Atom nas zbawi czy zabije? Za i przeciw

Tomasz Gdula
Przedstawiam argumenty ZA i Przeciw energii atomowej.

Atom to przeżytek

Prof. Władysław Mielczarski, ekspert w dziedzinie energetyki, członek Europejskiego Instytutu Energii:

- Jeśli potężne trzęsienie ziemi i ogromne tsunami powoduje, że w elektrowni jądrowej Fukushima dochodzi do awarii mniejszej niż w Czarnobylu, to znaczy, że technologia atomowa jest dziś niezwykle bezpieczna. Dlaczego pan jest przeciwny budowie w Polsce takiej elektrowni, skoro u nas nie występują ani trzęsienia, ani tsunami?
- Dopóki elektrownia normalnie pracuje i nie dzieje się nic złego, każda technologia jest bezpieczna. Ale jeśli cokolwiek złego się wydarzy, to technologia nuklearna jest nie do opanowania. W Japonii mamy kryzys nuklearny, a promieniowanie wzrosło kilkakrotnie nawet w odległości 60 km od elektrowni Fukushima. Oczywiście, że u nas nie ma trzęsień ziemi ani tsunami, ale ogromne klęski żywiołowe się jednak zdarzają, ostatnia zaledwie niecały rok temu. Tymczasem powódź czy choćby oblodzenie wystarczy, żeby technologia nuklearna wyszła spod kontroli.

- Uważa pan, że w XXI wieku nie jesteśmy w stanie jej kontrolować?
- Nie jesteśmy. I trzeba pamiętać, że w każdej elektrowni może dojść do wypadku czy katastrofy. Wiatrak może się przewrócić, biogazownia może się rozszczelnić, powodując smród na dużym obszarze, w elektrowni gazowej może eksplodować paliwo. Ale w elektrowni atomowej skutki są nieporównywalne - szalone, nieodwracalne i to na tysiące lat. A i bez katastrofy zużyte paliwo jądrowe trzeba przechowywać przez sto tysięcy lat!

- Zwolennicy atomu mówią, że pod względem technicznym to żaden problem. Nawet jeśli nie mają racji, pewne jest jedno: węgla starczy nam jeszcze może na 40 lat i będzie on coraz droższy. Czy to nie powoduje, że jesteśmy zwyczajnie skazani na energetykę jądrową?
- Postawienie na energetykę jądrową nie oznacza tańszego prądu, tylko droższy. Tego jestem pewien, ponieważ z symulacji cenowych jasno wynika, że o ile dziś megawatogodzina prądu wytwarzanego z węgla przez Elektrownię Opole w hurcie kosztuje ok. 190 zł, to ze źródeł odnawialnych jest to już 400-430 zł, ale cena megawatogodziny z elektrowni atomowej wynosiłaby od 550 do 600 zł.

- Tu znów zwolennicy technologii jądrowej przytoczą swoje, zupełnie inne dane, ale kluczowe jest to, że przy węglu zostać nie możemy, bo się kończy.
- Z węgla i tak musimy się stopniowo wycofać, ponieważ - niezależnie od tego, co myślimy o globalnym ociepleniu - ma on bardzo złą prasę. Ale to nie skazuje nas od razu na atom, ponieważ jest jeszcze pomostowa technologia gazowa.

- To także paliwo, które za kilkadziesiąt lat się skończy, podczas gdy materiałów rozszczepialnych mamy na tysiące lat.
- Gazu jest w tej chwili na świecie pod dostatkiem, a w Polsce od 2013- 2014 roku będzie nawet nadmiar. I to pozwoli nam kierować więcej gazu na potrzeby energetyki, co rozwiąże nam problem na około 40-50 lat.

- Na tyle samo czasu starczy nam węgla, a jeden i drugi surowiec będzie drożał wraz z kończeniem się złóż.
- Gazu starczy na co najmniej pół wieku. Amerykanie dokonali takiego przełomu w technologii eksploatacji złóż niekonwencjonalnych, np. łupków, że ilości dostępnego na świecie gazu są olbrzymie, a Rosja znalazła się pod presją. Już ma problemy ze sprzedażą swojego surowca i będzie gotowa dostarczać go każdemu po odpowiednio niższej cenie. W ciągu 10 lat ceny gazu spadną o 20 do 30 procent. A przez 50 lat przy postępie technologii zmienić się może naprawdę wiele.

- Nie zmieni się jedno: łatwa dostępność materiałów rozszczepialnych i to, że elektrownie atomowe będą coraz bezpieczniejsze. Po co więc iść w technologie, które powodują emisję dwutlenku węgla do atmosfery, zamiast przestawić się na nowoczesny, czysty atom?
- Podejmując decyzję o inwestowaniu w energetykę jądrową, skazujemy się na zacofanie. Proszę zobaczyć, że jest to technologia lat 50. ubiegłego wieku i nie ma znaczenia, że reaktory dzielą się na "pierwszej generacji", "drugiej", "trzeciej" czy "trzeciej plus".

- Od lat 50. coś się jednak zmieniło, w przeciwnym razie w Japonii po ostatnich wydarzeniach byłaby druga Hiroszima.
- Te zmiany są podobne do prób modernizowania warszawy, wyprodukowanego także w latach 50. samochodu na licencji pobiedy. Można tam dać nowe wycieraczki i inne urządzenia i nazwać to auto warszawą generacji którejś tam. Popatrzmy, w którym kierunku idzie świat i spróbujmy iść w tym samym.

- Szwajcarzy budują elektrownie jądrowe, Rosjanie zapowiadają budowę, Japończycy ciągle otwierają nowe reaktory, więc o jakim kierunku pan profesor mówi?
- To nie jest tak do końca. Na energetykę jądrową postawiono w czasie zimnej wojny przy okazji realizowania wojskowych programów atomowych. Dzisiaj praktycznie nikt nie buduje. We francuskim Flamanville budowa kolejny raz jest wstrzymana, bo mieszkający po sąsiedzku Anglicy nie wydali zgody na postawienie francuskich reaktorów, gdyż uważają je za niebezpieczne. Rosjanie tylko potrząsają szabelką wobec Litwinów, ale niczego nie zbudują. I zapewniam pana, że w Polsce też żadna elektrownia jądrowa nie powstanie, ponieważ Polski na to nie stać, a nikt z zewnątrz nam takiej inwestycji nie sfinansuje, bo Europa tak jak świat odchodzi od atomu, więc Polska nie powinna iść pod prąd.

Atom to przyszłość

Prof. Zbigniew Jaworowski, były szef rady naukowej Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej:

- Wydarzenia w elektrowni Fukushima są już nazywane "drugim Czarnobylem". Czy jako zwolennika energetyki jądrowej nie skłania to pana do rewizji swoich poglądów?
- Właśnie doświadczenie Czarnobyla utwierdza mnie w przekonaniu, że energetyka atomowa jest najlepszą i na dłuższą metę jedyną drogą dla ludzkości. W 1986 roku doszło tam do najgorszej możliwej katastrofy: eksplozji i zupełnie swobodnej emisji promieniowania przez dziesięć dni. Dwa tygodnie temu ukazał się niemal zupełnie przemilczany przez media raport Komitetu Naukowego ONZ ds. Skutków Promieniowania Atomowego (UNSCEAR) na temat skutków katastrofy w Czarnobylu, będący efektem wieloletnich badań. Wykazał on jednoznacznie, że w ciągu 25 lat ani jedna osoba nie zmarła, ani nawet nie zachorowała w wyniku promieniowania.

- Jak to, przecież były ofiary śmiertelne.
- Owszem, dokładnie 31 ofiar. 28 pracowników elektrowni zmarło w wyniku ogromnych dawek promieniowania, sięgających tysięcy milisiwertów, jakie dostali tuż po eksplozji i w czasie akcji ratowniczej. Przyczyną śmierci dwóch osób były poparzenia, a jedna zmarła na atak serca, w wyniku stresu wywołanego świadomością napromieniowania. Te dane są znane od wielu lat. Wrócę jednak do najnowszego raportu ONZ: stwierdza on, że ani jedna osoba spoza elektrowni, mieszkająca na terenach najbardziej napromieniowanych, czyli na obszarze Ukrainy, Białorusi i Rosji, nie zmarła, ani nawet nie zachorowała w wyniku katastrofy w Czarnobylu.

- Chce pan powiedzieć, że promieniowane nie jest szkodliwe?
- To zależy od dawki. 25 lat temu sam zainicjowałem w Polsce akcję podawania płynu Lugola ponad 18 milionom osób, ale to była reakcja profilaktyczna. Nie wiedzieliśmy wtedy, jak silne będzie promieniowanie, tymczasem okazało się, że na terenach najbardziej skażonych, czyli na obszarze byłego ZSRR, ludzie dostali dawkę 1 milisiwerta (mSv), co stanowi ok. jednej trzeciej rocznej dawki promieniowania naturalnego, pochodzącego z kosmosu i pierwiastków ziemskich. W Polsce ta dawka wyniosła 0,3 mSv. Z perspektywy 25 lat wiemy, że ani w jednym, ani drugim przypadku nie zaszkodziło to ani jednej osobie.

- A to, co się dzieje w Japonii, też nie jest groźne dla zdrowia?
- Tam, w porównaniu z Czarnobylem, nie dzieje się prawie nic. Reaktory w Fukushimie są znakomicie zabezpieczone kilkoma warstwami zatrzymującymi promieniowanie, podczas gdy 25 lat temu niedaleko nas doszło do zupełnie swobodnej emisji radionukleidów. Co więcej, problemem w Japonii nie są dziś reaktory, tylko zbiornik ze zużytym paliwem jądrowym.

- Bo przechowywanie tego materiału stanowi zagrożenie.
- Trzęsienie ziemi nie zaszkodziło elektrowni, była ona nawet przygotowana na tsunami, gdyż chroniły ją 6-metrowe wały. Niestety, fala była wyższa - od 7 do 10 metrów. To ona zniszczyła systemy chłodzące reaktory i przez kilka dni walczono o przywrócenie im właściwej temperatury. Nadal jest ona wysoka, ale systematycznie spada. Niestety w zamieszaniu zapomniano o sadzawce ze zużytymi prętami, woda w niej się zagotowała, a następnie wyparowała. Tylko że to jeszcze żadna katastrofa: o ile Czarnobyl miał siódmy stopień zagrożenia w siedmiostopniowej skali, to w Fukushimie nadal obowiązuje 4 stopień, czyli bardzo umiarkowany.
- Mimo to paliwo jądrowe jest problemem, a reaktory mogą nim być, więc po co nam takie elektrownie?
- Zanim odpowiem, podam trzy podstawowe fakty. Przeciętny mieszkaniec Polski, Japonii zresztą też, otrzymuje rocznie ze źródeł naturalnych promieniowanie rzędu 3 do 4 mSv. I jeśli nawet teraz przez kilka dni dostanie kilka milisiwertów więcej, to i tak w skali roku będzie to ułamek procentu. Po drugie: w Oslo promieniowanie naturalne wynosi 5 mSv, w pobliskich górach - 15, w północno-zachodniej Francji dawka sięga aż 700 mSv, a w niektórych rejonach Brazylii dochodzi do 800 mSv na rok. To są liczby w porównaniu z Czarnobylem, a tym bardziej obecną sytuacją w Japonii, ogromne. Mimo to w żadnym z takich miejsc nie stwierdzono szkodliwych skutków promieniowania. Odwrotnie: ludzie są tam zdrowsi niż przeciętnie i żyją dłużej. Te dane łatwo sprawdzić, polecam.

- Może mimo to nie warto budować elektrowni jądrowych, choćby dlatego, że ludzie się ich boją.
- Boją się z niewiedzy i tego, że tzw. zieloni podsycają ich strach bez żadnego uzasadnienia. Żadna poza Czarnobylem awaria w elektrowni atomowej nie spowodowała dotychczas czyjejkolwiek śmierci w wyniku napromieniowania, mimo że jest to technologia supernowoczesna i ciągle się jej uczymy - pierwsza elektrownia atomowa powstała zaledwie 56 lat temu. Podczas wypadku w reaktorze amerykańskiej elektrowni na Three Mile Island nikomu nic się nie stało, mimo to w wyniku histerycznej propagandy przez 30 lat Amerykanie nie zbudowali żadnej nowej elektrowni. Obecne wydarzenia w Japonii też odniosą taki efekt.

- Nawet jeśli odejdziemy od energetyki jądrowej, co w tym złego?
- Potrzebujemy coraz więcej energii, a węgiel, zamiast go spalać, musimy zostawić dla kolejnych pokoleń, bo zawsze będzie potrzebny w medycynie i chemii. Gdy się skończy, a zapasów mamy na góra 300 lat, w tym dostępnych współczesnym technologiom na najwyżej 40 lat, niczym go nie zastąpimy. Gaz też się skończy, a wiatraki i energia słoneczna nie zaspokoją potrzeb ludzkości. Tymczasem samego uranu mamy wedle najnowszych szacunków na 470 tysięcy lat, toru na cztery razy tyle. I wszystko to do wykorzystania za sprawą czystej, bezpiecznej i coraz lepszej technologii, więc o co tu się spierać?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska