Amerykanie chcą zabić terrorystów

Redakcja
Z Wojciechem Łuczakiem, redaktorem naczelnym "Raportu", miesięcznika o tematyce militarnej, rozmawia Bogusław Mrukot

- Amerykanie zaatakowali afgańskich talibów, operacja ma potrwać trzy dni. Czy ma ona zmiękczyć reżim w Kabulu, by wydał bin Ladena, czy też Amerykanie przewidują, że w trzy dni doprowadzą talibów do klęski?
- Sądzę, że to drugie. Atak Amerykanów rozwija się na dwóch płaszczyznach: powietrznej i lądowej. Z powietrza atakują stanowiska dowodzenia, artylerii przeciwlotniczej, stacje radarowe, lotniska, składy broni i amunicji i koszary. Kiedy je zniszczą, zrzucą desant spadochroniarzy na wybrane miejsca: Kandahar, Dżalalabad, Bagram i Mazar-ar-Sharif. W okolicy tych miast są lotniska i bazy terrorystów. Ich opanowanie przetnie linie komunikacyjne talibów, pozwoli na faktyczne opanowanie kraju.
- Taki scenariusz to atak totalny. Wynika z tego, że Amerykanom nie chodzi już tyle wyłącznie o Osamę bin Ladena, co o unicestwienie reżimu talibów.
- Chodzi o jedno i drugie, bo te obie rzeczy się łączą: to bin Laden trzęsie talibami, on pociąga za sznurki. Atak na talibów jest jednocześnie próbą zniszczenia bin Ladena.
- Czy Amerykanom się uda? Afganistan to duży kraj, z niedostępnymi terenami górzystymi. Rosjanie użyli większych sił, a połamali sobie zęby...
- Amerykanie nie będą chcieli opanowywać Afganistanu. Zaplanowali szybkie, precyzyjne uderzenia mobilnych jednostek, które wycofają się natychmiast po zniszczeniu wskazanych celów.
- Precyzja ma duże znaczenie, kiedy chodzi o cele stacjonarne lub wolno zmieniające swoje położenie. A talibowie i bojówki bin Ladena nie okopią się, nie będą maszerować zwartymi długimi kolumnami. Z informacji rozpoznania może wynikać, że są tu, ale za pół godziny będą rozproszeni i ukryci w górach kilkanaście kilometrów dalej. I tak te precyzyjne amerykańskie uderzenia mogą trafić w puste namioty.
- USA cały czas monitorują z powietrza sytuację w Afganistanie, informacja płynie na bieżąco, w czasie rzeczywistym, do sił uderzeniowych. Jeśli jakiś obiekt raz znajdzie się w polu obserwacji, to już z niego nie zniknie. Nikt nie zdąży tak daleko uciec, by znaleźć się poza zasięgiem atakujących samolotów czy komandosów.
- A czy nie bierze pan pod uwagę, że Amerykanie zechcą się ograniczyć tylko do ataków powietrznych? Kiedy zniszczą talibom, co będzie do zniszczenia, zadanie ostatecznego (lądowego) ciosu zostawią opozycyjnemu wobec reżimu w Kabulu Sojuszowi Północnemu.
- Sojusz już najprawdopodobniej przystąpił do ataku, wsparty oddziałami amerykańskich, brytyjskich, australijskich i francuskich komandosów. Nie, USA nie zostawią tego Afgańczykom wrogo nastawionym do talibów. Amerykanom nie wystarczy, że reżim upadnie - oni chcą jeszcze ująć lub zabić terrorystów. Sami.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska