Pani Anna, mieszkanka Opola, w poniedziałek (5 lipca) około godz. 20:00 wracała autobusem MZK do domu. Była z nią dwójka dzieci: czteroletnia córka i sześcioletni syn.
– Na przystanek przy ul. Witosa podjechał autobus linii nr 17. Chcieliśmy jechać w stronę Zaodrza – wspomina. – Syn wskoczył pierwszy, a ja z córką weszłam za nim. Kierowca zamknął drzwi, gdy mała była jeszcze w trakcie wchodzenia. Jej noga została przytrzaśnięta drzwiami. Córka zaczęła przeraźliwie krzyczeć, a ja razem z nią, żeby kierowca otworzył drzwi. Dopiero, gdy krzyknęłam drugi raz kierowca opamiętał się i zareagował. Po wszystkim nawet nie podszedł, żeby zapytać, czy coś się stało. Jakby nigdy nic odjechał z przystanku.
Pani Anna relacjonuje, że z dwójką przestraszonych dzieci zajęła miejsce w autobusie.
Czterolatka płakała i skarżyła się na ból nóżki.
– Skomentowałam na głos zachowanie kierowcy, bo w głowie nie chciało mi się zmieścić to, jak postąpił. Zrobiłam to kulturalnie, nie obraziłam go, nie padały wulgaryzmy. Liczyłam na to, że on nas przeprosi. W pewnym momencie kierowca zerwał się z miejsca i gwałtownie do nas podszedł. Myślałam, że mnie uderzy. Mówił, że swoimi komentarzami przeszkadzam mu w jeździe i że to moja wina, bo nie dopilnowałam córki – wspomina.
Później wydarzenia przybrały jeszcze bardziej zaskakujący obrót, bo na przystanku pojawiła się… straż miejska.
– Kierowca zażądał, by strażnicy sprawdzili, czy nie jestem pod wpływem alkoholu albo narkotyków. Patrzyły na to przerażone dzieci, córka cały czas płakała – opowiada opolanka. – Kierowca stwierdził, że przez moje komentarze nie może skupić się na jeździe. Chciał, żeby strażnicy wyprowadzili mnie i dzieci z autobusu. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje.
Ostatecznie strażnicy miejscy nie widzieli podstaw, by wyprosić opolankę z autobusu.
– Była taka sytuacja – potwierdza Krzysztof Maślak, komendant Straży Miejskiej w Opolu. - W autobusie MZK doszło do sprzeczki między pasażerką a kierowcą. Została sporządzona notatka służbowa.
MZK odpiera zarzuty pasażerki i dodaje, że zapis monitoringu świadczy o tym, że kierowca zachował się jak należy.
- W trakcie, gdy otwierały się drzwi pierwszy do autobusu wskoczył chłopiec, za nim weszła matka dzieci, natomiast dziewczynka włożyła nóżkę pomiędzy wciąż otwierające się skrzydło drzwi a krawędź futryny drzwiowej. Matka zorientowawszy się, że noga dziecka utknęła w tym miejscu i nie może ono wejść do autobusu próbowała mu pomóc, ale konieczne było przymknięcie drzwi i ponowne ich otwarcie – opisuje Dagmara Malińska z opolskiego MZK. - Ta sytuacja jednoznacznie obciąża osobę dorosłą sprawującą nadzór nad małymi dziećmi. Kierowca zwrócił się do pasażerki z pytaniem, czy potrzebna jest pomoc. W odpowiedzi usłyszał słowny atak pasażerki, który trwał przez kolejnych osiem przystanków.
To wtedy kierowca zatrzymał przejeżdżający patrol, bo – jak tłumaczy MZK – zachowanie pasażerki nie pozwoliło mu się skupić na prowadzeniu autobusu.
- W tej konkretnej sytuacji stajemy zdecydowanie po stronie naszego pracownika, który w żaden sposób nie przyczynił się do powstania niebezpiecznej sytuacji – dodaje Dagmara Malińska.
Pani Anna ma żal, bo sytuację najbardziej przeżyły jej dzieci.
– Nóżka córkę jeszcze boli, ale obyło bez wizyty w szpitalu – mówi. – Wypadki się zdarzają i nie byłoby sprawy, gdyby kierowca przeprosił, albo choć zainteresował się, czy dziecku nic nie jest. On zamiast tego naskoczył na mnie, a później wezwał strażników, fundując dzieciom niepotrzebny stres. Najbardziej to zdarzenie przeżyła córka, która teraz panicznie boi się wsiąść do autobusu.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?