Samorząd ma obowiązek zapewniać lokale socjalne, a nie stawiać bloki komunalne - mówi Zbysław Wróbel, wiceburmistrz Nysy. - Nie stać nas na takie prezenty, zwłaszcza teraz, kiedy bieda jest coraz większa, kiedy coraz więcej osób nie płaci czynszów i ma sądowe wyroki eksmisji. Musimy im zapewnić dach nad głową. Niestety, wielu mieszkańców nie rozumie, że mieszkanie jest dziś towarem, i ma postawę roszczeniową wobec gminy. Bo władze samorządowe poprzedniej kadencji rozbudziły ich apetyty.
Janusz Sanocki, poprzedni burmistrz Nysy, przedstawiał budownictwo komunalne jako sztandarowy przykład swojego sukcesu. Kiedy zaczął budować domy w 2000 roku, na liście oczekujących na mieszkania komunalne było 200 osób. Mimo iż przydzielono je 300 rodzinom, z których 60 zasiedliło zaadaptowany hotel przy ulicy Słowiańskiej, a 240 - cztery nowe bloki przy ulicy Zwycięstwa, nie zaspokoił głodu mieszkaniowego, bo wniosków o przydział lokalu jest dziś ponad 800 i wciąż wpływają nowe.
I nic dziwnego, gdyż nowe mieszkania komunalne przydzielano prawie za darmo, bo za jedyne 500 złotych kaucji. Tymczasem spółdzielnia mieszkaniowa, która postawiła obok niewiele droższe w budowie lokale, miała kłopoty z ich zasiedleniem. Tam trzeba było bowiem wpłacić 20-procentowy wkład. Program Sanockiego przewidywał jeszcze budowę sześciu budynków o 337 mieszkaniach. Jego realizacji jednak zaniechano.
Budowa jednego metra kwadratowego mieszkań komunalnych kosztowała około 1.200 złotych. Gmina wydała na budownictwo 15 mln złotych. 10 milionów pochodziło z obligacji komunalnych, które wykupił bank PKO SA i które Nysa musi spłacić z odsetkami do 2008 roku.
- To duże obciążenie dla naszego budżetu - ocenia Zbysław Wróbel. - A musimy w nim znaleźć pieniądze na lokale socjalne dla 102 rodzin z wyrokami eksmisji. Połowa z nich to lokatorzy spółdzielni mieszkaniowych, które domagają się od gminy odszkodowania za utrzymywanie mieszkań nie opłacanych przez najemców. Co miesiąc komornik przysyła nam nowe wyroki. Nawet gros lokatorów niedawno zasiedlonych bloków przy Zwycięstwa bierze dodatki mieszkaniowe, bo straciło pracę i nie ma z czego żyć.
Jeszcze w tym roku 70 rodzin, wobec których orzeczono eksmisję, ma zasiedlić byłe koszary przy ul. Grodkowskiej. Adaptacja budynku będzie kosztować gminę 500-600 tys. złotych.
- Nie będą to darmowe mieszkanka z wygodami - zaznacza Anna Dembiecka, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i mieszkaniowej - ale pokoje socjalne. Na pięć rodzin przypadnie jedna wspólna kuchnia i węzeł sanitarny.
Anna Dembiecka wyjaśnia także, że połowa osób ubiegających się o mieszkania komunalne nie spełnia podstawowego kryterium do ich przydziału - nie ma dochodu przekraczającego 350 złotych na osobę. - Pozostali też mają teraz nikłe szanse - mówi. - Do gminy wraca rocznie najwyżej osiem mieszkań, których lokatorzy umierają lub emigrują. Po wykupieniu przez lokatorów ponad 4 tysięcy mieszkań w naszych zasobach pozostało jeszcze 1.800. Standard większości z nich pozostawia wiele do życzenia i nie zadowala mieszkańców.