Andrzej Wajda: - Najlepiej rozumiem Polskę

Danuta Nowicka
- Młodzież, już zupełnie inna, jest w stanie zmienić Polskę. Pod warunkiem, że z niej nie wyjedzie...- mówi nto Andrzej Wajda.

- Czy proponowano panu pracę za granicą, która wymagałaby przeprowadzenia się do innego kraju?
- Nie, ale nawet gdyby... Nigdy nie brałem tego pod uwagę.

- Sam też nie chciał pan wyjechać?
- A czym miałbym zająć się we Francji, w Niemczech albo w Ameryce? O czym miałbym tam robić filmy? Jako reżyser byłbym bezradny, bo to nie moje tematy. Byłem młody, miałem ambitne plany, do głowy mi nie przyszło, żeby zająć się komercją, choć ostatecznie pewno bym sobie z tym poradził. Wydawało mi się, że mam do powiedzenia tylko to, co dotyczy Polski, że jedynie tę rzeczywistość rozumiem, bo biorę w niej udział.

- To poniekąd odpowiedź na kolejne pytanie, które chciałam panu zadać: co pana zatrzymywało w Polsce w najtrudniejszych komunistycznych latach?
- Był to nasz kraj, a fakt, że rządzili nim komuniści, nie miał znaczenia, bo nie wynikał z naszego wyboru. Zadecydowała Jałta, a w Jałcie Sowieci i nasi sojusznicy, Anglia i Stany Zjednoczone.
- A może dla pana nie było trudnych lat? Srebrna Palma w Cannes w 56. za "Kanał", w 58. nagroda w Wenecji za "Popiół i diament" sprawiły, że Andrzej Wajda stał się nietykalny?
- Sytuacja niezupełnie tak wyglądała. Nikt nie przypuszczał, że w Cannes mogą zauważyć taki film jak "Kanał". Festiwalowe jury wykazało się wielką odwagą. Dziennik "Poranek w Nicei" oburzał się, że jest rzeczą niedopuszczalną, żeby pokazywać go w kurorcie; ludzie wieczorem przychodzą w smokingach, żeby się rozerwać, zobaczyć filmy, które wyróżnia jakiś artyzm, a tu nagle Polacy taplają się w gównie. Na szczęście głos ludu nie był decydujący i gdyby nie ci, którzy rozumieli, że francuski festiwal może stać się festiwalem światowym, jeśli będzie zauważał zjawiska spoza kręgu kultury francuskojęzycznej, i w ogóle zachodniej, nagrody dla "Kanału" by nie było. Postawa jurorów spowodowała, że w Cannes zaczęto dostrzegać dzieła ambitne, a po dwudziestu latach "Złotą Palmę" otrzymał "Człowieka z żelaza".

- Nie wspomniał pan o "Popiele i diamencie"...
- "Popiół i diament" w ogóle nie wchodził w rachubę, na żadne festiwale nie był wysyłany, a nagroda w Wenecji była zupełnym przypadkiem. Z obowiązku został pokazany przez dyrektora włoskiej kinematografii, który chciał go sprzedać, i zupełnie przypadkowo zobaczył go nasz wielki pianista, Artur Rubinstein. Poprosił francuskiego reżysera Rene Claira, żeby go też obejrzał, Rene Clair zaczął rozpowiadać, że jest fantastyczny. W efekcie otrzymałem nagrodę specjalną znanego producenta amerykańskiego, spoza konkursu. Z Wenecją nie miało to nic wspólnego.
- Niemniej oba wyróżnienia, dla "Kanału" i "Popiołu i diamentu", miały swój ciężar gatunkowy i władze w Polsce musiały się z tym liczyć.
- O tyle, o ile. Proszę pamiętać, że scenariusz "Człowieka z marmuru" czekał dwanaście lat. Na szczęście byłem jeszcze młody, lata minęły, jak śpiewał Młynarski, jak jeden dzień, nastał Gierek i zmieniła się sytuacja polityczna. Gdyby nie to, nigdy nie zrobiłbym tego filmu.

- I gdyby na dźwięk pańskiego nazwiska cenzura nieraz nie przymykała oka...
- To dotyczyło nie tylko mnie, ale także Jerzego Kawalerowicza, Wojciecha Hassa, a i Krzysztofa Kieślowskiego. A wie pani, dlaczego? Wszystkie nasze filmy były bardzo obrazowe, bo cenzura mniej przejmowała się obrazem, a bardziej ścigała słowa. Teoretycznie istniała taka możliwość, by wypowiedzieć prawdę za pomocą słów, praktycznie rzecz nie wchodziła w rachubę.

- Pana twórczość filmowa układa się w dwa ciągi: jeden to narracja, bezpośrednio odwołująca się do naszej historii, do wydarzeń politycznych, w drugim co prawda nie ma takiego odniesienia, ale sztafaż, klimat, przyroda, mentalność bohaterów, jak i fakt, że sięga pan po istotne dzieła naszej literatury, to także Polska. Myślę o "Brzezinie", o "Pannach z Wilka"...
- ... Można jeszcze dodać "Wesele", "Zemstę", a nawet "Pana Tadeusza". Tak, ma pani rację, bo to jest świat, w którym się obracam i chciałbym, żeby stał się także światem moich widzów.

- "Der Spiegel" napisał, że do tej pory "nikt nie dotarł do tak mrocznych zakamarków pamięci historycznej" jak pan, realizując ostatnio "Katyń".
- Dlatego, że "Katyń" od 45 do 89 roku w ogóle nie wchodził w rachubę. Nieustannie był tematem objętym cenzurą. To znaczy - można było zrobić film o Katyniu, ale pod warunkiem, że uznałoby się, że wymordowanie polskiej inteligencji było dziełem Niemców. Oczywiście w Polsce nikt nie wierzył w tę wersję, obowiązującą do upadku Polski Ludowej.

- Scenariusz powstał znacznie wcześniej, nim przystąpił pan do realizacji.
- Pierwszy scenariusz, który nie do końca mnie satysfakcjonował. Potem powstało pięć albo sześć innych. Cała trudność polegała na tym, że chodziło o premierowy film o Katyniu; myślę, że następne będą miały już ułatwioną drogę, np. będą mogły koncentrować się na jakimś epizodzie. Mój "Katyń" musiał zawierać eksplikację samej zbrodni i pomyślałem, że byłoby dobrze, gdybym sięgnął do licznych pamiętników kobiet, a także innych uczestników wydarzeń. Wyjściowa scena na moście - pamięta pani? - jedni uciekają przed Niemcami, drudzy przed Sowietami - powstała w oparciu o pamiętniki. Sam nigdy bym na nią nie wpadł, a przecież celnie rozpoczyna film, bo pokazuje, jak nam wbijano nóż w plecy. Wydawało się, że walczymy tylko z Niemcami, a tu się okazuje, że do Polski wkracza również Armia Czerwona.

- Czemu przede wszystkim postanowił pan się zająć zbrodnią katyńską?
- Od dawna uważałem, że to mój obowiązek, ale nie było takiej możliwości. Nareszcie się otworzyła. A jeśli mnie pani spyta, dlaczego nie zrealizowałem "Katynia" wcześniej za granicą, odpowiem, że nie było producenta, który by się nim zainteresował. Wszyscy pozostawali pod presją zaszłości, a także - we Francji i Włoszech - partii komunistycznych, przekonanych, że zbrodni dokonali Niemcy. Teraz, kiedy film w tych krajach wchodzi na ekrany, trwa dyskusja "jak to możliwe, że nie wiedzieliśmy, że zawinili Rosjanie".

- Nicowanie polskich tematów historycznych, prześwietlanie bolesnych narodowych spraw dla potrzeb filmu z pewnością ułatwia panu diagnozowanie sytuacji w kraju...
- Trudno mi się do tego odnieść, ponieważ myśleliśmy, ja też tak myślałem, że lata komunizmu miały mniejszy wpływ na nasze społeczeństwo. Tymczasem okazuje się, żeśmy się przeliczyli: jego duża część przyzwyczajona do nicnierobienia, pogodzona z faktem, że mało płacą, ale za to nic nie wymagają, pozostała pasywna, przez co odgrywa bardzo negatywną rolę w naszym życiu społecznym.

- I tak już zostanie?
- Zanim nie wymrze starsze pokolenie. Bo młodzież, już zupełnie inna, jest w stanie zmienić Polskę. Pod warunkiem, że z niej nie wyjedzie...

- Marcin Król w tekście dla "Europy" - "Bez wiary i przyzwoitości" - chodzi tu o religię rzymskokatolicką - ostrzega, że niebawem staniemy się krajem marginesu.
- Nie podzielam takiego myślenia: mamy inną wiarę - że nasza młodzież nie na darmo urodziła się w wolnym kraju.

- Był taki moment, kiedy uznał pan, że robienie filmów to za mało, że należy bezpośrednio włączyć się do polityki. Dlatego został pan członkiem Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, a potem senatorem.
- Kiedy robi się filmy, w których się udowadnia, że rzeczywistość nie jest w porządku, że powinna nastąpić jakaś inna, lepsza, to kiedy rozpoczynają się zmiany, mam mówić: jestem reżyserem, a wy bawcie się sami? To byłoby nie w porządku.
- Można rozumować inaczej: szkoda talentu na działalność stricte polityczną.
- A jaki talent ma znaczenie? Budowanie nowej Polski było najważniejsze w naszym życiu. Po to robiliśmy filmy, po to przykładaliśmy się, żeby Wałęsa przeczytał jakieś książki, żeby robotnik stał się przywódcą. Po to żyliśmy. I jeśli udało się osiągnąć cel, trzeba było wszystko zrobić, by mu pomóc w tworzeniu demokratycznego kraju. Jak teraz konsumujemy tę demokrację, jakie jest nasze społeczeństwo, to już inna sprawa. Nie mamy innego.

- Podobno nosi się pan z zamiarem zrobienia filmu o Wałęsie.
- Przygotowuję się do niego, ale nie jest to łatwe.

- Ba, staje się coraz trudniejsze.
- Nie zamierzam rozliczać człowieka. Nie ma przywódcy na każdy sezon, ale na sezon, który był najtrudniejszy, Lech Wałęsa okazał się niezawodny. I o tym sezonie zamierzam zrobić film. Jak byśmy nie patrzyli, Lech jest postacią naszych czasów.

- Nie dość już o Wałęsie napisano, opowiedziano?
- A co mnie to obchodzi. Ważne, by powstał film. Żeby pokazać go jako człowieka, który jest wyjątkowym zjawiskiem w naszym kraju i w naszym świecie. Zawsze marzyliśmy o tym, że z polską szlachtą polski lud... Szlachty już nie ma, ale Geremek, Mazowiecki, Kuroń, Michnik w jakimś sensie pomogli przybliżyć tę wizję, niemniej gdyby nie Lech Wałęsa, nie mogliby odnieść zwycięstwa. Tak mi się wydaje.

- Co myśli pan o patriotyzmie? Oczywiście w wydaniu poprawionym, dzisiejszym, innym od XIX-wiecznego, który nakazywał kochać własny kawałek świata, narażać się dla niego, a nawet poświęcić mu życie.
- Zmieniła się sytuacja i nie ma już tak skrajnej konieczności. Głęboko wierzę, że Europa po dwóch strasznych wojnach odzyskała rozum i że Unia Europejska jest dziełem tych wszystkich, którzy podzielają jej myślenie. Również Polska, która zawsze żeglowała w stronę Zachodu. Co prawda po Jałcie zostaliśmy przehandlowani, ale odzyskawszy wolność i możliwość decydowania, opowiedzieliśmy się za miejscem po właściwej stronie. Mam wrażenie, że z roku na rok będziemy się dźwigać - widać to zresztą wyraźnie. To, że przechodzimy rozumnie przez kryzys, świadczy, że staliśmy się krajem przewidywalnym.

- Gombrowicz apelował, by rozluźnić to nasze poddanie się Polsce...
- Myślę, że młodzież podziela jego pogląd. Przy czym Gombrowiczowi tak naprawdę chodziło o to, by polska sztuka była wystarczająco oryginalna, dostatecznie silna, żeby jakiekolwiek atrybuty i drugorzędne symbole nie przysłaniały nam obowiązku tworzenia sztuki na miarę europejską.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska