Autostop. Podróż za jeden uśmiech

fot. Archiwum prywatne
Bogusław Laitl i Tadeusz Sowa na trasie. Tu wyjątkowa okazja - samochodów osobowych było mało, a prywatne należały do zupełnej rzadkości. Zwykle jeździli nimi PRL-owscy notable.
Bogusław Laitl i Tadeusz Sowa na trasie. Tu wyjątkowa okazja - samochodów osobowych było mało, a prywatne należały do zupełnej rzadkości. Zwykle jeździli nimi PRL-owscy notable. fot. Archiwum prywatne
Pierwszym autostopowiczem w PRL był Bogusław Laitl z Opola. W 1957 roku wyruszył z kolegą dookoła Polski, na rok przed tym, jak władza ludowa oficjalnie zezwoliła na takie podróże.

Bogusław Laitl wyjmuje zapisany brulion - ich dziennik podróży sprzed ponad pół wieku. Spośród pożółkłych drobno zapisanych stron wypada złożony proporczyk - "Ten kierowca fajny chłop, co popiera autostop". Na pierwszej stronie dziennika jest okrągła pieczęć Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Krakowie i adnotacja jej komendanta: "Stwierdza się, że student AGH ob. Laitl Bogusław i ob. Sowa Tadeusz, również student Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, zgłosili swą podróż dookoła Polski samochodami-autostopem".

- To nasz glejt, dzięki temu nie ścigała nas milicja - wspomina pan Bogusław. - Wtedy kierowcy brali tylko nieoficjalnie, na "łebka", czyli za drobną opłatą. I to na krótszych dystansach. Z dziennika wypadają też prawie zmurszałe już wycinki gazet. Na zdjęciach dwóch przystojniaków zaczesanych na modną wówczas "mandolinę". Mają na sobie jednakowe kurtki, szyte na zamówienie u krawcowej. Na nich herby polskich miast (naklejki były papierowe, wycięte z plakatu "Cały naród odbudowuje stolicę").

W tle warszawa, wówczas motoryzacyjne niedościgłe marzenie Polaków. Na zdjęciu mają też jednakowe drelichowe spodnie, uszyte własnoręcznie przez Tadka i Bogdana. W tamtych latach rzucały się w oczy, bo miały nawet na kieszeniach zamki (na wzór amerykańskich dżinsów), a w siermiężnych czasach wczesnego Gomułki nosiło się tylko spodnie na guziki. - Szokowaliśmy niecodziennym wyglądem - przyznaje pan Bogusław. Nagłówki z wycinków gazet donoszą w tonie sensacji: "Tego jeszcze nie było. Dwóch studentów wyruszyło dookoła Polski", "Dwóch włóczykijów zwiedza Polskę autostopem".

Student i żołnierz nie płacili za nic
Był rok 1957, socjalizm trzymał się mocno, wszystko było takie szare, a ludzie wyglądali podobnie. Bogdan i Tadek mieli za sobą pierwszy rok studiów na elitarnej wtedy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. I zasłużone pierwsze studenckie wakacje. Siedzieli na krakowskich Plantach i zastanawiali się, co zrobić z prawie trzema miesiącami laby.

Zadumani, że gdzieś na Zachodzie, w tym obrzydzonym przez komunistów kapitalizmie młodzi swobodnie podróżują autostopem. Że coś takiego istnieje, usłyszeli od kolegi Tadka, który wrócił ze Stanów. - U nas autostop? Nie było mowy, żeby się ktoś tak swobodnie poruszał po kraju - wspomina Bogusław Laitl z Opola. I macha ręką: - Chcieliśmy tak podróżować, ale baliśmy się, że przecież wcześniej czy później milicja nas zatrzyma. W szoferce ciężarówki, bez delegacji, przecież na łebka nie pojedziemy…

I wtedy wpadli na pomysł, żeby spróbować wystarać się o zgodę milicji. Byli zaskoczeni, kiedy ją dostali. 9 września wyruszyli z Krakowa do Bytomia, z tego dnia jest pierwszy wpis w ich dzienniku podróży: "Józef Skotnicki, kierowca stara 20". Wpisuje jeszcze swój dokładny adres w Bytomiu i zaprasza, żeby kiedyś odwiedzili go w domu.

- Każdego zagajaliśmy: "Panie kierowco, jesteśmy turystami na gapę, biedni studenci, czy zabierze pan?" - wspomina pan Bogusław. - Nie było żadnych problemów. Wtedy student, podobnie jak żołnierz nie płacili za nic. Ale żeby mieć na jedzenie, wcześniej zaciągnęliśmy się do pracy przy montażu ołtarza Wita Stwosza w kościele Mariackim.

Pani Hela zrobiła wyjątek
Z kartek brulionu tchną gomułkowskie klimaty. - Robiliśmy notatki, żeby nie uronić niczego z naszej podróży - wspomina pan Bogusław. - Droga wiodła z Krakowa, przez Warszawę do Gdańska, do Bydgoszczy, Szczecina, a stamtąd przez Poznań i Wrocław z powrotem do Krakowa. Następny wpis na pożółkłej stronie. Pan Włodarczyk, kierowca skody ze stacji krwiodawstwa w Bytomiu życzy im dobrej drogi.

Właśnie w Bytomiu zaplanowali rozbić namiot na jakimś podwórku. - Obcy ludzie zaprosili nas do siebie na nocleg - wspomina. - Nie dość, że użyczyli swoich łóżek, to częstowali po polsku "czym chata bogata". I chyba w Bytomiu chciały się do nich przyłączyć dwie dziewczyny, ale wykręcili się od ich towarzystwa argumentem, że nie mają zezwolenia na taką podróż.

- Wtedy obyczajowość była inna - tłumaczy pan Bogusław. Kolejny wpis jest z huty im. Bieruta. "Sympatycznym kolegom, którzy zwiedzili zakład…" - podpisał się personel i sam dyrektor huty. - Na ulicy zaczepiali nas dziennikarze, budziliśmy powszechną sensację - wspomina Bogusław Laitl. Żurnaliści zostawili swój ślad w brulionie"Gratulujemy pomysłu Włóczykijom" - podpisy złożyli redaktorzy z kolegium redakcyjnego "Życia Częstochowy".

Wpisała się też ekspedientka ze sklepu PSS pod Łodzią - sprzedała im 25 dag cukru. "Rozważania cukru nie praktykujemy, ale dla panów studentów zrobiłam wyjątek. Ekspedientka Henia". - Na każdym kroku spotykaliśmy się z osławioną polską gościnnością - wspomina. - Zapraszali nas na obiady, kolacje. Za darmo spaliśmy i jedliśmy w domach akademickich. Za darmo jedliśmy też w barach mlecznych.

Noc w izbie wytrzeźwień
Inny wpis, ze zdjęciem, jest dziełem księży z parafii pw. św. Mikołaja w Skwierzynie. "Księży nie dziwi, że "Włóczykije", ale że tak wspaniale potrafią służyć do mszy. Szczęść Boże w dalszej wędrówce" - podpisali się proboszcz i wikariusze. W Warszawie zaproszono ich do operetki. Na pożółkłych kartkach jest wpis Jerzego Rakowieckiego, reżysera "Daj buzi, Kasiu". Sentencja brzmi: "Nie bądź zły, gdy los kopnie cię w tyłek, to po prostu komedia omyłek. Czytaj Szekspira i się odeń ucz".

W stolicy przenocowali ich… milicjanci na komisariacie. "Wyszli z komendy dzielnicowej MO Stare Miasto o godzinie 9.07 po wspaniałym noclegu na stole w jednym z pokojów tutejszej komendy. W/Z dyżurnego plutonowy (podpis nieczytelny)". - To była "wytrzeźwiałka", gdzie nas przenocowali - śmieje się pan Bogusław. - Nie mieliśmy nawet promila w sobie, a milicjanci byli gościnni. Łącznie przejechali 2,5 tysiąca kilometrów w 39 samochodach.

Na pożółkłych kartkach jest pieczątka redakcji "Dookoła świata", ilustrowanego tygodnika dla młodzieży oraz adnotacja: "W przyszłym roku życzymy dookoła świata". - Ale to było niemożliwe - stwierdza pan Bogusław. - Bo kto z demoludów podróżował dalej? Podróżowanie autostopem po kraju dawało wystarczającą adrenalinę.

Autostop, dar władzy ludowej
Rok później oficjalnie powołano "Autostop", co było wyjątkowe dla całego bloku wschodniego. Swobodne poruszanie się po kraju miało być namiastką wolności, którą otrzymali młodzi. A tak naprawdę każdy był rejestrowany - bez książeczki "Autostopu" dla milicji był podejrzany. Książeczka miała kupony, które zostawiało się kierowcy.

- Wygrywał ten, który zebrał ich najwięcej - wspomina pan Bogusław. - Jesienią było losowanie nagród. Można było wygrać nawet pralkę "Franię", odkurzacze, radia czy kryształy. Organizatorem konkursu była m.in. redakcja (o ironio!) "Dookoła świata". Polskie książeczki kupowali nawet Węgrzy, którzy w latach 70. z upodobaniem podróżowali po Polsce. W książeczce "Autostopu" pojawiały się omówienia kolejnych zjazdów PZPR oraz rozkwitu rolnictwa i budownictwa w PRL.

Pan Bogusław w połowie lat 70. kupił sobie fiata 126 p. - I oczywiście zabierałem autostopowiczów, ale byli już całkiem inni niż my - wspomina. Do Polski dotarły odpryski zachodniej kontrkultury - można było zobaczyć włóczących się po kraju autostopem długowłosych hipisów. Obyczajowość pierwszej dekady "Auto-stopu" odeszła śmiercią naturalną.

Naturalną odchodził też autostop - marzenia były już inne. Ostatni raz książeczką autostopowicz zamachał (na odwrocie miały znak stopu) w 1980 roku. Rok przed wprowadzeniem stanu wojennego. - W 2007 chciałem uczcić półwiecze naszej pierwszej włóczęgi, więc zaproponowałem Tadkowi, że jak za dawnych czasów znowu wyruszymy autostopem - wspomina pan Bogusław. - Ale nie chciał, powiedział, że to już nie ta adrenalina…

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska