Afera w Namysłowie. Układ w szpitalu

Tomasz Dragan
Piotr Rogalski oprowadza oficjalną ministerialną delegację po szpitalu. Z lewej Michał Ilnicki, jeszcze wpatrzony w prezesa jak w obrazek.
Piotr Rogalski oprowadza oficjalną ministerialną delegację po szpitalu. Z lewej Michał Ilnicki, jeszcze wpatrzony w prezesa jak w obrazek. Tomasz Dragan
Całymi latami na kozetce szefa namysłowskiego szpitala Piotra Rogalskiego lądowali notable powiatu. Jednak po ostatniej politycznej operacji pana doktora wielu nie może dojść do siebie. Szczególnie jego dawni przyjaciele z PSL-u z byłym starostą Michałem Ilnickim na czele, których jednym posunięciem skutecznie "wyleczył" ze stanowisk i władzy.

W odwecie chcą zaaplikować lekarzowi wilczy bilet. Tym razem na zawsze. Nowy starosta dostał ultimatum: Rogalski albo koniec spółki w szpitalu.

Obowiązkowo w szykownej marynarce, w eleganckiej koszuli z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami na torsie. Auta tylko terenowe. Do tego słuchawki lekarskie przewieszone przez szyję, często ciemne okulary podniesione nad czołem. Nigdy w krawacie, a już na pewno, Boże broń, w białym kitlu.

Piotr Rogalski od początku swojej kariery emanował bardziej wielkomiejskim sznytem lekarskim rodem z kliniki warszawskiej. W żadnym razie wizerunkiem typowego doktora prowincjonalnego szpitala. Być może dlatego jego gabinet nigdy się nie zamykał. Nawet jak pozbawiano go fuchy w szpitalu i prowadził praktykę w rodzinnej podnamysłowskiej Ligocie Książęcej. Wyrobił sobie markę dobrego diagnosty, dzięki czemu szybko zyskał zaufanie najważniejszych pacjentów. Polityków. I z lewa, i z prawa.

Bezpardonowość doktora, niewyparzony język zapewniły mu szybko awanse na same szczyty samorządu. Od 20 lat z małymi przerwami jest dyrektorem względnie wiceszefem namysłowskiego szpitala. Przed laty nie dali mu rady politycy z byłym starostą Adamem Maciągiem na czele, wyrzucający go z posady za rzekomą konkurencję dla lecznicy w postaci prowadzenia własnej praktyki lekarskiej. Nie pozbyły się go pielęgniarskie związki zawodowe po tym, jak pousuwał z dyżurek telewizory. Rogalski zawsze wracał.

Wyleczyć szpital z tego pana

- Rogalski mnie zdradził. To największa pomyłka mojego życia, za którą przepraszam pacjentów, lekarzy i wszystkich, którym on zalazł za skórę - kaja się dzisiaj Michał Ilnicki, były starosta namysłowski z PSL.

Teraz jego celem jest szybkie znalezienie recepty na doktora. - Trzeba raz na zawsze wyleczyć szpital z tego pana. A zdrada? Po prostu za naszymi plecami (czytaj: PSL-u - przyp. red.) knuł układy z Platformą oraz PiS-em. Udawał kolegę, uczestniczył w zakulisowych rozmowach, o których potem poinformował przeciwników. A ja wyciągnąłem go z niebytu politycznego, po tym jak stanowiska w szpitalu pozbawił go ówczesny starosta Adam Maciąg. Rogalski wtedy był już po raz trzeci dyrektorem. Daliśmy mu wszystko. Miał wolną rękę i robił w szpitalu, co chciał. Dopiero teraz lekarze przyznają, jakim kiepskim był szefem. Biję się w piersi: to moja wina!

- Nie jestem ani "zielony", ani "czerwony", ani "nijaki" - odpiera Piotr Rogalski. - Nawet jeśli Ilnicki byłby dalej starostą i układ sił nie uległby zmianie, odmówiłbym z nim współpracy. Czasy polityków uprawiających folklor i z małymi możliwościami intelektualno-poznawczymi po prostu się skończyły.

Tu jest inny PSL…

Namysłów to takie miejsce na Opolszczyźnie, gdzie uprawianie polityki ma zupełnie inny wymiar. Honor to brat włoskiej wendety, a rozkazy polityczne z Warszawy tracą zasięg. Nie są w stanie temu zaradzić ministrowie, posłowie, a nawet księża, często z dobrego serca nieoficjalnie angażujący się w godzenie polityków. Koalicje zależą tu nie od góry, ale od dołu. Od dołów, czyli koneksji rodzinno-towarzyskich.

Tutaj znaczki partyjne są rzeczą względną. Ważniejsze jest to, kto z kim chodził kiedyś do klasy w technikum czy liceum, niż do jakiej opcji należy. Jeśli krajem rządzi koalicja PO-PSL, to powtórzenie takiego układu sił na ziemi namysłowskiej jest niemożliwe.

Powodem są wzajemne wieloletnie kłótnie między najważniejszymi włodarzami. Ilnicki nienawidzi się od niepamiętnych czasów z byłym burmistrzem i starostą Adamem Maciągiem i dzisiejszym wojewodą, a przed laty sekretarzem gminy i powiatu Ryszardem Wilczyńskim.

Stąd ciągnące się spory, chociażby ostatni, o słynny płot posesji wojewody w Nowym Folwarku, gdzie Ilnicki rzekomo dopatrzył się nielegalnego zajęcia przez Wilczyńskiego pasa drogi należącej do powiatu. Wojewoda nie ma wątpliwości, że to osobisty atak na jego osobę. Sprawa skończy się prawdopodobnie sądem.

- Z przykrością muszę stwierdzić, że namysłowski PSL jest zupełnie inną organizacją niż PSL w kraju - ocenia poseł Leszek Korzeniowski, szef PO na Opolszczyźnie. - Nie znam sprawy pana Rogalskiego, nie kojarzę nawet tego nazwiska. W mojej ocenie namysłowskie struktury miały na tyle złe notowania w regionie, że trudno było z nimi wchodzić w koalicję. Poza tym mam wrażenie, iż widzieli tylko rozwiązanie polegające na własnym rządzeniu. A koalicja jest wtedy, jeśli jest co najmniej dwóch partnerów.

Do tego wszystkiego dochodzi konflikt z Andrzejem Sporem, namysłowskim liderem SLD, starostą powiatu w latach 2002-2006. Kiedy w 2006 roku Sojusz zawarł porozumienie z Ilnickim, wskutek którego został starostą, szef PSL szybko poradził sobie z koalicjantem. Spór tylko dwa lata cieszył się posadą szefa namysłowskiej komunalki, a lewica - mianem współkoalicjanta.

Wówczas lewica nie miała wątpliwości, że za rozłamem w ich szeregach stoi właśnie Ilnicki. Z PiS-em ludowcom też raczej też nie po drodze, bowiem Ilnicki pozbawił ich wpływu na władzę, gdy był starostą.

Dlatego kiedy po ostatnich wyborach samorządowych PSL z Porozumieniem Namysłowskim i "bezpartyjną" Wspólnotą Obywatelską zgromadziło 8 mandatów, a po przeciwnej stronie było również 8 głosów Platformy i SLD, wydawało się, iż decydującym w 17-osobowej radzie powiatu jest właśnie jeden głos w rękach PiS.

Przez kilka tygodni politycy głowili się nad koalicjami i tym, kto ma zająć jakie stołki. PO zastanawiało się, jak wystrzelić w niebyt Michała Ilnickiego, a PSL zbierało siły na utrzymanie władzy. Wtedy do PO i lewicy pomocną dłoń wysunął właśnie Piotr Rogalski.

Zielony doktor PSL, współtwórca sukcesu na miarę kraju, czyli przekształcenia publicznego szpitala w spółkę powiatu i namysłowskich gmin. Uzyskał mandat z ramienia PSL i ku zaskoczeniu kolegów ani myślał poprzeć swojego dotychczasowego szefa, Michała Ilnickiego.

Postawił Platformie tylko jeden warunek. Starostą ma być jego wieloletni przyjaciel, członek i radny powiatowy tej partii, lekarz weterynarii Julian Kruszyński. W rewanżu miał się zrzec mandatu radnego, zachowując nadal stanowisko prezesa szpitala, którego za mariaż z konkurencją obiecał go pozbawić Ilnicki.

Zdiagnozowałem Ilnickiego

- Jestem skutecznym diagnostą i zdiagnozowałem pana Ilnickiego już wiele lat temu - mówi Piotr Rogalski. - W aktach starostwa leżą co najmniej trzy podania z prośbą o rozwiązanie stosunku pracy z mojego powodu. Zawsze tego samego, czyli z powodu braku kultury i dobrego stylu zarządzania, rozumienia procesów w służbie zdrowia przez byłego starostę. Proponowałem Ilnickiemu z szacunkiem oddanie władzy i przejście na emeryturę. Ale jak widać - nie przyniosło to rezultatów.

To był szok dla Ilnickiego. W jego ponad 22-letniej karierze samorządowej po raz pierwszy ktoś z jego szeregów śmiał mu się postawić. Jeszcze zanim Rogalski zdążył pozbawić go stanowiska, Ilnicki zdążył odwołać doktora z prezesury w szpitalu. Miejsce szefa zajął dotychczasowy zastępca Andrzej Galla, którego w dwa miesiące później odwołał nowy już szef powiatu, przywracając Rogalskiego na stołek.

Cała ta polityczna zabawa kosztowała szpital ponad 60 tys. zł odpraw dla obu panów prezesów. Bez znaczenia było bowiem to, że Rogalski wrócił na stanowisko. Teraz Andrzej Galla procesuje się z Rogalskim w sądzie o bezpodstawne zwolnienie.

- Przeważnie powodem awantur politycznych w naszym mieście są stanowiska i pieniądze, ponieważ najmniejszy powiat w regionie nie jest z gumy. A chętnych do władzy i kasy nigdy nie brakuje - mówi Dariusz Karbowiak, wieloletni były już namysłowski samorządowiec, a dzisiaj komentator sceny politycznej. - Od lat obowiązuje zasada, że nawet na stanowisko sprzątaczki trzeba mieć polityczne plecy. Nie inaczej było w wypadku panów Ilnickiego i Rogalskiego. Po prostu ten ostatni doszedł do wniosku, że z przeciwnym obozem będzie mu lepiej. I tyle.

Michał natomiast nie lubi próżni i musi mieć wroga. Dawniej był nim Adam Maciąg czy Ryszard Wilczyński, a teraz jest Rogalski. Tym bardziej że doktor dokonał rzeczy, której nie udawało się całymi latami. Skutecznie zaaplikował Ilnickiemu emeryturę. A na prowincji takich rzeczy się nie wybacza i to do piątego pokolenia.

Zakładnicy i wyzwoliciele

Tezę Karbowiaka częściowo potwierdza Michał Ilnicki. Ale tylko tę o finansach i tylko w wypadku Rogalskiego.

- Prawdziwym powodem zdrady mojej osoby była premia, której nie chciałem przyznać doktorowi - wyznaje Ilnicki. - Kilka miesięcy temu zażądał premii w wysokości ponad 22 tys. zł. Pogoniłem go, odpowiadając, że nie będę mógł spojrzeć pielęgniarkom w twarz, odmawiając im podwyżek, a dając nagrody ich szefowi. No i nas zdradził. A ja chętnie bym mu tę premię dał, pielęgniarkom też. Jeśli oczywiście prezes Rogalski pokazałby mi chociaż złotówkę zysku ze szpitala. Zresztą uważam, że zarabiał i tak dużo jak na warunki Namysłowa. Czy pensja blisko 10 tys. zł na rękę to mało?! Ostatnio starosta doprowadził do przyznania 1200 zł podwyżki dla Rogalskiego. Teraz zarabia blisko 14 tys. zł brutto. Brawo! Jak widać, Kruszyński już jest zakładnikiem swojego przyjaciela.

Piotr Rogalski zaprzecza, że kiedykolwiek w sporze z Ilnickim chodziło mu o pieniądze. Zwłaszcza o premię, która, co podkreśla, jest standardem w szpitalach notujących dobre wyniki finansowe i nie mających zadłużenia.

- Powtarzam: nie chodzi o pieniądze, ale możliwości intelektualne. Proponuję rozmowę z Ilnickim i z Kruszyńskim na jakikolwiek temat. Myślę, że wszystkie szpitale powiatowe mają jeden duży problem. Politykom wydaje się, że znają się na wszystkim najlepiej. Starosta Kruszyński jest o tyle lepszy, że ma nieporównywalnie większe możliwości intelektualne niż Ilnicki i nie jest despotą.

Dawni przyjaciele Rogalskiego przygotowali kolejne fortele na doktora. Dali staroście ultimatum: albo zrobi porządek ze swoim najlepszym kolegą, albo oni nie będą angażować się w działalność szpitala. Rozważają też wyjście z interesu, czyli rozwiązanie spółki. Oznaczałoby to skandal na skalę kraju.

Teraz poza powiatem, który ma 51 procent udziałów, firmę leczniczą tworzą: gmina Namysłów (47 procent) oraz Wilków, Domaszowice, Świerczów i Pokój. Samorządy mają po 0,5 procent akcji. PSL rządzi w Namysłowie, Wilkowie oraz Pokoju. Pozostali wójtowie, ze Świerczowa i Domaszowic (SLD), oficjalnie przyznają jedynie, że w szpitalu jest problem.

- Zdrada Rogalskiego to najmniejszy problem, ponieważ lada chwila zaczną się kłopoty finansowe spowodowane jego działalnością w szpitalu - argumentuje Krzysztof Kuchczyński, burmistrz Namysłowa z PSL. - Tworzyliśmy spółkę nie po to, by zarabiał na niej jeden człowiek, który tylko żąda podwyżek.

Chodziło o to, by samorządy gwarantowały mieszkańcom działalność szpitala w stolicy powiatu. Jasna cholera mnie bierze, kiedy słyszę o podwyżkach pensji Rogalskiego i rady nadzorczej szpitala i bagatelizowaniu sprawy np. konfliktu, jaki wywołał z chirurgami. Wszyscy lekarze z oddziału wypowiedzieli kontrakty, stwierdzając, że dłużej nie będą znosić arogancji prezesa. Skoro starosta chce popierać swojego kolegę, niech robi to sam, na własną odpowiedzialność.

Ja mogę odejść

- Oddałem się do dyspozycji zarządu powiatu. Nie jest tak, iż jestem przywiązany do stanowiska - deklaruje doktor Rogalski. - Jeśli dla dobra szpitala będzie trzeba, to odejdę. Ale oczekuję rzeczowych argumentów, a nie folkloru w postaci zarzucania mi zdrady czy zawiedzionych ambicji kilku panów. W szpitalu mamy dodatni wynik finansowy za 2010 rok, nie mamy zadłużenia! I tak jest od kilku lat. Szkoda, że wcześniej, za pana Ilnickiego, uważany byłem przez niego za najlepszego prezesa w Polsce. Teraz, kiedy pozbył się stołka, jest inaczej.

Posiedzenie rady nadzorczej szpitala zaplanowano w najbliższą środę. Rogalski może być pewny, że nic mu się nie stanie. Mimo parcia opozycji, starosta Julian Kruszyński pozostaje nieugięty.

Nie jestem ani zakładnikiem pana Rogalskiego, ani pana Kuchczyńskiego czy Ilnickiego. Czuję się wolnym człowiekiem i na tyle świadomym, by odróżniać rzeczową dyskusję od emocjonalnych rozgrywek politycznych. A takim postępowaniem jest właśnie ciągle wywoływane zamieszanie i oskarżenia pod adresem prezesa. Proszę mi wierzyć, że w całej tej dyskusji, trwającej już kilka tygodni, nie usłyszałem ani jednego rzeczowego argumentu przemawiającego za odwołaniem prezesa Rogalskiego lub też oceny jego pracy. Cały czas jest to rozgrywka polityczna. Uważam, iż prezes jest nie tylko dobrym managerem, ale osobą doskonale orientującą się w zagadnieniach służby zdrowia. Dlatego jest i będzie nadal szefem szpitala.

Plan awaryjny

Ludowcy mają więc plan numer dwa. Otóż chcą wykorzystać niezadowolenie części działaczy namysłowskiego SLD. Uważają, że koalicja z PO była błędem, bo tak naprawdę wzmocniła struktury tej organizacji w powiecie.

Ich zdaniem naturalnym współpracownikiem dla Sojuszu jest PSL. Nie tylko w powiecie, ale i gminach. Dlatego ludowcy już namawiają lewicowców do współpracy. Oferują stołek starosty i wpływ na obsadę najważniejszych stanowisk w powiecie. Chcą zrobić przewrót w starostwie jeszcze tego lata. Warunkiem jest jednak dymisja jednego człowieka. Rogalskiego.

- Nie ma żadnego rozłamu w namysłowskim SLD. Nie widzę tam problemu zmiany koalicji - odpowiada poseł Tomasz Garbowski, szef opolskiej struktury SLD.

Poseł Stanisław Rakoczy, szef PSL na Opolszczyźnie, byłby przeciw:
- PSL w całym kraju jest taki sam. Powodem różnic w powiecie namysłowskim są zaszłości osobiste i personalne, a nie walka między naszymi koalicyjnymi partiami. Uważam, że współpraca między PO a PSL namysłowskim jest możliwa, tylko trzeba trochę dobrej woli obu stron. Sądzę jednak, że niebawem sytuacja się zmieni, widząc to, co dzieje się chociażby w Sejmiku. My mamy wolę współpracy z PO.

Jak to się skończy? Karbowiak nie ma żadnych wątpliwości.
- Jeśli PSL-owi uda się "kupić" kogoś z koalicji w powiecie, to są wygrani. Igrzyska trwają. Stawką mogą być jakieś posady dla nich lub ich rodzin. A przypomnę, że większość radnych to tzw. osoby bezpartyjne, czyli jedynie popierane przez dane organizacje. A to znacznie ułatwia sprawę...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska