Dramatyczny przypadek piłkarza Odry Opole Tomasza Drąga, który w ubiegłą sobotę zasłabł podczas meczu w Namysłowie i był o krok od śmierci, wstrząsnął opinią publiczną. Sprowokował też dyskusję na temat zapewnienia właściwej opieki medycznej w trakcie meczów piłkarskich, ale też zakresu badań okresowych stanu zdrowia piłkarzy.
- Od ponad 10 lat jestem związana z piłkarzem grającym na poziomie amatorskim - mówi pani Beata, która zadzwoniła do redakcji nto. - Badania przeprowadzane przy podbiciu karty zdrowia to najczęściej fikcja. W środowisku piłkarskim o tym doskonale wiedzą. Tak, wszyscy tkwimy w tym układzie i otrzeźwienie przychodzi, kiedy dochodzi do dramatu. W ostatnią sobotę niewiele zabrakło, żeby w czasie meczu umarł piłkarz. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. Może teraz działacze, ale i sami piłkarze będą zwracać większą uwagę na sprawy medyczne.
Zawodnicy przyznają, że najczęściej to im samym zależy na tym, by jak najszybciej i bez większych problemów podbić kartę zdrowia.
- Każdy z nas wie, że ryzyko istnieje, bo wypadki śmiertelne na boiskach się zdarzają - przyznaje anonimowo jeden z piłkarzy grających w klubie IV ligi. - Może po tym zdarzeniu z Tomkiem niektórzy zastanowią się nad swoim zdrowiem. Wątpię jednak, by coś się zasadniczo zmieniło w podejściu zawodników i działaczy.
Dokładna kontrola stanu zdrowia wszystkich zawodników jest wręcz nierealna. Na Opolszczyźnie, podobnie jak w całym kraju, brakuje bowiem lekarzy o specjalizacji sportowej.
- W województwie opolskim jest ich dwóch, a trzydziestu kolejnych ma kwalifikacje do badania sportowców - mówi dr Andrzej Bugajski, wojewódzki konsultant medycyny sportowej. - Poza tym badania wykonuje się okresowo, zwykle co pół roku. Stan zdrowia może się natomiast zmienić z dnia na dzień. Wystarczy poważniejsza infekcja, która połączona z wysiłkiem może być niebezpieczna.
Tak właśnie było w przypadku Tomasza Drąga.
Tomasz Drąg no co dzień jest zawodowym strażakiem. Już z racji tego często przechodzi dokładne badania stanu zdrowia.
- Nigdy nie wykazały, by coś było nie w porządku - mówi piłkarz, który wczoraj opuścił szpital w Namysłowie. - Akurat ja zawsze grałem w klubach dość dobrze zorganizowanych, w których nie bagatelizowano spraw zdrowia zawodników, choć oczywiście w środowisku futbolowym słyszy się o tym, że często badania są robione byle jak.
Zawodnik Odry Opole został w szpitalu przebadany gruntownie: sprawdzono serce, nerki, wątrobę, zrobiono testy wydolnościowe i wysiłkowe. Nie wykazały nic nieprawidłowego.
- Moją sytuację w Namysłowie należy traktować jako przypadek. Wziąłem przed meczem tabletkę przeciwbólową, było gorąco, odwodniłem się - przyznaje piłkarz. - Nie ma już żadnego zagrożenia i mogę wrócić do gry. Zresztą nie mogę się doczekać treningów.
Nie tylko w naszym regionie, ale i w całym kraju zdarza się jednak, że piłkarze nie przechodzą dokładnych badań. To najczęściej wynik biedy w klubach. Większość jest typowo amatorska i wydanie kilkudziesięciu złotych na przebadanie jednego tylko zawodnika to za duże obciążenie. Stąd też jest tajemnicą Poliszynela, że badania często są fikcją.
Przypadek Drąga pokazał również, że o życiu zawodnika może decydować sprawna akcja reanimacyjna. W Namysłowie przeprowadził ją policjant Łukasz Staromłyński i przeszkolony w zakresie ratownictwa medycznego masażysta Startu Namysłów Marek Gąska.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie na każdym meczu musi być karetka. Dotyczy to tylko trzech najwyższych klas rozgrywkowych w Polsce (ekstraklasa, I i II liga).
W III lidze (mecz tej klasy toczył się w Namysłowie) musi być zapewniona opieka medyczna w postaci lekarza lub osoby przeszkolonej do udzielenia pomocy medycznej. W niższych ligach, które są już typowo amatorskie, takich wytycznych nie ma. Karetka na stadionie pojawia się tylko wtedy, gdy mecz traktowany jest jako tzw. impreza masowa.
Zapytaliśmy w Opolskim Związku Piłki Nożnej, jakie są szanse na to, by na każdym meczu był ktoś, kto potrafi udzielić pierwszej pomocy.
- W naszym regionie w weekend odbywa się około 300 meczów w różnych kategoriach wiekowych i fizycznie niemożliwe jest, żeby na każdym był ratownik medyczny - tłumaczy Marek Procyszyn, prezes OPZN. - Na najbliższym spotkaniu wydziału piłkarstwa amatorskiego w PZPN zgłoszę jednak wniosek, żeby starać się odgórnie wprowadzić zapis o konieczności posiadania przez kluby z najniższych lig choć jednej osoby, która w podstawowym i najprostszym zakresie będzie umiała udzielić pierwszej pomocy. Świadomość, jak jest to ważne, powinna też dotrzeć do samych działaczy i piłkarzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?