Artur Fijałkowski - autor rymowanej historii Polski

fot. Krzysztof Strauchmann
Przyjaciele chcą zgłosić pana Artura do Księgi Rekordów Guinnessa, tylko trudno dopasować go do jakiejś kategorii.
Przyjaciele chcą zgłosić pana Artura do Księgi Rekordów Guinnessa, tylko trudno dopasować go do jakiejś kategorii. fot. Krzysztof Strauchmann
Znajomi mówią, że oszalał na stare lata. A on bierze kolejny temat i składa książkę. Rymowaną.

- Gadać lubiłem zawsze. Przy stole operacyjnym byłem najbardziej rozgadanym chirurgiem. A rozmawialiśmy dużo w czasie operacji. To był taki sposób, żeby odreagować stres. Jednak wierszy nie pisałem nigdy. Nawet w młodości
- przyznaje 74-letni Artur Fijałkowski z Głogówka.

Dziesięć lat temu pan Artur przeszedł na emeryturę. Zawsze aktywny, energiczny, dusza towarzystwa, teraz też musiał sobie znaleźć zajęcie na wolny czas. Początkowo próbował śpiewać w kościelnym chórze. Potem wymyślił, że zacznie pisać bryk do historii Polski. Najlepiej tak, jak nikt dotąd nie pisał. Wierszem.

- Zacząłem od studiowania podręczników - opowiada. - Szczerze mówiąc, do szkoły chodziłem w latach 50. i historia, jakiej mnie uczono, niewiele miała wspólnego z prawdą. Nasi nauczyciele koncentrowali się na udawadnianiu, że marszałek Rokossowski jest synem praczki z Warszawy.
Teraz, czytając książki, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Np. że Henryk Pobożny, który zginął pod Legnicą w bitwie z Tatarami, miał u nogi sześć palców. Kiedy jego matka - św. Jadwiga, szukała go na polu bitewnym, rozpoznała ciało właśnie po tym szóstym palcu.

Początek państwa polskiego
Do końca nie jest nam znany
Bo mit rodu piastowskiego
Również nie został poznany
Legenda Piasta wymienia
Jego Kołodziejem zwano
Protoplastą był plemienia
Które piastowskim nazwano

Pan Artur nie lubi białych wierszy. Wers musi się rymować. Siedzi więc i układa słowa tak, aby zachować sens i żeby na koniec linijki słowo pasowało do słowa. Początkowo szło jak po grudzie, ale nabrał wprawy.

Po trzech latach debiutanckie dzieło było gotowe. 10133 zwrotki, każda po cztery wersy. W sumie siedem tomów "Historii Polski".

Dusza kresowiaka

Po "Historii Polski" Artur Fiałkowski zabrał się za pisanie wierszowanego "Żywota Jezusa Chrystusa". Podstawą było Pismo Święte i Katechizm Kościoła katolickiego. Wyszło mu 1280 zwrotek.

Jakich słów należy użyć
Żeby Jezusa opisać
By nie doszło do nadużyć
Gdy się chce o Bogu pisać
Złe słowo może obrazić
A czasem jak piorun razić
Przez to intensywnie myślę
I dobre słowa wymyślę

- Trzeba mieć do tego hopla - śmieje się emerytowany lekarz. - Znajomi najpierw żartowali sobie z mojego nowego zajęcia. Tylko żona mnie w tym wspierała, ale zmarła w ubiegłym roku.

W 2005 roku bardzo emocjonalnie przeżył śmierć papieża Polaka. Tuż po pogrzebie zaczął pisać wierszowany "Życiorys Karola Wojtyły. Papieża Jana Pawła II".

Zrymował 752 zwrotki. Potem napisał "Historię Buczacza. Pół żartem, pół serio".
Buczacz to miejsce wyjątkowe dla Fijałkowskiego. Miasto jego młodości, gniazdo przodków.

Buczacki kościół oglądam
Kiedy na zdjęcia spoglądam
Choć na Ukrainie leży
I do Polski nie należy

- Śliczne, spokojne miasteczko. Przed wojną mieszkali tu w większości Żydzi i Polacy, ale waśni narodowych żadnych nie było - wspomina z rozrzewnieniem.

Godzinami potrafi opowiadać o Buczaczu, o zabytkach, historycznych wydarzeniach związanych z miastem. O studni Sobieskiego, z której według legendy król pił wodę, jadąc z odsieczą wiedeńską. O lipie, pod którą Mehmed IV podpisał w 1672 roku traktat z polskim królem Michałem Korybutem Wiśniowieckim, zrzekającym się części polskich ziem na wschodzie.

- Bardzo trudno jest znaleźć w literaturze historycznej informacje o Buczaczu - skarży się pisarz z Głodówka. - Bazowałem częściowo na tym, co sam zapamiętałem, co słyszałem od rodziny i co udało mi się znaleźć. Zapamiętałem kilka anegdotek.

Kiedy w 1939 roku do miasta wkroczyli Sowieci, kazali wszystkim wywiesić na domach czerwone flagi. Matka nie miała czerwonego płótna, ale znalazła czerwoną spódnicę mojej starszej siostry i ją powiesiła w oknie jako flagę.

Ktoś zobaczył doszytą od spodu czarną lamówkę i doniósł na nas do NKWD. Przyszli i chcieli aresztować mamę za polityczną demonstrację. Ledwie udało się to jakoś wyjaśnić. Ale w 1940 roku część mojej rodziny: babkę, która była wdową po legioniście, wujka i jego żonę wywieziono na Sybir.

Rodzina Fijałkowskich wyjechała z Buczacza ewakuowana przez wycofujących się Niemców. Trafili do krewnych pod Warszawą, potem do Gliwic, gdzie już po wojnie pan Artur zaczął edukację.

Do Głogówka trafił w 1960 roku jako początkujący lekarz.
- Zostawiliśmy na wschodzie dom - wspomina. - Jeszcze w czasach Związku Radzieckiego razem z siostrą pojechaliśmy do Buczacza i wybraliśmy się do tego domu. Zapytaliśmy grzecznie kobietę, która tam mieszkała, czy możemy go obejrzeć, bo się tu urodziliśmy i wychowaliśmy. Zgodziła się, więc obeszliśmy stare kąty. Potem daliśmy jej jakieś podarki, pamiątki, chwilę porozmawialiśmy.

Pytamy ją wtedy, czy szykują jakiś remont, bo na podwórku cegły widać. O ona odpowiada: Mieszkanie jest zięcia, ale pewnie niczego nie zrobi, bo skoro Polacy tu przyszli, to niedługo zabiorą nam dom i pójdziemy na wygnanie. Dwa lata później faktycznie sprzedali ten dom. Oni byli przekonani, że Polska jeszcze tam wróci. Jako młody lekarz pracowałem w Racławicach Śląskich. Tam też przesiedleńcy ze wschodu mówili: Niech dach przecieka. Po co robić, skoro przyjdą Niemcy i wszystko zabiorą!

Do szuflady. Na Allegro

Po Buczaczu przyszła pora na "Historię Głogówka". 1118 zwrotek układał przez pół roku, wcześniej szukając wszędzie informacji o śląskim miasteczku. Dzieje doprowadził aż do współczesności, komentując aktualne wydarzenia lokalnej polityki. Pod koniec napisał swoistą inwokację, do kogo kieruje swoją pracę:

"Dzieje" nie są arcydziełem
ani poetyckim dziełem
jednak młodzież ma je poznać
chcąc z Głogówkiem się zapoznać.

Artur Fiałkowski na razie nie ma nowych pomysłów literackich. Czeka na wenę, ale w chwilach natchnienia notuje swoje wierszowane refleksje o ludzkim losie.

Lekarz-emeryt właściwie pisze do szuflady. Najpierw odręcznie, potem pracowicie przepisuje wszystko na maszynie, bo do komputera nie potrafi się przekonać. Nie wysyła swoich książek do wydawnictw ani na konkursy, nie szuka sponsorów czy mecenasów.

Dał je drukarzowi z Kędzierzyna-Koźla do składu komputerowego, kserowania i starannej oprawy w kilku egzemplarzach. Dołożył podarowane przez znajomego kolorowe fotografie Głogówka, zdjęcia starego Buczacza z domowego archiwum. Za wszystko zapłacił z emerytury. Tomy leżą na półce, można je też kupić na internetowej aukcji Allegro.

Z pięciu książek napisanych przez lekarza z Głogówka znaleźli się chętni tylko na "Historię Buczacza". Jeden egzemplarz pojechał do Poznania, drugi aż do Stanów Zjednoczonych.

Kupiły go na prezent dzieci dawnych kresowian, jako sentymentalną pamiątkę o mieście młodości. Obdarowani "Dziejami" dawni buczaczanie nawet dzwonili do autora z gratulacjami.

Przyjaciel pana doktora obiecał zgłosić jego kandydaturę do Księgi rekordów Guinnessa. Sprawdzał nawet, jak się to robi, ale dla pisarza z Głogówka ciężko wymyślić jednoznaczną kategorię rekordu. Najdłuższa rymowana książka historyczna? Najwięcej wierszowanych monografii? A może rekordowa będzie suma ułożonych przez niego zwrotek: 14 211?

- Za poetę się nie uważam, ale nie potrafię pisać krótko - przyznaje - Dla mnie 5 - 6 zwrotek to po prostu za mało.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska