Bajka o biednym piekarzu

Rys. Andrzej Czyczyło
Rys. Andrzej Czyczyło
Opolski lekarz Aleksander Wojtyłko, były szef przychodni OLKA w Opolu, napisał bajkę, w której w przystępny sposób wyjaśnił absurd polskiego systemu służby zdrowia. Warto ją przeczytać - pierwszy raz teraz, a drugi - tuż przed wyborami do Sejmu.

Był sobie raz człowiek, który od dziecka marzył, żeby zostać piekarzem. Pilnie się uczył. W końcu został mistrzem. W pięknym zakładzie wypiekał przepyszne ciasta, bułeczki, chleb, a nawet chałkę. Pokochano go za wielkie zdolności i sumienność zawodową. Jego towar był rozchwytywany. Pracował od rana do wieczora z ogromnym poświęceniem. I nagle...

Do zakładu przyszedł ekonom i dokonał rozliczenia. - Mistrzu - zapytał - dlaczego oddajesz ludziom swoje bułki i chleb za darmo? Piekarz odpowiedział: - Rada Królewska, mając na uwadze dobro mieszkańców królestwa, uchwaliła, iż każdy obywatel, bez względu na jego sytuację materialną, ma równy dostęp do pieczywa. Zgodnie z literą prawa rozdaję swoje bułki nie za darmo, tylko za kolorowe kupony. Takie ładne, żółte. Urzędnicy królewscy - także zgodnie z obowiązującym prawem - zapłacą za te kupony na podstawie umowy kontraktowej. Czyli: władza bierze na siebie odpowiedzialność za zapewnienie ludowi chleba. Nazywa to Powszechnym Ubezpieczeniem Bułeczkowym. W każdej potrzebie "bułeczkowej" obywatele mogą udać się do piekarza i ten musi dać im świeże, pachnące pieczywo nieodpłatnie. Potem piekarz rozlicza się z królewskim urzędem zwanym Funduszem Bułeczkowym.
Dociekliwy ekonom zapytał: - Skąd władza bierze pieniądze na pieczywo dla ludu? Świadomy piekarz wyjaśnił, że król, zgodnie z Najwyższym Dekretem, zabiera część naszego zarobku, nazywając te pieniądze "składką bułeczkową". - Wszyscy zgodnie wpłacamy na bułeczki, a urzędnicy królewscy te pieniądze tylko zbierają i sprawiedliwie dzielą.

Ekonom nie potrafił ukryć zdziwienia. - Popatrz, mistrzu - mówił - masz ogromny talent, wielkie umiejętności i pracujesz z najwyższym poświęceniem. A ja się pytam: dlaczego bułek dla wszystkich nie starcza? Dlaczego za swoje wypieki od władzy z każdym rokiem dostajesz mniej pieniędzy, chociaż twoja efektywność i poziom zawodowy sięgnęły zenitu?
Piekarz zapłakał: - Co mam zrobić, panie? Prawo naszego państwa nie dopuszcza istnienia innego Funduszu Bułeczkowego niż urząd królewski. A królewscy ani myślą zapłacić za moje pieczywo więcej. Mało tego, straszą mnie, że jak nie przyjmę proponowanej jałmużny (oni nazywają to negocjacjami) to w ogóle nie podpiszą ze mną kontraktu na następny rok. W dodatku w Funduszu Bułeczkowym chodzą słuchy, że po pierwsze skarbiec królestwa jest pusty i król coraz mniej pieniędzy może przeznaczyć na bułki dla obywateli, a po drugie Wielki Cechowy niewiele może zmienić w rozkazach od samego króla.

Ekonom z troską spytał: - Po co w takim razie oddajesz swoje wypieki tak niesolidnemu pośrednikowi? Przecież zadłużasz swój zakład i za jakiś czas... !? - A co mam zrobić? - zapytał piekarz ekonoma. - Królewskie Prawo o Ubezpieczeniu Bułeczkowym mówi, że system jest powszechny i obowiązkowy. Więc wszyscy, do tego przymusowo, muszą do funduszu wpłacać swoje ciężko zarobione talary. Ludzie płacą, żeby w potrzebie mieć równy dostęp... Królewscy słudzy nazywają te miliony pieniędzmi publicznymi (że niby nasze, wspólne) i za te pieniądze ludziom bułki się należą.
- Mistrzu - krzyknął rozzłoszczony ekonom - czy to ty zbierałeś te pieniądze? Czy to ty dostałeś od ludzi te miliony? Czy to ty wziąłeś na siebie zobowiązanie, że każdemu obywatelowi, niezależnie od jego sytuacji materialnej, zapewnia się...? Mistrz uderzył się w piersi, aż zadudniło. - Jużci, to nie są moje zobowiązania.
Ekonom zaczął drążyć: - Którym obywatelom chcesz zapewnić swoje pieczywo, tym, co zapłacili składkę bułeczkową, czy tym, którzy zgodnie z Dekretem Królewskim nie muszą swoich talarów na bułki oddawać? Mistrz bezradnie rozłożył ręce. - Mamy takiego króla, jakiego sobie lud wybrał. Na jakiego zresztą lud zasługuje. Jest taki dobry. Pragnie tylko szczęścia obywateli. Także szczęścia bułeczkowego. Prawo królewskie nakazuje urzędnikom zabrać nam prawie co dziesiątego talara od wynagrodzenia, żeby można było sfinansować to bułeczkowe eldorado. A że nie wszyscy pracują? Albo ich pensje są płacone z tej samej szkatuły, do której chwilę wcześniej ktoś wrzucił talary bułeczkowe? Przecież twoi koledzy, ekonomowie, nie protestują, to cóż ja, biedny piekarz, mogę?

- No dobrze, jako cech ekonomów nie jesteśmy bez grzechu, milcząc w tej kwestii, ale przecież takie dziurawe prawo uderza głównie w was, piekarzy. Są was w królestwie tysiące. Dlaczego nie walczycie o lepsze i bardziej sprawiedliwe prawo?
- Panie, wmawiano nam przez całe wieki, że my, piekarze, mamy się martwić tylko o sztukę wypiekania chleba. I bułek. W tym jesteśmy najlepsi. A lud przyzwyczajony jest do równego dostępu... w każdej potrzebie... Członkowie naszego cechu regularnie są wybierani do Rady Królewskiej. Mamy swoich przedstawicieli wśród sygnatariuszy Królewskich Dekretów. Niestety, brakuje nam prawdziwej solidarności zawodowej, jedności cechowej.

- Zważ, panie - z przekonaniem ciągnął myśl piekarz - kto musi się złożyć na Fundusz Bułeczkowy? Lud. Kto cierpi jak zabraknie bułek dla ubezpieczonych? Lud. Kto musi płacić do szkatuły Funduszu za tych, co nie płacą? A prawo do bułek jest takie samo dla wszystkich!! A z czyich talarów utrzymuje się cała gromada królewskich urzędników? Proszę, z każdym rokiem jest ich coraz więcej. A jeżeli wskutek stałego zaniżania przez królewskich należności za rozdane bułeczki piekarz umrze z głodu, zbankrutuje, wyjedzie do innego królestwa albo po prostu zmieni profesję, to kto na tym najwięcej ucierpi? Za to wszystko król będzie winić nas, piekarzy!

Pionowa zmarszczka na czole świadczyła o głębokim namyśle ekonoma. Stało się tak, jakby nagle zamienili się rolami. Ekonom zdjął czapeczkę dociekliwego inspektora. Zrozumiał dolę biednego piekarza. Ba, poczuł do mistrza sympatię. Pokręcił z dezaprobatą głową. - Mistrzu, w imię czego bierzesz na siebie nie swoje winy? Władza królewska zbiera wcale niemałe pieniądze na twoje usługi. Nikt tak naprawdę nie wie, co się z tym bogactwem dzieje. Zgoda. Tobie za ciężką pracę płaci się grosze. Przy tak marnej zapłacie trudno się utrzymać. Bez należytego wynagrodzenia zadłużasz swój zakład. Aż stracisz firmę. Musisz przecież zapłacić pracownikom, spłacić dostawców. Zarobić na utrzymanie rodziny. Dodatkowo wymagania królewskich z roku na rok rosną. Głoszono, że ludowi "w temacie" pieczywa wszystko się należy. Królewscy was, piekarzy, ubezwłasnowolnili!
Biedny piekarz ukrył twarz w dłoniach. - Jak się wyrwać spod monopolu władzy na zapewnienie równego dostępu do...? - Trudna sprawa, orzekł ekonom. Władza musi realizować dekrety króla i zapewnić ludowi nieodpłatny dostęp... a nie ma nic za darmo. Lud musi dzielić się ciężko zarobionymi talarami na sfinansowanie tego bułeczkowego dobrobytu. Tylko że królewscy zupełnie nad sakiewką nie panują. Pustoszy ją każdy, kto tylko ma dostęp do pieczęci i komnat dworskich. A wysocy urzędnicy królewscy... Kto dobrowolnie zechce zrezygnować z władzy nad taką kiesą?
- A gdyby obywatelom ogłosić całą prawdę o systemie Ubezpieczeń Bułeczkowych? Uzmysłowić ludowi całe oszustwo. Wyjaśnić, jak funkcjonuje system. Pokazać, kto zawłaszcza środki zebrane na zapewnienie dostępu do pieczywa w razie potrzeby... - rozpalał się piekarz.

- Stop! - powstrzymał piekarza ekonom. Według ciebie ludzie nie wiedzą, co się dzieje w systemie Ubezpieczeń Bułeczkowych? Może po prostu ich to nie obchodzi? Prawo udostępnia im twoje pieczywo, kiedy tylko są w potrzebie, i do tego nieodpłatnie. Twój los jest im obojętny. Chyba że są w potrzebie bułeczkowej, a akurat publicznych bułek zabrakło. Idą wtedy do ciebie i płacą za dodatkowe bułki swoją krwawicą (wcześniej już przecież zapłacili na bułki do systemu, który okazuje się niewydolny).
Piekarz zamknął z rezygnacją oczy. Kwadratura koła? - Niezupełnie - pierwszy raz uśmiechnął się ekonom. Mówiąc o edukacji bułeczkowej ludu, trafiłeś w sedno. To właściwa droga. Chociaż długa i wyboista. Przecież władza nie bierze się znikąd. Sami ją sobie wybieramy. Więc wychowanie przede wszystkim. Wychowanie ludu, potencjalnych wyborców, fundamentu politycznego władzy. Edukacja bułeczkowa polityków!! Im większe będzie grono królewskich, którzy są świadomi błędów prawnych i oszustw w Powszechnym Ubezpieczeniu Bułeczkowym, tym większa szansa na pojawienie się woli politycznej przemian.

Zakończenia bajka ma dwa:
1. Tu rozległ się huk i zapachniało siarką. - Ktoś mnie wzywał? - Rogaty diabeł już trzymał kopytami cyrograf. - Za dwie wasze duszyczki - mówcie, co mam uczynić? - Spraw, żeby system ubezpieczeń bułeczkowych był normalny - rozkazał ekonom. - Składka musi być zbierana czytelnie. Zapłata dla piekarza za bułeczki nie może być jałmużną. Zlikwiduj biurokrację i marnotrawstwo. I daj więcej instrumentów wykonawczych korporacji zawodowej piekarzy! Kontraktowanie nie może przebiegać pod dyktando urzędników królewskich!
Diabeł zamarł. Skurczył się, zbladł i... czmychnął.
2. Nasz piekarz posłuchał ekonoma. Wyjaśnił obywatelom swoją sytuację i ogłosił program obywatelskiej edukacji. Wychowania bułeczkowego i nieposłuszeństwa wobec królewskiego systemu. Zaczął ochoczo służyć bezpośrednio ludowi. A świadomi swoich praw ludzie sami zaczęli tworzyć własne, prywatne Fundusze Bułeczkowe. Skończyło się marnotrawstwo. Wielu królewskich urzędników przestało okradać publiczną kiesę. Bułek przestało brakować, zapanował spokój i ład. Wszyscy żyli długo, dostatnio i szczęśliwie...

Poniosło mnie. Przecież to tylko bajka... Szczęścia i bułeczek w nowym, 2004 roku!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska