Akcja nto. Zadbajmy, by dzieci jadły dużo warzyw i owoców

fot. Witold Chojnacki
fot. Witold Chojnacki
Dwie trzecie szkół w naszym regionie zgłosiło się do programu Agencji Rynku Rolnego "Owoce w szkole". Wspólnie możemy ten wynik jeszcze poprawić.

Przyłącz się!

Przyłącz się!

Co szóste dziecko w Polsce ma nadwagę, coraz więcej zapada na choroby układu krążenia. Dlatego jeśli leży Ci na sercu zdrowie najmłodszych, przyłącz się do akcji nto "Witamina".
Rodzice, dziadkowie, nauczyciele! Wspólnie podejmijmy walkę o to, żeby nasze dzieci zdrowo się odżywiały i zdrowo rosły.
Będziemy kontrolować to, co znajduje się na półkach w sklepikach szkolnych, organizować pogadanki i spotkania ze specjalistami.
Macie inne propozycje? Podzielcie się nimi. Dzwońcie do nas lub piszcie na adres redakcji.

Niezdrowe chipsy, żelki, batoniki powinny zniknąć ze szkolnych sklepików. Trzeba je zastąpić zdrową żywnością. I takiej zmianie nawyków żywieniowych u dzieci ma służyć program "Owoce w szkole", organizowany przez Agencję Rynku Rolnego. Od października do szkół będą trafiać dostawy świeżych owoców sezonowych - jabłek, gruszek, truskawek i warzyw - marchwi, rzodkiewki, ogórków... Taką porcję witamin dostawać będą uczniowie z klas I-III.

Na Opolszczyźnie do programu przystąpiło 280 z 412 podstawówek.

- To jeden z lepszych wyników w kraju - twierdzi Andrzej Butra, dyrektor w opolskim oddziale Agencji Rynku Rolnego. Dobrze byłoby jednak, żeby o zdrowe odżywianie uczniów zatroszyczyły się wszystkie szkoły.

- Cieszę się, że moja córka będzie dostawała świeże owoce - mówi pani Katarzyna, mama 7-letniej Karoliny, uczennicy Szkoły Podstawowej nr 5 w Opolu. - Owszem, daję jej pieniądze, żeby kupiła sobie coś w szkolnym sklepiku. Ale nie mogę kontrolować, co kupuje. Pewnie to nie są jabłka.

- Najchętniej jadłbym tylko cukierki i batoniki - przyznaje Adam Warchoł, uczeń II klasy z PSP II w Opolu.
Bartosz Kuryło i Ala Dolińska z tej samej szkoły w kolejce do sklepiku ustawiają się zwykle po kwaśne żelki: - Wiemy, że są niezdrowe, ale nam smakują - mówią zgodnie.

Sylwia Bielas, która prowadzi taki szkolny sklepik, potwierdza: - Dzieciaki uwielbiają gazowane napoje, chipsy, żelki, pizzę i cukierki. Kiedyś próbowaliśmy sprzedawać banany i jabłka, ale nie było zbytu i owoce się psuły.

W opolskiej "dwójce" ze sklepiku zniknęły napoje gazowane i chipsy.

- Mamy soki i chrupki na bazie mąki kukurydzianej - mówi Mirosław Śnigórski, dyrektor szkoły. - Dzieci na razie takim rozwiązaniem się zadowoliły i się nie buntują.

- Lwią część pracy nad zmianą nawyków żywieniowych muszą wykonać rodzice - uważa Irena Wolnik, dietetyk z Kędzierzyna Koźla. -Prawda jest taka, że upodobania kulinarne wynosi się z domu. Jeśli dziecko widzi, że rodzice na potęgę jedzą chipsy czy orzeszki, będzie te wzorce powielało.

Dyrektorzy szkół, które na razie nie zgłosiły się do programu (można to zrobić jeszcze do 16 listopada) anonimowo przyznają, że mają sporo wątpliwości.

- Chodzi im o to, że ktoś będzie musiał zająć się dystrybucją owoców. Nie wiadomo też, co zrobić ze śmieciami, których produkcja i tak wzrosła po tym, jak do szkół weszło mleko - tłumaczy kolegów Alicja Koszalska, wicedyrektor w Zespole Szkół Sportowych w Nysie.

Halina Bilik, opolski kurator oświaty, zapewnia, że dyrektorów maruderów, którzy do akcji jeszcze się nie włączyli, będzie do tego przekonywać. - Przecież chodzi o zdrowie naszych dzieci - przypomina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska