Agnieszka Radwańska: Teraz często gram w tenisa w snach. Ale ostatnio… kort mi się zapadał [ROZMOWA]

Agnieszka Bialik
sylwia dabrowa / polska press
Agnieszka Radwańska jesienią ubiegłego roku zakończyła karierę tenisową, ale wcale się nie nudzi. W obszernym wywiadzie opowiada nam o swoich pomysłach na nowe życie, ale wraca też do najlepszych wydarzeń z czasów, gdy występowała na korcie.

Jakie były ostatnie miesiące bez tenisa, od listopada, kiedy ogłosiła Pani zakończenie zawodowej kariery?

Na pewno było mniej tenisa niż dotychczas, ale cały czas jestem przy sporcie i mam sporo zajęć. Ostatnio, jak wiadomo, miejsce tenisa zajął taniec. Poświęcam mu dużo czasu. Zamiast kilku godzin na korcie, czas spędzam na sali, praktycznie codziennie razem z weekendami. Nie jest łatwo nauczyć się nowego tańca w tydzień. Na razie się nie nudzę.

Czego najbardziej będzie brakowało Agnieszce Radwańskiej ze świata zawodowego tenisa, w którym była obecna przez kilkanaście lat, a za czym nie będzie tęsknić?

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czego będzie mi brakować najbardziej. Kilku rzeczy po części: na pewno kibiców i ich wsparcia na całym świecie, atmosfery turniejowej i koleżanek w szatni. Zdecydowanie nie będę tęsknić za stresem i presją, która dawała mi w ostatnich latach mocno w kość.

Czy tak właśnie wyobrażała Pani sobie swoją tenisową karierę? Czy coś by Pani zmieniła w niej z perspektywy czasu i zebranych doświadczeń?

Apetyt rósł w miarę jedzenia. Na początku swojej przygody z tenisem nie śniłam o tym, że osiągnę tak wiele. Wraz z kolejnymi sukcesami chciałam więcej, robiłam wszystko, żeby się nie zatrzymać. Zabrakło wisienki na torcie w postaci zwycięstwa w Wielkim Szlemie, ale i tak uważam się za tenisistkę spełnioną. Mam nadzieje, że przetarłam szlak kolejnym pokoleniom. Pokazałam, że można. Co bym zmieniła? Na pewno w początkowej fazie kariery więcej uwagi poświeciłabym swojemu ciału, profilaktyce, odnowie biologicznej, ale 12-15 lat temu ludzie jeszcze nie mieli w tej materii takiej świadomości jak teraz.

Który mecz będzie Pani pamiętać do końca życia? Może jest kilka takich pojedynków?

Na pewno mam kilka takich spotkań. W 2007 roku w Miami pokonałam Martinę Hingis, moją idolkę. W tym samym roku podczas US Open w trzeciej rundzie ograłam broniącą tytułu mistrzowskiego Marię Szarapową. Po tym meczu uwierzyłam, że mogę wygrywać z najlepszymi. Jednak mecz, który „siedział” we mnie najdłużej, to przegrane spotkanie z Sabine Lisicki w półfinale Wimbledonu w 2013 roku. Miałam wówczas swoje szanse i nie wykorzystałam ich.

Który z 20 zdobytych tytułów sprawił Pani największą radość?

Wszystkie tytuły dawały mi wiele radości, bo na wszystkie musiałam ciężko pracować. Gdybym miała wyróżnić tylko jeden tytuł, to na pewno byłby to Singapur. Bardzo prestiżowe zwycięstwo, stawiam je na równi z finałem Wimbledonu.

Czy jest takie „tenisowe” miasto, do którego chętnie Pani wróci, mimo że grała tam wiele razy w turnieju?

Całe moje życie to była wielka podróż. Jestem typem człowieka, który nie potrafi długo usiedzieć w jednym miejscu. Jest wiele pięknych miejsc na tenisowej mapie. Zawsze uwielbiałam Indian Wells i Miami, i tam z dużą przyjemnością wrócę. Mam też w planach pojawiać się co jakiś czas na turniejach wielkoszlemowych.

Co sprawia teraz Pani największą radość w życiu bez tenisa? Na co w końcu ma Pani czas?

Radość sprawiają mi proste czynności. Przede wszystkim to, że nie kładę się spać z myślą, że rano trzeba wstać na trening. Cieszę się, że nie muszę nastawiać budzika! W końcu, po wielu latach, mogę pojeździć na nartach, potańczyć! Po prostu mogę nareszcie robić to, na co nie miałam czasu przez całe życie, mając z tylu głowy lampkę pt. „tenis”.

Co dalej ze studiami na krakowskiej AWF? Licencjat już Pani ma….

Teraz pracuję nad tym, żeby mieć tytuł magistra.

Widzi Pani następczynię, która mogłaby nawiązać do Pani wielkich sukcesów?

Jest kilka nazwisk z potencjałem, byśmy mogli oglądać je na wielkich turniejach. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Mam nadzieję, że tak będzie, że będziemy mogli w telewizji oglądać naszych tenisistów. Zawsze turnieje z udziałem „naszych” są bardziej atrakcyjne. Trzymam kciuki za młode pokolenie! Oby było ich jak najwięcej.

Podczas turniejów w USA bardzo dobrze wypadł Hubert Hurkacz. W Indian Wells dotarł do ćwierćfinału, przegrywając dopiero z samym Rogerem Federerem. Wcześniej pokonał siódmą rakietę świata Keia Nishikoriego. W Miami z kolei pokonał numer 4, czyli Dominica Thiema.

Jestem mile zaskoczona tym, jakie zrobił postępy, zwłaszcza w tym roku. Zagrał ostatnio mnóstwo świetnych meczów na najwyższym poziomie z tenisistami z czołówki światowej. Oglądałam kilka jego spotkań, turnieje w USA zakończył bardzo udanie. Pnie się do góry, gra bardzo solidnie i w obronie, i w ataku. Myślę, że będziemy go częściej widywali w wielkich imprezach, również w drugim tygodniu w Wielkim Szlemie, bo taki jest cel wszystkich, którzy grają w tenisa.

21 maja o godzinie 18 w krakowskiej Tauron Arenie odbędzie się Pani benefis, podsumowanie pięknej kariery i pożegnanie z kibicami.

Bardzo się cieszę, że takie wydarzenie będzie miało miejsce w Krakowie. Nie wyobrażam sobie, by mogło odbyć się w jakimś innym mieście. Dziękuję za to miastu Kraków, że jest z nami przy organizacji. Już dziś zapraszam wszystkich do Tauron Areny Kraków na mój benefis. Już nie mogę się doczekać tego wydarzenia. Mam nadzieję, że będzie to wspaniała impreza sportowa, wspaniałe przedsięwzięcie. W Krakowie grałam całe życie, praktycznie na wszystkich kortach, jakie są dostępne. Karolina Woźniacka i Angie Kerber będą ze mną w tym dniu, myślę, że to będzie ciekawe dla kibiców, zwłaszcza tych, którzy nie mieli dotychczas okazji zobaczyć w akcji zawodniczek tej klasy. Przyjaźnimy się od lat, już od ponad dwudziestu, wiele przeszłyśmy razem, grałyśmy jeszcze w turniejach 9-,10-, 12-latków aż po zawodowy tenis. Grałyśmy ze sobą debla, grałyśmy przeciwko sobie. Tym razem zagramy po raz ostatni w Krakowie. W moim rodzinnym mieście bywam co jakiś czas. Tu zawsze będzie moje miejsce, mój dom.

W trakcie konferencji prasowej zaprezentowano zapowiedź piosenki i fragment teledysku w wykonaniu Pani i Karoliny Woźniackiej. Słowa do utworu „We love tenis” napisał Jacek Cygan, muzykę Piotr Rubik. Premiera teledysku odbędzie się podczas benefisu. Skąd taki pomysł?

Z okazji benefisu dostałam propozycję nagrania piosenki z Karoliną. Niestety, Angie Kerber nie była w stanie dojechać. To była świetna zabawa, nowe doświadczenie. Zgodziłam się, to jedno z moich marzeń, które chciałam zrealizować po zakończeniu kariery. Z Piotrem Rubikiem pracowało nam się wyśmienicie. Nigdy nie miałam okazji być w studio i nagrywać. Mam nadzieję, że piosenka będzie się podobać. To nie tylko promocja benefisu, ale całego tenisa. Gramy przecież nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla kibiców. To tylko jedna piosenka, nie zajmę się tym zawodowo (śmiech). Koniec kilkunastoletniej przygody z tenisem stał się dla mnie szansą na realizację innych interesujących wyzwań, zupełnie niezwiązanych ze sportem. Tour WTA to głównie kort, hotel, lotnisko i… ciężka praca. Wówczas bardzo docenia się chwile rozmowy po polsku, wsparcie ze strony koleżanek, które doskonale rozumieją ten temat. Byłam w tej komfortowej sytuacji, że moimi przyjaciółkami były dziewczyny ze słowiańską, polską duszą.

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

Na razie jest kilka miesięcy na taniec, w maju na benefis. Później zobaczymy. Czy myślę o zostaniu trenerem? Nie zamykam się na żadne propozycje, aczkolwiek dopiero w listopadzie przestałam grać, to wszystko jest bardzo świeże. Jest sporo opcji, bo wiadomo, że zostanę przy tenisie. Teraz potrzebuję odpocząć, rok, może dwa. Muszę dojść do siebie, ostatnie 20 lat było dość ciężkie...

Jakie wskazówki ma Pani dla młodych, którzy chcą iść tenisową drogą?

Na sukces składa się wiele czynników, nie ma jednej recepty. Przede wszystkim trzeba mieć świadomość tego, co się robi, nie tylko na korcie, ale też poza nim. Osoby, które chcą się uczyć od samego początku i są ambitne, daleko zajdą. Takim przykładem jest choćby ostatnio Hubert Hurkacz, bardzo ambitny i pracowity. Już pokazał na co go stać i mam nadzieję, że będzie pokazywał przez kolejne lata.

Śledzi Pani poczynania naszych tenisistów. Czy interesuje się Pani też innymi dyscyplinami sportu?

Oczywiście, że tak, zwłaszcza, gdy grają „nasi”. Ostatnio byłam na Stadionie Narodowym na piłkarskim meczu Polska - Łotwa. Jeśli tylko jest okazja, to staram się kibicować na żywo. Lubię skoki narciarskie, siatkówkę i żużel - mąż mi podpowiada.

Co się śni Agnieszce Radwańskiej, kiedy nie ma już tenisa? Grała Pani kiedyś mecz we śnie?

Pewno, że grałam i to nie raz! Ostatnio… kort mi się zapadał (śmiech).

Rozmawiała Agnieszka Bialik

Piękne cheerleaderki zachwycają wdziękiem i urodą. Obejrzyj ...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Agnieszka Radwańska: Teraz często gram w tenisa w snach. Ale ostatnio… kort mi się zapadał [ROZMOWA] - Dziennik Polski

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska