Chodzi o fragment wału obok ocynkowni, który podczas powodzi w 2010 roku setki osób ratowało przed przerwaniem i wdarciem się wody na teren Metalchemu.
Umocnienia były już od tego czasy awaryjnie naprawiane, a w tym roku stanęła obok nich ścianka wodoszczelna. Planowany jest także drugi etap przebudowy wału, który rozpocznie się w tym roku.
Tymczasem wykonawca prac, które już się zakończyły, twierdzi że Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych jest bliski doprowadzenia poznańskiej firmy Inmel do upadłości.
Paweł Jabłoński, prezes Inmel rozesłał w tej sprawie list do mediów, bo jak twierdzi jego sytuacja przypomina tę z filmu "Układ zamknięty".
- Tam też to właśnie urzędnicy zniszczyli dobrze prosperujące przedsiębiorstwo - przekonuje Paweł Jabłoński.
Spór toczy się o karę 741 tysięcy złotych jakie WZMiUW nałożył na wykonawcę, czyli firmę Inmel. Kara wynikała z opóźnienia terminu zakończenia prac na wale o 28 dni.
- Opóźnienie było, ale wynikało nie z naszej winy, ale ze złych warunków atmosferycznych m.in. dużej pokrywy śnieżnej - opowiada Paweł Jabłoński. - W pewnym momencie sam inspektor nadzoru przerwał nam prace właśnie z powodu złych warunków atmosferycznych. W sumie dni ze złą dla nas pogodą było 40. Mimo to opóźnienie było mniejsze, a nasza firma wykonała prace dodatkowe dosypując 1200 metrów sześciennych ziemi na zaniedbany i grożący katastrofą budowlaną wał.
Jak podkreśla prezes Jabłoński firma nie oczekiwała jednak dodatkowych pieniędzy, a tylko tych zapisanych w umowie podstawowej o wartości ok. 2,5 miliona złotych.
Tymczasem mimo wstępnej deklaracji WZMiUW, że termin zakończenia prac zostanie przesunięty, tak się nie stało, a firmę Inmel poinformowano o konieczności zapłaty kary. Formalnie będzie to wyglądać tak, że poznańska spółka nie otrzyma pieniędzy za już wykonane prace.
- I przez to mamy kłopoty, bo nie możemy zapłacić podwykonawcom czy poddostawcom i ratujemy się kredytami - opowiada Jabłoński.
Zbigniew Bahryj, dyrektor Wojewódzkiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych ze swojej decyzji nie zamierza się wycofywać.
- Przyznaję, że początkowo zgodziłem się na przesunięcie terminu zakończenia inwestycji, ale potem pojechałem na wał i zmieniłem zdanie - tłumaczy dyrektor. - Ta firma uszkodziła wał i widać to już gołym okiem. Nie będę tolerował partactwa.
Dyrektor ocenia, że gdyby w tym roku przyszła do Opola taka wielka woda jak podczas 2010 roku, to wał w uszkodzonym miejscu mógł puścić.
- Straty byłyby ogromne, dlatego w czerwcu byliśmy gotowi skierować tu wielu ludzi i sprzęt, aby walczyć o wał - opowiada Zbigniew Bahryj.
Jest jednak pewien problem. Choć na fragmencie umocnień pojawił się uskok, to wykonawca dysponuje pozytywnym odbiorem jakości prac ze strony WZMiUW. I zamierza go pokazać w sądzie.
- Wykonaliśmy solidnie to zadanie, a jeśli są jakieś uwagi do nas, to dlaczego nie wzywa się nas do dokonania poprawek? - pyta prezes Jabłoński.
Dyrektor Bahryj odpowiada z kolei, że uskok pojawił się już po odbiorze. Poza tym on nie chce mieć nic wspólnego ze spółką Inmel.
- Fragment wału trzeba ponownie rozebrać i naprawić, ale dokona tego w tym roku inna firma - zapowiada Zbigniew Bahryj.
Z obu stron sporu słyszymy, że konflikt o zapłatę za prace zaszedł tak daleko, że może go rozstrzygnąć tylko sąd.
- Ale na wyroki czeka się długo. Co z tego, że wygram, w co nie wątpię, skoro nasza firma może się już znajdować w stanie upadłości? - pyta Paweł Jabłoński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?