Antoni Konopka: Opolscy rolnicy stracą nawet kilkaset milionów złotych

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
- e się stało, że od 1 stycznia 2018 marszałkowie województw nie realizują zadań związanych z melioracją – mówi Antoni Konopka
- e się stało, że od 1 stycznia 2018 marszałkowie województw nie realizują zadań związanych z melioracją – mówi Antoni Konopka Fot. Archiwum
Antoni Konopka, członek zarządu województwa opolskiego odpowiedzialny za rozwój obszarów wiejskich podsumowuje tegoroczne żniwa.

W województwie opolskim rolnicy mają podobne problemy jak w całym kraju? Nie protestują u nas producenci owoców miękkich, bo ich nie ma.
Obecny rok nie zapisze się zbyt dobrze w pamięci rolników na Opolszczyźnie.

Na kontach też nie?
Także. Oceniając sytuację po żniwach, patrzymy głównie na aspekt ekonomiczny, choć satysfakcja z pracy też się liczy. Choć nawet w naszym niedużym regionie sytuacja jest zróżnicowana. Kiedy przy okazji dożynek rozmawiam z rolnikami z pasa południowego, z gminy Głuchołazy, z Jarnołtówka, to oni mówią, że to był dobry rok. U nich - ze względu na ciężkie gliniaste gleby - gorsze są lata, gdy deszczu jest dużo. A w roku suchym, jak obecny, rzepak plonował tam dobrze - powyżej czterech ton z hektara, zboża również. Kiedy porównujemy zbiory w okolicach Głuchołaz i na terenie gminy Nysa (czyli mojej), to rolnicy z okolic Nysy zebrali o dwie tony mniej. Słyszę, że moi koledzy po 8-9 ton, a ja około 5,5 tony. To jest jeden z najsłabszych plonów, jakie w ogóle pamiętam. Na kukurydzę aż się boję patrzeć. Obawiam się, że plony mogą być w tym roku niższe nawet o połowę.

Rolników czeka zatem bieda?
Myślę, że rolnicy w naszym regionie generalnie nie są w najgorszej sytuacji ekonomicznej. W związku z tym generalnie pewnie ten zły rok przemęczą. Ale właśnie teraz w okresie dożynek, kiedy zgodnie z sięgającą XVI wieku tradycją dziękujemy za plony Bogu, trzeba przypominać rządzącym, realizującym politykę rolną, że rolnictwo to jest specyficzny rodzaj produkcji i bezpieczeństwo żywnościowe nie tylko od samych rolników, ich pracy, zaangażowania i technologii zależy. Istotnym czynnikiem pozostaje pogoda. To ona w tym roku sprawia, że rolnicy poniosą kilkaset milionów strat. To oznacza nie tylko mniejsze inwestycje, zakupy, ale i mniej surowca na rynku.

Głód nam pewnie jednak nie grozi?

Głód nie. Ale każdy minister rolnictwa od lat chwalił się, jak prężnie wzrasta eksport polskiej żywności. Ale skoro zboża, kukurydzy czy buraków nie urodzi się tyle, co rok temu, surowca będzie mniej. Głód rzeczywiście nam nie grozi, bo znakomite plony ma w tym roku Ukraina, otwarta na nasze potrzeby jest Unia Europejska i rynki i Ameryki Północnej i Południowej. Tyle tylko, że jak raz się z rynku eksportowego wypadnie, trudno wrócić, bo przecież konkurencja nie śpi. Cała gospodarka może na tym cierpieć.

Co można w kontekście suszy zrobić?

Kiedy wchodzę do gmachu Urzędu Wojewódzkiego to widzę na nim ogromny baner zapraszający na kongres nt. żeglugi na Odrze. To na pewno jest ważne. Ale warto policzyć, która woda jest ważniejsza. Czy ta, która spłynie rzekami do Bałtyku, czy ta, którą trzeba zatrzymać. Bo obecny rok dobitnie przypomniał, że każdy kilogram zboża wymaga ogromnej ilości wody. Źle się stało, że od 1 stycznia 2018 marszałkowie województw nie realizują zadań związanych z melioracją i zabezpieczaniem terenów rolniczych. Bo były na ten cel zabezpieczone pieniądze w regionalnym programie, były konkretne plany, by wodę dla rolników i dla mieszkańców zatrzymać.
Problem braku wody dotknął całą Europę. W niektórych niemieckich rzekach pokazały się tak zwane kamienie głodowe. Można je zobaczyć tylko w czasie największej suszy. Na wielu z nich umieszczono słowa: Skoro mnie widzisz, płacz! Głód, jak ustaliliśmy nam nie grozi. A drożyzna?
Trudno jednoznacznie przewidywać. Logika ekonomiczna wskazuje, że jak surowca brakuje, to jego cena rośnie. Z drugiej strony, jeśli Ukraina nas zasili, podaż zboża na rynek nie musi być wcale mniejsza. I drożyzna nie musi nas dopaść. Zresztą ze zdziwieniem niedawno przeczytałem, że we współczesnym chlebie mąka stanowi tylko 15 procent masy. Więc nie ona ma decydujący wpływ na cenę.

Wróćmy na chwilę do rolnictwa w regionie. Jak się zmienia?
Dynamicznie. Dla mnie największym zaskoczeniem był fakt, że w 2017 roku na Opolszczyźnie, podobnie jak w całej Polsce wzrosła - i to o kilkanaście procent - produkcja trzody chlewnej. Zacząłem się zastanawiać. Bo w mojej wsi tylko jeden rolnik produkuje trzodę, a i on zdaje się kończy. Pojawiły się fermy przemysłowe produkujące trzodę na dużą skalę. To one rozwijają się szybko. Problem pojawia się wtedy, gdy próbuje się te fermy zakładać i intensyfikować produkcję w starych, nieprzystosowanych obiektach. Wtedy dokuczliwy staje się zapach, żeby nie powiedzieć powalający smród, który się z tą działalnością wiąże. Brak ustawy odorowej wszystkim daje się we znaki.

Odór jest dokuczliwy…
Oczywiście, część ferm powstaje gdzieś pod lasem, daleko od ludzkich siedzib. Ale jest i inny problem. Kiedy gdzieś w Polsce mówię, że jestem wicemarszałkiem odpowiedzialnym za rozwój obszarów wiejskich na Opolszczyźnie, to często słyszę, nie tylko, że mamy wspaniałe rolnictwo i piękne wsie. Złośliwcy mówią: U ciebie na wsi nawet źdźbło słomy na drodze przeszkadza. I trochę tak jest, że naszym wsiom rolnictwo zaczyna przeszkadzać. Produkcja zwierzęca jest wypychana. Wieś staje się miejscem mieszkania, wypoczynku, a czasem i trochę uzdrowiskiem.

FLESZ. Grzyby jadalne, grzyby trujące. Jak odróżnić?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska