przyjeżdżał do Opola i zawsze znajdował czas, by odwiedzić kolegów. Jak nie mógł zajechać to dzwonił.

- Spotkań po latach było sporo, bo on pamiętał, gdzie się nauczył grać w piłkę - przyznaje Brylczak. - Zawsze przychodził na stadion, dopytywał o kolegów z boiska. Żaden z nich tak daleko nie zaszedł.

W Niemczech kariery nie zrobił i od sezonu 2000/2001 grał w austriackiej ekstraklasie. W barwach Austrii Wiedeń był mistrzem kraju. Ostatni sezon spędził w Austrii Kaernten, występującej w Klagenfurcie.

Pod koniec maja spotkałem Adama ostatni raz. Chciałem, żeby przeczytał materiał, który przygotowałem do wkładki z okazji Euro oraz poprosić, by był naszym ekspertem.
- Roman, dzwoń kiedy chcesz. Jak nie odbiorę, to zadzwoń kilka minut później aż do skutku - przekonywał.

Ostatni raz rozmawialiśmy we wtorek, 10. czerwca. Oceniał szanse Polaków w meczu z Austrią. Tego samego dnia dzwonił do Bryłki.

- Mówił o planach na nowy sezon, chciał przejść do drugoligowej Admiry. Mówił, że skorzysta na tym finansowo, a poza tym będzie bliżej domu - opowiada Bryłka.

Domu, to znaczy Opola, gdzie od pół roku mieszkali żona i dwaj synowi. Obaj poszli w ślady ojca. Trenują pod okiem Bryłki w Rodle Opole. W środę zdobyli mistrzostwo Opolszczyzny trampkarzy. Kilkanaście godzin wcześniej Adam popełnił samobójstwo...

Ostatnia droga Adama

Około 500 osób towarzyszyło w ostatniej drodze tragicznie zmarłego Adama Ledwonia. Pogrzeb piłkarza odbył się w Radawiu, rodzinnej miejscowości byłego reprezentanta Polski. Podczas przemarszu konduktu żałobnego z kościoła Podwyższenia Krzyża Świętego na miejscowy cmentarzyk droga przez wioskę została zablokowana przez straż pożarną i policję.

W ostatniej drodze Adamowi towarzyszyli mieszkańcy Radawia, koledzy i przyjaciele z boiska, przedstawiciele klubów, w których występował. Kolegę żegnali byli reprezentanci Polski: Tomasz Iwan, Piotr Świerczewski, Bartosz Karwan, Grzegorz Szamotulski, Grzegorz Mielcarski, Kazimierz Węgrzyn.

Swego podopiecznego pożegnał też były selekcjoner reprezentacji Polski Antoni Piechniczek.

- Był boiskowym twardzielem, ale życie czasami jest brutalne i nieprzewidywalne - skomentował samobójczą śmierć zawodnika. - Być może w życiowym pędzie zabrakło tego ludzkiego pierwiastka: miłości i wzajemnego szacunku. Cieszę się, że przyjechali tu byli reprezentanci i tak liczne grono piłkarzy.

Wieńce złożyli także przedstawiciele klubów niemieckich i austriackich, w których występował "Ledek".

Niektórzy przedstawiciele GKS-u ubrani byli w czarne koszulki z nr 8 i nazwiskiem Ledwoń.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska