Afera z zarybianiem Jeziora Otmuchowskiego: oszustwo, czy pomyłka?

Krzysztof Strauchmann
Dyrektor biura PZW w  Opolu przekonywał w środę wędkarzy, że w Otmuchowie doszło do pomyłki, a nie do oszustwa.
Dyrektor biura PZW w Opolu przekonywał w środę wędkarzy, że w Otmuchowie doszło do pomyłki, a nie do oszustwa. Krzysztof Strauchmann
Do jeziora otmuchowskiego miało trafić 300 tys. sztuk małych sandaczy. Wędkarze wykryli, że przywieziono tylko 21 tysięcy.

 

Wielka burza nad jeziorem otmuchowskim.

13 czerwca Polski Związek Wędkarski przeprowadzał tam letnie zarybianie narybkiem sandacza.

Nad jezioro przyjechał samochód z ośrodka zarybieniowego, kilku wędkarzy społecznie załadowało worki z narybkiem na łodzie i zaczęło wpuszczać ryby do wody.

 

- Według dokumentów w każdym worku miało być 5 tysięcy sztuk narybku sandacza - opowiada Julian Marszyński, jeden z wędkarzy. - Zauważyliśmy jednak, że jakoś jest go za mało. Worki powinny być aż ciemne od ryb, a były jasne. Jeden z kolegów zaczął przeliczać ryby w worku. Było około 300 sztuk...

 

Wędkarze zawiadomili opolskie władze PZW i wspólnie przeliczyli 4 worki z 47 jakie przywieziono.

- Średnio było 420 sztuk w jednym - mówi inny wędkarz Damian Płaczek. - W sumie wyliczyliśmy, że było 21 tys. ryb. A miało być 300 tysięcy. Gdybyśmy się nie zorientowali, ryba poszłaby do wody i nie byłoby co sprawdzać. Mogliśmy stracić jakieś 25 tys. zł. z naszych składek na zarybianie.

Zarząd okręgu PZW przyjął te uwagi. Wypisano nowe dokumenty przewozowe z prawidłową ilością.

 

- Doszło do pomyłki logistycznej w trakcie załadunku ryby - mówi Marek Grzegorczyk, producent narybku z gospodarstwa rybackiego koło Kielc. - Do Otmuchowa pojechał omyłkowo transport, który miał tracić do sąsiednich stawów.

 

- Producent dostanie zapłatę tylko za 21 tysięcy narybku - mówi Jakub Roszuk, dyrektor opolskiego biura zarządu PZW. - Brakujący narybek będzie uzupełniony. Doszło do pomyłki. Nie ma podstaw do tego, aby podejrzewać próbę oszustwa. Współpracujemy z tym dostawcą od 20 lat i do tej pory nie mieliśmy zastrzeżeń. Nie zamierzam zawiadomić prokuratury.

 

Źródło: X-news/TVN24

 

Faktem jest jednak, że ryby załadowano w ośrodku zarybieniowym bez żadnego nadzoru ze strony PZW.

Skuteczny okazał się dopiero społeczny nadzór wędkarzy na miejscu, przy wypuszczaniu sandaczy do wody.

 

Na gorącym spotkaniu wędkarzy z władzami PZW padło jednak dużo wątpliwości czy podobne przypadki nie miały miejsca też wcześniej na innych zbiornikach, ale nikt ich nie wyłapał.

- Nikt nikogo nie chciał oszukać - przekonuje Marek Grzegorczyk. - Na przyszłość ktoś z PZW powinien być przy załadunku ryby.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska