Ajent: W tym biznesie trzeba oszukiwać. Po prostu

Małgorzata Oberlan
Ofiarami oszustw ajentów w pierwszej kolejności są pracownicy
Ofiarami oszustw ajentów w pierwszej kolejności są pracownicy Fot. 123rf.com/ilustracyjne
- Zatrudniamy ludzi na czarno. Oszukujemy ZUS i skarbówkę. Inaczej tego biznesu prowadzić się nie da - twierdzi ajentka sklepów spożywczych znanej sieci. Sieć tymczasem zachęca do franczyzy i gwarantuje 6500 zł przychodu.

Sklepy te oplotły wielkie miasta i małe miasteczka na prowincji, osiedla na peryferiach i ścisłe centra. Skargi ajentów, którzy zawarli z siecią umowy franczyzowe i podpisali weksle, od kilku lat są tematami medialnych doniesień.

- Nagłaśnianie problemów niewiele pomogło. Sama sieć nie kontroluje uczciwie tego, jak ajenci zatrudniają personel. Zamyka też na to oczy inspekcja pracy. My, ajenci, oszukujemy dalej, aby przeżyć - twierdzi pani Edyta, ajentka z Torunia. Zapewnia, że nie jest jedyną.

„Gwarantowane 6500 zł”

Co daje sieć ajentowi gotowemu poprowadzić sklep? Na start franczyzobiorca otrzymuje w pełni wyposażony, również w towar, sklep. Do tego logo, rozpoznawalne przez 99 procent Polaków.

„Zyskujesz 6500 zł gwarantowanego przychodu” - zapewnia sieć, werbując ajentów. I dodaje drobnym drukiem: „w przypadku prawidłowego wykonywania umowy franczyzowej”.

Co to dokładnie oznacza, o tym później. Rzekomo jedynym wkładem ajenta jest 5000 zł, z którego finansowane mają być m.in. drukarka fiskalna, koncesja, towary regionalne.

Tyle teorii. W praktyce, jak twierdzi ajentka z Torunia, biznes prowadzi się ciężko.

- Ajent otrzymuje od sieci od 9000 zł do 18 000 zł, w zależności od obrotów sklepu. Zatrudnić musi od dwóch do pięciu pracowników. Do kosztów ich zatrudnienia doliczyć trzeba wydatki na artykuły regionalne (muszą być w ofercie), opakowania, rolki do kasy fiskalnej, usługi księgowej, obowiązkowe ubezpieczenie, paliwo, zakup środków czystości, opłaty za wodę, śmieci itp. oraz ZUS właściciela. Po zliczeniu tych wszystkich wydatków ajent dochodzi do przekonania, że „na legalu” interesu nie pociągnie. Oszukuje ZUS, skarbówkę, a nierzadko też własnych pracowników - wyznaje szczerze pani Edyta.

Ludzie, którzy chcą na czarno

W sklepach torunianki pracują osoby zatrudnione na czarno. Oczywiście, są to w zdecydowanej większości kobiety. Dlaczego przy rekordowo niskim bezrobociu w kraju decydują się na coś takiego? Dlaczego nie wykorzystają tego, że wielkie sieci handlowe rywalizują dziś o pracowników i kuszą coraz lepiej płatnymi etatami?

- Bo im to pasuje. Oczywiście, mówię o kobietach pracujących dłużej. Bo bywają sytuacje, że ajent obiecuje umowę o pracę, a zwodzi kogoś, na przykład przez trzy miesiące. Potem ten ktoś, rozczarowany, odchodzi, ajent przyjmuje kolejną osobę „do zwodzenia” - nie kryje pani Edyta.

Ona i znani jej inni ajenci zatrudniają na czarno kobiety, które oficjalnie muszą się legitymować niskimi dochodami. W związku z tym wolą pracę na czarno i wypłatę pod stołem. Zależy im na świadczeniach „500 plus” już na pierwsze dziecko, na zasiłkach z opieki społecznej albo na alimentach z Funduszu Alimentacyjnego. Korzystanie z tego ostatniego obwarowane jest progiem dochodowym: 725 zł na osobę w rodzinie.

- Co tu owijać w bawełnę... Matka samotnie - naprawdę albo tylko fikcyjnie - wychowująca dzieci, chcąca zachować prawo do tych świadczeń, to częsta pracownica naszych sklepów - twierdzi pani Edyta.

Ajentka jest przekonana, że sieć doskonale wie o zatrudnianiu na czarno. Nie kontroluje tego i nie wnika w niuanse, bo zdaje sobie sprawę, że inaczej ajenci nie pociągnęliby biznesów. Co jednak na to inspekcja pracy?

PIP: „brak danych w bazie”

20 lipca zapytaliśmy Okręgowy Inspektorat Pracy w Bydgoszczy o kontrole w sklepach opisywanej sieci w województwie kujawsko-pomorskim. Poprosiliśmy o dane od 2016 roku. Zaznaczyliśmy, że najbardziej interesuje nas kwestia legalności zatrudnienia, pracy w niedziele i święta (czy za ladą stał właściciel lub jego rodzina?) oraz kwestia wynagrodzeń (terminowość, wysokość).

Po trzech dniach Marzena Jędrzejewska, p.o. zastępca okręgowego inspektora pracy ds. nadzoru, poinformowała nas, że „nie jest w stanie podać prawdziwych danych”.

„Oczekuje Pani od nas informacji na temat realiów pracy w sieci (tu: nazwa), legalności zatrudnienia, pracy w niedziele i święta oraz wypłat wynagrodzeń, przy czym podmioty te działają pod firmami osób będących ajentami. Niemożliwe jest uzyskanie danych statystycznych z naszej bazy danych, ponieważ firmy te nie mają w nazwie firmy (tu: nazwa sieci), a prowadzą je podmioty - w większości przypadków oso-by fizyczne. Z tego też powodu nie odpowiem Pani na zadane pytanie” - tak brzmi odpowiedź OIP (wierny cytat).

Pani Edyta może triumfować.

- Nikomu nie zależy, aby prawda wyszła na jaw - powtarza.

Uczciwie zaznaczmy jednak, że wielokrotnie media podejmowały temat łamania praw pracowniczych w poszczególnych sklepach, w różnych częściach kraju.

- Tak bardzo się cieszyłam! Po raz pierwszy miałam pracować na etat i dostawać co najmniej 2 tysiące złotych na rękę - opowiadała pani Sylwia reporterom portalu Świdnica24.pl w marcu zeszłego roku. I pokazywała wymuszone od pracodawcy pokwitowanie na wypłatę niewiele ponad tysiąca złotych.

Jak twierdziła, pracowały z koleżanką trzy tygodnie bez żadnej umowy, szkoleń, ubezpieczenia. Wypłatę 1370 zł wymusiła, grożąc wezwaniem policji. Sprawę pod lupę wzięła tamtejsza Państwowa Inspekcja Pracy.

- Do głowy by nam nie przy-szło, że szef tak nas wyroluje. Pracowałyśmy uczciwie, a tymczasem on od wtorku dosłownie zapadł się pod ziemię. Zostawił nas na lodzie - tak z kolei skarżyły się byłe już pracownice dwóch sklepów sieci w Toruniu.

W sierpniu ubiegłego roku ajent z Bydgoskiego Przedmieścia zostawił ekspedientki na lodzie: bez wypłat, umów i zgłoszenia do ZUS. Pracowały u nie-go przez miesiąc. Tą sprawą też zajęła się PIP.

Prawda czy propaganda?

Jak wspomnieliśmy na wstępie, sieć cały czas werbuje ajentów. Na swojej stronie internetowej zamieszcza przykłady sukcesów tych, którzy się zdecydowali na współpracę z siecią.

Ajent X wrócił z Wielkiej Brytanii do Polski i choć nigdy nie pracował w handlu, teraz jest zachwycony. Chwali sobie fran-czyzę, bo „daje dużo możliwości w zamian za niewielki wkład finansowy”.

Ajentka Y pracowała w banku i korporacji. Człowiekiem sukcesu czuje się jednak dopiero dzięki współpracy z siecią.

- Moje dochody zależą od miesięcznego rachunku kosztów i generowanych obrotów moich sklepów. Krótko mówiąc, im więcej sprzedaję, tym więcej zarabiam. Na pewno jednak moje zarobki plasują się wyżej niż średnia krajowa - opowiada ajentka Y, niegdyś zatrudniona w bankowości.

Ajent Z kiedyś uczył dzieci w szkole wychowania fizycznego. A teraz? „Prowadzenie sklepu w systemie fran-czy-zowym jest dużo bardziej dochodowe niż praca jako nauczyciel lub prowadzenie prywatnego małego biznesu” - zapewnia wszystkich.

Sieć: „umowa to tajemnica”

Sieć gwarantuje ajentom 6500 zł miesięcznie przychodu. Zaznaczając, że ma to miejsce „w przypadku prawidłowego wykonywania umowy franczyzowej”.

Co dokładnie oznacza to określenie? Jakie nieprawidłowości zdarzają się najczęściej? - o odpowiedź na te dwa pytania poprosiliśmy biuro prasowe sieci 20 lipca. Prosiliśmy również o przesłanie wzoru umo-wy franczyzowej.

Służby prasowe w mejlu zapowiedziały, że odpowiedzą 25 lipca, ze względu na okres urlopowy. Czekaliśmy cierpliwie. Po godzinie 15, po telefonicznych monitach, doczekaliśmy się następującego mejla:

„Na mocy tej umowy przedsiębiorcy otrzymują wyremontowany i wyposażony sklep, z pełnym zatowarowaniem. Wszystkie sklepy sieci są budowane według tych samych założeń projektowych, które umożliwiają efektywne kreowanie marki, ujednolicenie standardów dotyczących odpowiedniej prezentacji sklepu (wewnątrz i na zewnątrz) i oferowanych produktów. Przystąpienie do sieci franczyzowej nakłada na przedsiębiorcę zobowiązanie m.in. przestrzegania tych samych procedur obsługi klienta, dbania o prawidłową ekspozycję produktów i przechowywania asortymentu czy troskę o wizerunek marki. Spełnienie tych wymagań daje franczyzobiorcy wygodę i poczucie bezpieczeństwa, z drugiej strony przekłada się na obroty i wyniki finansowe, gwarantując klientom tę samą jakość w każdym sklepie”.

Na temat nieprawidłowości ze strony ajentów, sprawiających, że nie osiągają gwarantowanego 6500 zł dochodu, sieć się nie wypowiedziała. Nie udostępniono nam też umowy.

- To tajemnica handlowa. Nikomu jej nie udostępniamy. Nawet kandydaci na ajentów dostają ją do wglądu dopiero na końcowym etapie, po pozytywnej weryfikacji - powiedziała nam pracownica biura prasowego.

Imię ajentki zmienione.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Ajent: W tym biznesie trzeba oszukiwać. Po prostu - Gazeta Wrocławska

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska