Africa Race dla mechanika z Olesna!

Mirosław Dragon
Mirosław Dragon
... a kiedy kierowca i pilot smacznie spali, Dariusz Rodewald usuwał usterki, nierzadko przez całą noc.
... a kiedy kierowca i pilot smacznie spali, Dariusz Rodewald usuwał usterki, nierzadko przez całą noc.
Pięć lat temu wyjechał do Holandii zarabiać euro, jak wielu jego kolegów z zawodówki. Teraz Dariusz Rodewald jest członkiem ekipy, która wygrała rajd po bezdrożach Maroka i Mauretanii.

Ostatnią noc sylwestrową Darek spędził właśnie w Mauretanii, upaćkany po pachy smarem, grzebiąc kluczami pod podwoziem 10-tonowej ciężarówki. Nie było szampańskiej zabawy, a przecież był to najbardziej ekscytujący sylwester w życiu 25-letniego mechanika z Olesna.

Przez dwa tygodnie, od 28 grudnia do 11 stycznia, ścigał się ciężarówką w rajdzie Africa Race. Trasa tego morderczego wyścigu mierzy 6,5 tysiąca kilometrów bezdrożami Maroka, Mauretanii i Senegalu. Africa Race zastąpił na Czarnym Lądzie słynny rajd Paryż - Dakar zawieszony z powodu zagrożenia atakami terrorystów.
Darek Rodewald z Olesna pokonał całą pustynną trasę, a jego team Iveco Trakker wygrał Africa Race w kategorii ciężarówek. Mistrzowską załogę tworzyli: kierowca Jan de Rooy z Holandii, pilot Dany Colebunders z Belgii i mechanik Darek Rodewald z Polski, z Olesna.

Kubica, Hołowczyc i Rodewald
Zwycięstwo teamu Iveco Trakker nie było dla nikogo niespodzianką. Załogę tworzyli bowiem świetni zawodnicy.

Jan de Rooy to legenda holenderskich sportów motorowych. W 1987 roku wygrał rajd Paryż - Dakar. Skonstruował wtedy na rajd specjalną ciężarówkę: z dwoma silnikami i podwójnym turbo.

- To był cud techniki, osiągał prędkość do 210 km/h, wszystkie gazety i telewizje pokazywały wtedy tę ciężarówkę, która jeden silnik miała z przodu, a drugi z tyłu - opowiada Darek Rodewald. - Po tym zwycięstwie Jan de Rooy stał się tak popularny w Holandii, jak u nas teraz Robert Kubica

Jan de Rooy to weteran Rajdu Paryż - Dakar. W słynnym wyścigu brał udział niemal co roku. Kilkuletnią przerwę miał tylko po 1989 roku, kiedy to w afrykańskim rajdzie zginął nawigator Teamu De Rooy.

Dany Colebunders to jeden z najlepszych rajdowych nawigatorów na świecie. Jako pilot startował z najwybitniejszymi kierowcami. Był dwukrotnie rajdowym mistrzem... Polski, jeździł m.in. w parze z Krzysztofem Hołowczycem.
Darek Rodewald aż do teraz był w sporcie motorowym postacią anonimową. A jednak to on, 25-letni mechanik z oleskich Walców, który jeszcze kilka lat temu był uczniem zawodówki na Wielkim Przedmieściu, wygrał Africa Race 2008.

Dekawkę wyszperał w Kielcach
Młody mechanik swoim sukcesem zaskoczył nawet swoich starych znajomych z Olesna. Fachu uczył się u mistrza Joachima Kiszela, który prowadzi rodzinny warsztat mechaniczny. Dokładnie naprzeciwko domu Rodewaldów na osiedlu Walce.

- To był jeden z najlepszych moich uczniów - chwali majster Kiszel. - Często zdarza się, że rodzice posyłają do mnie chłopaka, żebym wyuczył go na mechanika, a ja po kilku dniach widzę, że z niego żaden mechanik nie będzie. U Darka po kilku dniach widziałem, że ma prawdziwą smykałkę do samochodów. Umiał naprawić- nie tylko auto, ale i traktor. Spec z niego był, ale że wygra kiedyś rajd w Afryce, no, no! Tego sobie nie wyobrażałem.

Jeszcze bardziej zaskoczony jest Horst Chwałek, dyrektor zawodówki, w której uczył się triumfator rajdu.

- Pamiętam Darka, był w klasie mechaników pojazdów samochodowych - mówi dyrektor Chwałek. - Solidny uczeń, ale niczym szczególnym się nie wyróżniał. Pamiętam też, że przyjeżdżał do szkoły volkswagenem garbusem.
Garbus z 1971 roku to była jedna pierwszych motoryzacyjnych miłości Darka.

- Szukał starych, zabytkowych samochodów, kupował je i remontował - wspomina Paweł Woźny, szkolny kolega Rodewalda. - Volkswagena Karmann Ghia wszyscy mu zazdrościli.

Darek Rodewald prowadzi mnie do garażu i pokazuje cacko na czterech kółkach.
- To właśnie karmann ghia z 1966 roku, trzy lata go remontowałem - chwali się 25-letni mechanik.
Koło Kielc wyszperał i kupił też zabytkowy wóz DKW z 1936 roku.

- Mam też 15 motocykli, najstarszy z 1927 roku - mówi Darek Rodewald. - Niestety, niektóre są w częściach, bo ciągle brakuje mi czasu na dłubanie przy nich.
- Kiedy syn był jeszcze w domu, do nocy siedział w warsztacie - mówi Bernard Rodewald, ojciec zwycięzcy Africa Race.

Żołądek w gardle
W 2004 roku Darek wyjechał za pracą do Holandii, jak wielu jego rówieśników z Olesna. Zatrudnił się "Leihfirmie" (czyli w agencji pracy tymczasowej), która wysłała go do warsztatu w dużej firmie transportowej w Eindhoven. Właścicielem tej firmy jest właśnie Jan de Rooy.

Przez trzy pierwsze lata oleśnianin był zwykłym mechanikiem, pracującym przy tirach. Jan de Rooy ma firmę transportową, która przystosowuje nowe samochody ciężarowe do specjalistycznych transportów.

Holender zauważył w końcu nieprzeciętne zdolności młodego mechanika z Polski.
- Szef podszedł kiedyś do mnie i powiedział, że ma dla mnie niespodziankę - opowiada Dariusz Rodewald. - Oznajmił mi, że przenosi mnie do Teamu Dakar.

Team Dakar to ekipa kilku najlepszych mechaników, którzy przez cały rok przygotowują samochody de Rooya do rajdów. Przygotowania do takiego rajdu to nie byle co. De Rooy ma trzy ciężarówki wyścigowe, trzy wozy serwisowe i jednego terenowego jeepa. Przez cały rok wozy trzeba udoskonalać, szukać nowych rozwiązań, kilka razy w roku załoga jeździ na testy do Francji.
- Po każdym starcie auta wracają na warsztat i są rozbierane co do części - opowiada mechanik z Olesna.

W 2007 roku Dariusz Rodewald pojechał na pierwszy w życiu rajd. Był to Transorientale z Sankt Petersburga do Pekinu.
- 11 tysięcy kilometrów, 2-3 godziny snu na dobę, 45 stopni Celsjusza w kabinie, ekstremalne warunki - opowiada Darek. - Jest wielu dobrych mechaników, ale nie wszyscy wytrzymują.

Trzeba mieć końskie zdrowie i żelazne nerwy. Samochody pędzą z ogromną prędkością po niebezpiecznej trasie, w nieprzyjaznym klimacie.
- W Afryce na trasie były takie wyboje, że ciężarówka co chwila wyskakiwała 3 metry nad ziemię, na Transorientale w Chinach były takie pochyłości terenu, że przez pół kilometra jechało się w dół jak w przepaść - opowiada Darek.
- Na początku żołądek przykleja się do gardła, ale później można się już przyzwyczaić - dodaje ze śmiechem zwycięzca Africa Race. - W Afryce zaskoczyła mnie ogromna różnica temperatur: w dzień był upał, a w nocy 2 stopnie mrozu!

Mechanik nie śpi
Mechanik w załodze rajdowej musi naprawiać awarie, które auto rajdowe łapie seryjnie na ekstremalnie trudnych trasach. W nocy, po każdym kolejnym etapie, kierowca i pilot śpią, żeby zregenerować siły. Tymczasem mechanik musi usunąć wszystkie usterki i przygotować wóz na następny dzień.

- Na rajdach jest ogromna presja czasu, mechanik musi jak najszybciej usunąć awarię, żeby auto mogło dalej jechać, bo inaczej zawali cały wyścig - opowiada Darek Rodewald. - Zdarzyło mi się już, że nie spałem całą noc, tylko reperowałem wóz, mając ogromny stres, czy zdążę do rana, żeby ciężarówka była gotowa do startu.

Podczas jednego z etapów Africa Race pięć kilometrów przed metą w ciężarówce Iveco Trakker pękła kolumna kierownicy.

- Nie było co naprawiać, kazałem jechać dalej, przez 5 kilometrów pędziliśmy bez kierownicy, nie mogąc skręcać. I dojechaliśmy! - opowiada ze śmiechem 25-letni mechanik.

Recepta na sukces
Pięć lat temu Dariusz Rodewald pojechał do Holandii jak wielu Ślązaków, w nieznane. Od razu jednak założył sobie, że nie będzie się wiecznie tułał po agencjach pracy tymczasowej.
W wieku 25 lat znalazł się w gronie najlepszych na świecie specjalistów od rajdów terenowych. Jest jednym z najlepszych fachowców w dużej holenderskiej firmie. Ma własne mieszkanie w Eindhoven, w którym mieszka z żoną Karoliną i dwojgiem dzieci: 2,5-letnim Sebastianem i 4-miesięcznym Marcelem.

Czy Dariusz Rodewald ma przepis na sukces za granicą?
- Po pierwsze trzeba znać język, gdybym nie znał niemieckiego, nie dostałbym pracy u de Rooya, gdybym nie nauczył się holenderskiego, nie wzięliby mnie do załogi na rajd - opowiada Darek. - Po drugie trzeba być fachowcem, ja pojechałem za granicę jako wykwalifikowany mechanik. Po trzecie trzeba być pracowitym. Przygotowując wóz do rajdu, pracuję nawet po 12 godzin na dobę, także w weekendy. Wreszcie po czwarte trzeba mieć chęć, żeby się ciągle uczyć. Kiedy przeszedłem ze zwykłego warsztatu do Teamu Dakar, byłem znowu uczniem, bo samochód rajdowy to zupełnie inna bajka. Ze zwykłą ciężarówką z fabryki ma wspólnego tylko tyle, że też ma kierownicę i koła.

W przyszłym roku mechanik z Olesna wystartuje w argentyńskim następcy rajdu Dakar. Tam może być jeszcze trudniej. W tym roku ściga się tam syn Jana de Rooya - Gerard. Mówi, że na trasie jest ciężko. Temperatura w kabinie dochodzi do 60 stopni Celsjusza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska