Adam Małysz: Jeszcze długo nie przetrawię sobotniego konkursu

Tomasz Biliński, Przemysław Franczak, Pjongczang
Adam Małysz nie może się pogodzić z przebiegiem sobotniego konkursu olimpijskiego.
Adam Małysz nie może się pogodzić z przebiegiem sobotniego konkursu olimpijskiego. Pawel Relikowski / Polska Press
Czy zmieniłbym ocenę konkursu, którą wypowiedziałem tuż po jego zakończeniu? Nie. Każdy czasem sobie zaklnie, by wyrzucić negatywne emocje. Dziś powiedziałbym to łagodniej. Po konkursie byłem wkurzony. Obecnie emocje bardziej mi się udzielają niż wtedy, gdy byłem skoczkiem – stwierdził dzień po olimpijskim konkursie dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej Adam Małysz.

Tuż po konkursie olimpijskim surowo go Pan podsumował. Dzień później coś się zmieniło w tej ocenie?
Nie możemy być zadowoleni z tego, co się wydarzyło i nie jesteśmy. To nie są wyniki, na które liczyliśmy. Oczywiście czwarte miejsce Stefana (Huli) i piąte Kamila (Stocha) nie są znowu tragedią. Tragedią można nazwać warunki, jakie miał Dawid i to, jak przez nie skoczył. Każdy chce zdobywać medale. Po to się trenuje, żeby raz na cztery lata zostać medalistą olimpijskim. Jednak taka sytuacja, jak w sobotę, wypacza konkurs i umiejętności zawodników. To jest krzywdzące.

Nie zmienia Pan też zdania: „Najlepiej się wkur... i rozpierdzielić wszystkich tam na górze?”
Nie, nie zmieniam. Każdy czasem sobie zaklnie, by wyrzucić negatywne emocje. Dziś powiedziałbym to łagodniej. Po konkursie byłem wkurzony. Obecnie emocje bardziej mi się udzielają niż wtedy, gdy byłem skoczkiem. Stresuję się, buzuje mi w brzuchu. Jestem częścią systemu, który stworzyliśmy. Wiem, że zawsze robię wszystko najlepiej jak potrafię, a przychodzi sytuacja, w której kompletnie nic nie jestem w stanie zrobić. W takich sytuacjach jest się wkurzonym.

Wciąż Pan uważa, że konkurs powinien zostać przerwany?
Oczywiście. I wiele ekip podzieliło moje zdanie. Czytałem wypowiedź Ernsta Vettoriego, który też powiedział, że nie chce takich konkursów.

To co Pan sobie pomyślał, gdy w niedzielę odwołano konkurencje w narciarstwie alpejskim i snowboardzie?
No właśnie! Byłem wkurzony. Teraz można było przesunąć te zawody na inny dzień, a kilka godzin wcześniej nie można było naszych?

Dlaczego nie przerwano tego konkursu?
Nie mam pojęcia, bo nie mamy na to wpływu. Chociaż cieszę się, że tyle się o tym mówi, bo może echa tego dotrą do organizatorów i będą mieli nauczkę na przyszłość.

Gdybyśmy zdobyli medale, pewnie zamieszanie byłoby mniejsze.
Oczywiście, że tak. Ale my jeszcze przed startem mówiliśmy, że zawody będą bardzo loteryjne. Pewnie, że cieszylibyśmy się z medali, ale opinia na temat warunków byłaby taka sama. Gdzieś czytałem, że powinienem zareagować. W takim przypadku jestem bezsilny. Mogę tylko stać na dole i kibicować chłopakom, a poza skocznią pomagać. Kto inny rządzi. To co Stefan powiedział, że nie mogą nic zrobić na górze. Coś tam można rzucić do Waltera Hofera czy delegata, że to czy tamto nam się nie podobało, że powinno być tak czy inaczej. Ale to nie musi wpłynąć na decyzje organizatorów. Nie biorą tego pod uwagę. Trzeba robić swoje i mieć szczęście.

Hula podczas skoku miał wiatr 1,8 m/s. Później okazało się, że zostało mu wpisane ponad 2 m/s, dostał minus 18,2 pkt. To zaważyło na tym, że nie ma medalu.
Też tego nie rozumiem. Myśleliśmy, że ma medal. Tym bardziej, że jeśli ktoś oglądał w telewizji, to mógł zauważyć, że jak Stefan wybił się z progu, to chorągiewki wisiały. W tym miejscu i na buli było 0. Nie było z czego odlecieć. Nawet mimo to, że w końcowej fazie coś tam wiało. Jednak nie na tyle, żeby zabrać tyle punktów. Zresztą obojętnie ile by wiało, to wszystkie fazy są ze sobą tak powiązane, że jeśli po wyjściu z progu cię nie wyniesie, to później już nie ma na to szansy.

Co zrobić, żeby zawodnicy odzyskali pewność siebie?
Przede wszystkim Stefan Horngacher jest super psychologiem. On rozmawia z zawodnikami. Tłumaczy im: nic nie zrobicie, musicie dalej robić swoje. Jeśli tak będzie, to nic nie będzie w stanie wam przeszkodzić, bo jesteście w formie. Tak się stało i trzeba to zaakceptować.

Jednak trudno może być wyrzucić z głowy taki konkurs.
Dokładnie. Z doświadczenia wiem, że to nie jest proste. One zostaną. Nawet jeśli w kolejnych konkursach zdobędą medale. Fajnie jeśli zawodnik jest w stanie odsunąć to na tyle od siebie, że to będzie, ale nie będzie o tym myślał. Żeby zajął głowę czymś innym, myślał pozytywnie, że jest dobry, że wie, kiedy skakać, że to był przypadek. Im więcej wałkuje się takimi myślami, te rozważania, czemu nie wyszło, tym lepiej.

Jakie były reakcje zawodników?
Są rozczarowani, ale nie widać, żeby jakoś bardzo. Po konkursie wspierali się, choć skoki to sport indywidualny i każdy inaczej reaguje, każdy potrzebuje czegoś innego. Najbardziej skrzywdzony został Dawid, bo nikt nie miał tak złych warunków, jak on. Ale myślę, że już w 50 proc. ten konkurs każdy z zawodników przetrawił, choć do końca nikt tego nie zrobi. Nawet ja.

Sobotnie zawody będą miały wpływ na konkurs na skoczni dużej i na drużynowy?
Myślę, że nie. Udowodniliśmy podczas kwalifikacji, serii próbnych czy treningów, że chłopaki są w formie. Najważniejsza będzie teraz pełna koncentracja. Chcemy udowodnić, że to, co stało się w minioną sobotę było przypadkiem.

Pytali i notowali w Pjongczangu Tomasz Biliński i Przemysław Franczak

Transmisje najważniejszych wydarzeń z Zimowych Igrzysk Olimpijskich Pjongczang 2018, w tym starty Polaków, w Eurosporcie 1 i Eurosporcie 2. Całe igrzyska w Eurosport Player

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Adam Małysz: Jeszcze długo nie przetrawię sobotniego konkursu - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska