Anestezjologów brakuje, więc pracują ponad siły

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Roman Kolek, wicemarszałek województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia w regionie.
Roman Kolek, wicemarszałek województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia w regionie. Sławomir Mielnik (o)
Roman Kolek, wicemarszałek województwa odpowiedzialny za służbę zdrowia w regionie. Lekarz o specjalizacji anestezjologii i intensywnej terapii.

Kilka dni temu w szpitalu w Białogardzie zmarła na zawał serca 44-letnia lekarka anestezjolog. Znaleziono ją martwą w dyżurce. Okazało się, że pracowała w owym szpitalu przez cztery doby z rzędu. Co ta tragedia mówi o polskiej służbie zdrowia?
Pokazuje, że za mało jest ciągle kadry niezbędnej, by zapewnić pacjentom dostęp do usług zdrowotnych. Polska służba zdrowia cierpi na niedobór specjalistów i dotyczy to także anestezjologów. Mówi się o tym od lat. Ale niezależnie od tego, takie sytuacje, jak opisana przez pana, nie powinny mieć miejsca. Lekarze powinni być na tyle rzetelnie nagradzani, by nie musieli pracować ponad miarę.

Ale lekarze specjaliści chyba już są wynagradzani całkiem nieźle.
Tylko że to też nie wystarczy. Coraz więcej jest szpitali, które wymagają stałego zabezpieczenia anestezjologicznego, bo to wynika z obowiązującego prawa, czyli rozporządzenia ministra zdrowia. Efekt jest taki, że anestezjolog spędza dziś w szpitalu więcej czasu niż kiedyś.

Więcej to jednak nie musi - i przecież nie powinno być - cztery doby bez przerwy...
Dyrektorzy szpitali kuszą lekarzy warunkami finansowymi, by specjalistów przyciągnąć do kolejnego miejsca pracy. Robią tak, bo ich potrzebują, żeby się wywiązać z obowiązków wobec NFZ. Ponieważ anestezjologów jest mało, cena ich usług na rynku jest wysoka. Szpitale robią wiele, by ich mieć. Oczywiście, czasami obciążenie realną pracą na dyżurze może nie być wielkie, ale anestezjolog musi w szpitalu być. Więc spędza tam długie godziny. Pracodawca tego oczekuje i za to płaci. Pamiętam to także z własnej praktyki lekarskiej. Wtedy uważałem, że tak trzeba, a dziś już bym się na tak intensywną pracę nie zdecydował.

Tylko jak ten problem rozwiązać dla wszystkich?
Są dwie drogi. Jedną jest uznanie prostej prawdy, że są takie szpitale, w których obecność anestezjologa przez całą dobę nie jest potrzebna. W ich wyznaczeniu powinna pomóc mapa usług zdrowotnych. Te szpitale mogłyby pracować w trybie planowym, ale bez nocnych ostrych dyżurów. I to jest na pewno do zrobienia. A drugi sposób to ten, o którym już mówiłem: opłacić anestezjologa tak, by nie szukał kolejnych zajęć i miejsc zatrudnienia ponad miarę i ponad siły.

Tylko nie bardzo ma ich kto wyręczyć. Dlaczego młodzi lekarze wybierają inne specjalności, nie anestezjologiczną? Póki jest anestezjologów za mało, żaden system organizacyjny nie będzie do końca skuteczny.
To jest praca, która wiąże się z dużą odpowiedzialnością i trzeba mieć do niej predys­pozycje psychiczne. Ten lekarz działa często na pograniczu życia i śmierci. Nie tylko znieczula na sali operacyjnej, ale także prowadzi intensywną terapię - w skrajnie ciężkich przypadkach - na szpitalnym oddziale intensywnej opieki medycznej. To grozi tym, że chory będzie mu częściej niż gdzie indziej umierał. Nie każdy lekarz potrafi to znieść. Drugi powód jest materialny. Anestezjolog ma minimalne szanse na zarobienie pieniędzy poza szpitalem – w specjalistycznej poradni czy wprost w komercji. To ciągle jest praca mniej intratna w porównaniu z innymi specjalistami, choć dziś już opłacana lepiej niż w czasach mojej praktyki.

Być może ta lekarka, która zmarła na dyżurze, miała jakiś osobisty powód, by bardzo dużo pracować i zarabiać.
W ciągu ostatnich kilkunastu lat bardzo na plus zmieniły się dochody lekarzy. Dotyczy to także anestezjologów. Ale raz jeszcze podkreślę, że akurat oni mają bardzo mało możliwości, by podejmować prywatną praktykę i zarabiać poza szpitalem. W szpitalu jest jedyny warsztat pracy anestezjologa, i to warsztat drogi. To nie jest praca w krainie snów, czyli wyłącznie usypianie pacjenta, ale to wszystko, co się składa na bezpieczne przeprowadzenie chorego przez okres zabiegu operacyjnego. Lekarz nigdy nie pracuje sam, tylko w zespole z pielęgniarką anestezjologiczną. Potrzebni są ludzie, którzy nadzorują wybudza­nie pacjenta. Kosztuje utrzymanie sali operacyjnej i specjalistyczne leki. Być może to jest jeden z powodów, że choć anestezjolodzy zarabiają więcej niż kiedyś, to wciąż mniej od innych specjalistów. Brak dostępu do prywatnej praktyki może rodzić pokusę brania tylu dyżurów, ile się tylko da.

Dość przerażająco zabrzmiała cytowana przez Radio Szczecin opinia rzecznika szpitala w Białogardzie. „Przepisy nie zostały naruszone – przekonywał. – Lekarka prowadziła działalność gospodarczą i sama regulowała sobie czas pracy. Nie była pracownikiem naszego szpitala”. Można gorzko zażartować, że zapracowała się na śmierć całkiem legalnie.
Praktyki szpitali są bardzo różne. Choćby opolski Szpital Wojewódzki przy ul. Katowickiej zatrudniał firmę ze­wnętrzną do realizacji usług anestezjologicznych. Potem – właśnie ze względu na niebezpieczeństwo, o którym mówimy – powrócono do ich zatrudnienia bezpośrednio przez szpital. Ale to też nie jest lekarstwo na wszystkie problemy. Kiedy lekarz będący pracownikiem szpitala zakończy dyżur, to i tak nikt go nie może zmusić, by on poszedł do domu i odpoczywał. Jak czuje się na siłach i potrzebuje pieniędzy, to znajdzie robotę gdzie indziej, pójdzie do kolejnego szpitala. A jak jest zapotrzebowanie na jego usługi, to nawet nie będzie musiał się specjalnie starać. Praca sama go znajdzie.

Skoro tak, to wygląda na to, że takich lekarek - jak ta ze Szczecińskiego - będzie więcej.
Trzeba o takich sytuacjach głośno mówić, tytułem przestrogi. Dobrze, że media to nagłaśniają. Anestezjolodzy, moi koledzy po profesji, powinni rozumieć, że bezpieczeństwo ich pacjentów zależy także od stanu zdrowia lekarza, a więc i jego wypoczynku. Maksymalizacja zysku nie może być jedynym celem. Choć jednocześnie przy ocenie poszczególnych przypadków trzeba być ostrożnym. Nie wiemy, jaki był stan zdrowia tej lekarki. I czy tylko przepracowanie było przyczyną zawału, który spowodował śmierć. Ale to nas oczywiście nie zwalnia od szukania rozwiązań systemowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska