Ania Rusowicz: Nie uciekłam od genów

Universal Music Polska
Ania Rusowicz
Ania Rusowicz Universal Music Polska
Rozmowa z Anią Rusowicz, wokalistką.

Ania Rusowicz

Ania Rusowicz - polska piosenkarka, córka Ady i Wojciecha Kordy. Po śmierci Adriany ojciec zamieszkał z 13-letnim synem Bartkiem i zrzekł się opieki nad Anną, którą wychowywało wujostwo. Po ukończeniu liceum studiowała medycynę i psychologię (którą ukończyła w 2011 r.). W trakcie studiów zajęła się muzyką. Wróciła do nazwiska matki, rezygnując z nazwiska Kędziora po ojcu. Z mężem Hubertem Gasiulem tworzyła zespół IKA. 11 czerwca 2011 wystąpiła na festiwalu w Opolu z piosenkami z repertuaru swojej matki: "Nie pukaj do moich drzwi", "Duży błąd", "Hej, dziewczyno, hej" i "Za daleko mieszkasz miły". 21 października ukazała się jej solowa płyta "Mój bigbit", która częściowo składała się z hitów Ady Rusowicz i była częścią projektu, którego celem było - w 20. rocznicę śmierci Ady - przypomnieć o tej wokalistce. W 2011 nagrała też singel "Kwiat nienawiści" z zespołem Czarno-Czarni. Była triumfatorką 18. edycji Fryderyków (2012 r.) - odebrała ich aż 4!

Ada Rusowicz

Ada Rusowicz

Ada Rusowicz, mama Ani, uważana była na przełomie lat 60. i 70. w Polsce za najważniejszą gwiazdę mocnego uderzenia. W 2011 roku minęła 20. rocznica jej śmierci i to właśnie córka podjęła kroki, by przypomnieć o matce - ukazała się płyta RUSOWICZ, składająca się z sześciu największych hitów Ady zaśpiewanych przez Anię oraz z sześciu zupełnie nowych, autorskich, utworów Ani - a wszystko utrzymane w bigbitowym stylu. Ada Rusowicz -odkryta przez Czesława Niemena - została solistką Niebiesko-Czarnych, występowała też w gdyńskim Teatrze Muzycznym w legendarnej polskiej rock-operze "Naga". Po rozpadzie Niebiesko-Czarnych Rusowicz występowała z mężem Wojciechem Kordą, wcześniejszym solistą i kompozytorem tej formacji, tworząc duet Ada i Korda. W styczniu 1991 roku zginęła w wypadku samochodowym.

- Jaka jest Ania Rusowicz, córka legendarnej Ady Rusowicz? Pytam, bo znalazłam taką oto "definicję": "Ma naturę hedonistki, lubi pełne przepychu wnętrza i eleganckie przedmioty". Wyobraziłam więc sobie Anię szukającą przyjemności w luksusach, w blasku pereł i w zapachu najdroższych perfum. A pod pałacem zaparkowana jest limuzyna...
- O Boże, trzeba tę definicję zupełnie inaczej zinterpretować. Jeżdżę 15-letnim garbusem, mam tam odtwarzacz kasetowy, prawdziwy zabytek. Garbusa dostałam na 30. urodziny, od męża. Auto jest pomalowane w kwiaty. Poza tym mam malutki domeczek, nabyłam go niedawno. Przy domku jest ogródek - pielę go, dbam o grządki...

- Teraz to chyba grządki są dawno przekopane.
- Jeszcze niedawno wsadziłam do ziemi około 100 cebulek. Nie zadawałam sobie trudu, aby zapamiętywać, czy to tulipany, czy narcyzy... Wiosną się okaże, co z tego wyrośnie. Już nie mogę się doczekać.

- A jeśli chodzi o hedonistyczne podejście do życia? Czerpie pani przyjemność z...
- Z ciepła, jakie bije od kozy, którą ogrzewam domek, poza tym robię na niej grzane wino... I z tego wina!

- W takim sielskim klimacie muszą być też zwierzęta.
- Mam Dżonusia. Znalazłam go rok temu na stacji paliw. Przestraszony kundelek biegał sobie, a ja go capnęłam. To było w drodze powrotnej z koncertu. Cały bus, to znaczy muzycy, z którymi wówczas jechałam, byli na mnie obrażeni, że szalona jestem, ostrzegali, że pies zeżre mi mieszkanie, a nad ranem rzuci się do gardła...

- To jest pit bull?
- Nie, to kochany kundelek, który odwdzięcza się za to "porwanie" wielką miłością, nie odstępuje mnie na krok.

- Słyszę jakieś piski...
- Dżonuś towarzyszy mi, gdy udzielam wywiadów! Byliśmy sobie przeznaczeni. W dniu, gdy go znalazłam, miałam przeczucie, że spotkam na swojej drodze szczególną istotę, pełną miłości. No i stało się.

- Dużo ma pani takich przeczuć, dużo takich zbiegów okoliczności przydarza się w pani życiu?
- Siedzi pani wygodnie?

- Tak i zamieniam się w słuch.
- Niedawno była premiera mojej płyty, to było takie moje prywatne święto, ale też w tym samym dniu było o wiele ważniejsze wydarzenie dla całego świata, przyznano Nobla w dziedzinie fizyki za bozon Higgsa, zwany również "boską cząstką". I teraz najważniejsze: na okładce płyty, która ukazała się dokładnie w tym samym dniu, gdy przyznawano Nobla za bozon Higgsa, jest obraz wykonany przez moją koleżankę, przedstawiający jej plastyczną interpretację "boskiej cząstki". Może jestem jakaś dziwna, ale doszukuję się znaczeń w takich zbiegach okoliczności, sądzę, że życiem nie rządzą tylko przypadki. Inna sytuacja - dwa lata temu grałam koncert w pewnym klubie i podszedł do mnie organizator, mówiąc: Właśnie zdałem sobie sprawę, że dokładnie 50 lat temu, w tym samym miejscu koncert dawali Niebiesko-Czarni. To są niesamowite zbiegi okoliczności, o których - przekonana jestem - nie można powiedzieć, że są przypadkowe.

- Można uciec od przeznaczenia, od swego genetycznego kodu? Przytoczę taką oto pani wypowiedź: "W życiu robiłam wszystko, by nie śpiewać" oraz inną: "Korzystam z genów po mamie". Przeczą sobie, ale i pokazują pani drogę życiową. Najpierw próba ucieczki od przeznaczenia, potem - poddanie się mu.
- Bo tak było i jak rozmawiam z dziećmi innych artystów - to one mają podobnie. Bycie dzieckiem znanej osoby to masakra. Z jednej strony geny podpowiadają: rób to, co robił rodzic, to przeznaczona ci droga. Z drugiej strony - gdy trzeba się zmierzyć z legendą, okazuje się, że to bariera ciężka do pokonania.

- Tragedia, czyli śmierć mamy, wydarzyła się, gdy miała pani 7 lat. Wychowywali panią krewni, tato - co nie jest tajemnicą - właściwie odciął się od swych rodzicielskich obowiązków wobec córki. Więc pójście własną, całkiem nieartystyczną drogą wydawało się w pani przypadku naturalne...
- Kochałam w szkole fizykę, biologię, chemię - poszłam więc nieprzypadkowo na akademię medyczną. Jestem psychologiem z zawodu. Gdy ktoś mnie porównywał do mamy - buntowałam się, jeszcze bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że nie chcę być jak mama. A jednak geny mamy się odezwały, nie dało się uciec od przeznaczenia. Życie mnie nauczyło, że wszystko ma swój cel, swój sens, czasem tylko niezrozumiały... Nagle dotarło do mnie, że tęsknię za mamą, chcę się zmierzyć z jej legendą. I postanowiłam to zrobić. Niektórzy twierdzą, że muzyka uleczyła mnie z traumy związanej z utratą mamy. Ale to spore uproszczenie. Czasami przeczytanie tekstu jej piosenki było bardzo bolesne, a nie kojące... Musiałam znaleźć własną drogę, własny klucz do bigbitu.

- Pani tato publicznie powiedział, że usiłuje się pani wypromować na dokonaniach rodziców... Obroni się pani wobec tego zarzutu?
- Nie mam się co bronić. Skoro tato tak mówi o swej córce, to te słowa świadczą o nim, nie o mnie.

- O swoim małżeństwie mówi pani: jesteśmy hipisami, małżeństwem rockandrollowym. Kojarzy mi się to z hasłem: seks, drugs, rock and roll...
- Nie o to chodzi! Jesteśmy dla siebie przyjaciółmi, wspieramy się decyzjach trudnych, ale i w sprawach drobniejszych, na przykład razem szukamy ciuchów, odnawiamy razem meble. Bo do naszego domu nie kupiłam ani jednego mebla, znalazłam same starocie i je odnawiamy. Mamy wspólny pomysł na siebie.

- Ponoć tworzycie nago?
- Wygadał się mój mąż. To prawda, zdarza się nam! Ale uważam, że i tak jesteśmy nudni w tym, co robimy. Młodzież robi teraz bardziej szalone rzeczy. To nie sensacja. Jestem nienormalna?

- Nie sądzę. Chociaż, z drugiej strony, co powiedzieć o osobie, która sylwestra spędza w gabinecie tatuażu, osobiście tatuując swego męża?
- Nie wiem. Po prostu stwierdziłam, że nigdy czegoś takiego w życiu nie robiłam, a bardzo chcę zrobić i jest własnie ostatni dzień roku, ostatni moment, by jeszcze zdążyć. Mężowi wytatuowałam wówczas skromne piórko, małe - jakbym coś schrzaniła, żeby łatwo było zlikwidować. Ale nie zlikwidował. Chociaż samo tatuowanie było dla niego raczej bolesne i krwi się sporo lało...

- Znamy panią z festiwalu opolskiego. Ale w związku z promocją nowej płyty jakoś nie słyszę, aby planowała pani koncerty w Opolu. Czemu? Zapewniam, że i u nas są salony tatuażu...
- Czemu nie koncertuję teraz w Opolu? Proszę pytać w klubach muzycznych - czemu nie zapraszają. Ja chcę przyjechać do Opola, koniecznie z nową płytą.

- Jaka jest ta płyta z "boską cząstką". Równie bigbitowa jak poprzednia?
- Geneza jest odmienna niż pierwszej płyty. Wprawdzie wybrano na promujący ją singiel piosenkę najbardziej przypominającą poprzednią płytę - ale taki jest rynek, szczególnie związany z promocją radiową.

- Pierwsza płyta była mega-hitem... Obsypano panią za nią Fryderykami. Nic więc dziwnego, że wciąż jest wspominana.
- Kolejna jest jednak inna. Ma tytuł "To co było". Czyli jest wspomnieniem poprzedniej płyty, ale jest nowa - inna. Jeszcze bardziej inna będzie trzecia płyta.

- ?
- Tak, mam już na nią pomysł, i na jeszcze kolejną. Właśnie zaczynam nad nimi pracować. Będą niespodzianki.

- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska