Zbiórkę dla ukraińskich uchodźców w austriackim Innsbrucku zainicjował Thomas Scherki.
- W Austrii dużo się mówi o wojnie - opowiada Thomas Scherki. - Ludzie są oburzeni na Putina, który próbuje podporządkować Rosji Ukrainę. Media pokazują wiadomości z frontu i uchodźców, którzy zostali zmuszeni do ucieczki. To są obrazy, które mnie poruszyły i nie mogę o nich zapomnieć. Mam dużą firmę i dzięki temu wielu znajomych. Postanowiłem zorganizować zbiórkę darów dla uchodźców.
Idea była spontaniczna i rozreklamowana tylko poprzez media społecznościowe. Jej efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania pomysłodawcy.
- Liczyłem, że uda się nazbierać busa najpotrzebniejszych rzeczy, tymczasem zebraliśmy aż cztery i to wypełnione po dach – mówi Thomas Scherki. – To między innymi nowa markowa odzież, buty, pieluchy, kosmetyki, koce, baterie i żywność. Wartość pomocy przekroczyła na pewno kwotę dwudziestu tysięcy euro.
Aby do uchodźców trafiły faktycznie najpotrzebniejsze rzeczy, organizatorzy zbiórki posiłkowali się listą opracowaną przez wolontariuszy z Tymczasowego Ośrodka Wsparcia Ukrainy w Turawa Park. To, że Austriacy wybrali akurat Opole, nie jest przypadkiem. Miejsce to wskazał Opolanin Mariusz Jarosz, który mieszka i pracuje w Innsbrucku.
- Dla organizatorów pomocy i dla tych, którzy się do niej przyłączyli, bardzo ważne było to, że nie wyląduje ona w magazynach, tylko natychmiast skorzystają z niej konkretni ludzie – mówi Mariusz Jarosz.
Ponieważ busy wyjechały z Austrii wypełnione po dach, a na koncie zbiórki pozostały jeszcze pieniądze do wydania, Mariusz Jarosz zaangażował swoją rodzinę - żonę Annę, siostrę Małgorzatę Siedel i siostrzenicę Laurę - do zrobienia uzupełniających zakupów. Paniom dzielnie pomagał synek pana Mariusza, Miłosz.
- Miałyśmy do wydania siedem tysięcy złotych - informuje Małgorzata Seidel. - Kupiłyśmy bardzo dużo leków i środków opatrunkowych, płyny do prania, olej, konserwy, patelnie, chochle, a dla dzieci kredki, pisaki, kolorowanki. Większość z tych rzeczy zostawiamy w Turawa Park, ale medykamenty i batony energetyczne trafią na front.
Przedsiębiorcy z Innsbrucka nie dość, że zorganizowali i hojnie wsparli zbiórkę, to w dodatku wsiedli za kierownice samochodów, by dostarczyć dary do Polski. Koszty podróży pokryli z własnych kieszeni.
- Po drodze mieliśmy bardzo wzruszający moment, bo jeden z naszych przyjaciół, Ukrainiec, pojechał na front - opowiada Thomas Scherki. - W Polsce, na parkingu przy autostradzie spotkaliśmy ukraińską grupę wyruszającą na wojnę i z nimi właśnie zabrał się nasz bohater. Żegnaliśmy go ze łzami w oczach. Mamy nadzieję, że wróci cały i zdrowy.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?