Autonomia Śląska dziś nie przejdzie

archiwum nac
Posiedzenie Sejmu Śląskiego w 1931 roku w 10-lecie plebiscytu śląskiego. Przemawia marszałek Konstanty Wolny.
Posiedzenie Sejmu Śląskiego w 1931 roku w 10-lecie plebiscytu śląskiego. Przemawia marszałek Konstanty Wolny. archiwum nac
Dieter Przewdzing śmiało i emocjonalnie opowiedział się za autonomią Śląska. Rozumiem gniew burmistrza i w dużym stopniu go podzielam. Ale od tej złości do rzeczywistej autonomii regionu daleka droga. A może nie ma jej wcale.

Trudno się z Dieterem Przewdzingiem, burmistrzem Zdzieszowic, nie zgodzić, kiedy mówi o dojeniu Śląska przez Warszawę.

Proces ten zapoczątkowany w PRL-u i dotyczący nie tylko ekonomii, ale i kultury (by wymienić wywóz dzieł sztuki do innych regionów na upiększanie tamtejszych zabytków, zwłaszcza warszawskich), wcale się w wolnej Polsce nie skończył.

Jako samorządowiec z osiągnięciami w przyciąganiu biznesu absolutnie słusznie czuje się on rozczarowany i zagniewany w sytuacji, gdy firma X czy Y pracuje - ale i emituje zanieczyszczenia - w jego gminie, natomiast podatki płaci nie tylko poza Zdzieszowicami, ale i poza Śląskiem Opolskim. Najchętniej w stolicy, gdzie firm więcej, więc kontroli skarbowych mniej.

To nie landy

Ale kiedy burmistrz równie emocjonalnie wzywa, byśmy postawili na autonomię, "bo innego wyjścia nie ma", i szli śladem niemieckich landów: Saksonii czy Bawarii, wątpliwości gwałtownie rosną.

Ustrój Republiki Federalnej Niemiec oparty jest na zasadzie federacji, a to jeszcze krok dalej niż autonomia. Kompetencje niemieckich landów z własnymi parlamentami, rządami, ministrami itd., praktycznie pełną niezależnością od Berlina w wielu dziedzinach, choćby w edukacji, idą o wiele dalej niż zwolennicy autonomii w Polsce są gotowi żądać.

Czy ten model jest do powtórzenia w Polsce, do której Śląsk dziś należy i czego nikt z Niemcami w Berlinie i Gogolinie na czele nie kwestionuje?

Mam wątpliwości. Najpierw historyczne. Nowoczesne państwo niemieckie wyrosło z idei jednoczenia bytów - państw czy księstw - wyraźnie odrębnych. Powstały na początku XIX wieku Związek Reński był tylko luźną federacją tych państw. A i utworzone w 1871 Cesarstwo Niemieckie zrzeszało 25 państw związkowych zachowujących własnych władców i znaczną niezależność.

Polska tradycji federacyjnych nie ma. Jeśli nie liczyć wielowiekowej unii polsko-litewskiej, ale tamtą trudno uznać za związek regionów, był to raczej związek dwóch - scalonych w jeden organizm - dużych i silnych państw. Autonomia regionalna kojarzy się w polskich dziejach źle, raczej z rozbiciem dzielnicowym.

Naturalnie, historia nie determinuje wszystkiego. Wola współczesnych może takie, nawet trwające wiekami tradycje zmieniać. Ale czy dziś w Polsce - poza Śląskiem - ujawniają się silne tendencje decentralistyczne, autonomiczne? Nie bardzo. Ideę autonomii trzeba by u nas dopiero popularyzować, a to jest zadanie na lata, jak nie na pokolenia.

Dokładnie odwrotnie niż w Niemczech, gdzie trzeba było popularyzować ideę państwa zjednoczonego. Pamiątką po tym procesie jest nie śpiewana dziś w Niemczech zwrotka hymnu ze słowami: "Deutschland, Deutschland über alles" (Niemcy, Niemcy ponad wszystko). Skompromitowany polityką pogardy i zbrodniami III Rzeszy tekst nie jest - historycznie rzecz biorąc - nazistowski. Pieśń "Das Lied der Deutschen" powstała w 1841 roku i wzywała do przezwyciężenia egoizmów i postawienia zjednoczonych Niemiec ponad wszystkim, co Niemców dzieli.

Po hiszpańsku

Zwolennicy autonomii chętnie powołują się też na przykład Hiszpanii. Nic dziwnego, skoro kraj został w latach 70. podzielony na 17 wspólnot autonomicznych.

Statuty każdej z nich określają zakres autonomii. Państwo hiszpańskie nie może w te statuty ingerować. Za to ich zmiany proponowane w regionie wymagają zatwierdzenia przez ogólnonarodowy parlament, czyli Kortezy.

Wariant hiszpański wprost też nie będzie w Polsce łatwy do powtórzenia. Po okresie dyktatorskich rządów generała Franco tendencje autonomiczne, a właściwie separatystyczne, były w Hiszpanii silne przynajmniej w kilku regionach.

W pewnym zakresie trwają one zresztą do dziś. Na tej fali stopniowo z dobrodziejstw autonomii skorzystały wszystkie regiony. Z tej perspektywy jak bumerang wracają więc pytania: Czy Śląsk jest w swoich ambicjach autonomicznych odosobniony? Czy inne znaczące regiony typu Wielkopolska, Małopolska itp. gotowe są pójść jego śladem? Wydaje się, że dziś, odpowiedź na pierwsze pytanie raczej brzmi "tak", a na drugie "nie".

A to na pewno wprowadzenia autonomicznych regionów w Polsce by nie ułatwiło.
Wariant hiszpański uchyla natomiast jeden z argumentów przeciwników autonomii. Często podkreślają oni, że postulowanie jej jest tak naprawdę pierwszym i to ukrytym krokiem do separatyzmu. W Hiszpanii było raczej odwrotnie. Wprowadzenie autonomicznych regionów miało tendencje separatystyczne osłabić.

Jak przed wojną

Dla zwolenników autonomii Śląska brak powszechnej zgody w Polsce na zmianę ustroju politycznego w tym właśnie kierunku nie jest wielką przeszkodą.

Powołują się oni na przykład XX-lecia międzywojennego i tradycję ówczesnych instytucji gwarantujących znaczną odrębność tej części Śląska, która znalazła się po plebiscycie i powstaniach w granicach Rzeczypospolitej.

Przypomnijmy, już 15 lipca 1920 roku Sejm Ustawodawczy w Warszawie uchwalił tzw. Statut organiczny, ustawę zasadniczą zapewniającą autonomię województwa śląskiego. Najważniejszym organem władzy były Sejm Śląski oraz Śląska Rada Wojewódzka.

Na jej czele stał wojewoda śląski, który jednocześnie był przedstawicielem państwa i urzędnikiem autonomicznym. Jego podwójny charakter wyrażał się także tym, że mianował go rząd, ale jego pobory wypłacano ze Skarbu Śląskiego. Sejm Śląski jako organ ustawodawczy był instytucją niezależną. Uchwalone tu prawo nie musiało być zatwierdzane przez warszawskie instytucje państwa.

Najważniejszym składnikiem przedwojennej autonomii województwa śląskiego był odrębny Skarb Śląski. To tu napływały dochody z podatków i opłat pobieranych w województwie śląskim. Skarb Śląski był zobowiązany do przekazywania jedynie pewnej kwoty - obliczanej według specjalnego wzoru, tzw. tangety - do centralnego budżetu.

Pieniądze te bywały przedmiotem ostrych sporów między Warszawą i Katowicami, szczególnie po zniesieniu podatku węglowego oraz wprowadzeniu państwowego monopolu spirytusowego i tytoniowego, co znacznie zmniejszyło wpływy do Skarbu Śląskiego.

Do tej międzywojennej polskiej tradycji odwołuje się Ruch Autonomii Śląska, najsilniejsza dziś siła polityczna dążąca do autonomii Górnego Śląska. Z tego też powodu RAŚ jest znacznie bardziej popularny w tamtej części Śląska niż na Śląsku Opolskim.

Zdaniem działaczy RAŚ właśnie Śląsk autonomiczny będzie się rozwijał optymalnie, lepiej niż według wytycznych z Warszawy. Ślązacy mieliby w tym modelu sami decydować zarówno o najważniejszych kwestiach gospodarczych, jak i o ordynacji wyborczej.

Autonomia ma też ich zdaniem pomóc lepiej chronić śląską tożsamość: kulturę, język, obyczaje i historię. Zwolennicy RAŚ chętnie podkreślają, że autonomia regionu nie musi wcale stać w sprzeczności z globalizacją.

Co się zmieniło

Pamiętając, że tamten przedwojenny model pozwolił przeprowadzić na Śląsku wiele niezbędnych inwestycji i przyczynił się niewątpliwie do rozwoju regionu, trudno przemilczeć, że w dzisiejszych czasach zmienił się wyraźnie historyczny kontekst.

Po pierwsze, międzywojenna autonomia województwa śląskiego została wprowadzona w sytuacji plebiscytowej walki o ten region między Polską a Niemcami, w odpowiedzi na podniesienie przez państwo niemieckie Rejencji Opolskiej do rangi prowincji.

Walka trwała po obu stronach. Kiedy Sejm RP uchwalił Statut organiczny, Reichstag 27 listopada 1920 r. złożył obietnicę, iż w ciągu dwóch miesięcy od przyłączenia Górnego Śląska do Niemiec odbędzie się referendum w sprawie utworzenia zeń kraju związkowego. Dziś byłoby niełatwo uzasadnić i przeforsować w Polsce przywilej autonomii wyłącznie dla Śląska.

Trudno nie zauważyć, że inaczej niż w międzywojniu wygląda sytuacja ekonomiczna Śląska. Wtedy województwo śląskie z jego ciężkim przemysłem było na tle reszty Polski regionem bogatym i rozwiniętym. Dziś czarny Śląsk wyeksploatowany i zdegradowany ekologicznie raczej pilnie potrzebuje pomocy i z Warszawy, i z Brukseli.

Jest wreszcie aspekt społeczny. Potężnym - obok ekonomicznego i politycznego - argumentem za autonomią Śląska w XX-leciu była jego wyrazista odrębność - językowa i społeczna właśnie. Oczywiście ostatnie lata przyniosły - co pokazał także spis powszechny - wielki renesans śląskości i przywiązania do tej kultury i tradycji. Mimo to, co wynika z tego samego spisu, we wszystkich powiatach Górnego Śląska (nie wspominając o Dolnym, gdzie praktycznie autochtonów nie ma), Ślązacy są mniejszością. Znaczącą, obecną i widoczną, ale mniejszością.

Wojenne i powojenne wędrówki ludów w Europie nie są ani winą Ślązaków, ani przybyszów, którzy znaleźli tu nową małą ojczyznę, często się z nią mocno utożsamiają i są tu prawdziwie akceptowani. Ale owe wędrówki i przemieszczenia sprawiają, że idea izolowanej śląskiej autonomii, choć kusząca, wydaje się o dobrych parędziesiąt lat - bez winy jej inicjatorów - spóźniona.

Patrząc na polską politykę wewnętrzną po 1989 roku, trudno mieć nadzieję, że władze w Warszawie przejmą się problemem ubożenia gmin. Można się obawiać, że krzyk Dietera Przewdzinga pozostanie bez odpowiedzi. Ku rozczarowaniu, poczuciu krzywdy i bezsilnej złości wielu mieszkańców regionu.
Z piszącym te słowa włącznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska