Ballada o dróżniku Nebelu

Krzysztof Strauchamnn
Czesi napisali komiks i nakręcili film. O naszym wspólnym pograniczu.
Czesi napisali komiks i nakręcili film. O naszym wspólnym pograniczu.
Każdy inaczej rozlicza się z historią. My spieramy się o rezolucje na zebraniach sejmiku. Czesi napisali komiks i nakręcili film. O naszym wspólnym pograniczu.

Nazywam się Alois Nebel i mieszkam w Jesenikach. W górskim kraju na krańcu świata, gdzie zima nigdy nie kończy się całkowicie, a dobranoc mówi nawet nie diabeł, ale wilkołaki. W kraju, który najpiękniejszy jest jesienią, we mgle.

Historia Aloisa zaczyna się 1 listopada 1988 roku w wiosce Biały Potok, gdzieś na polsko-czeskiej granicy w Jesenikach. Nebel pracuje tu jako dróżnik na małej, pustej stacyjce kolejowej. Biały Potok faktycznie nie istnieje, podobno pierwowzorem stacyjki była Lipova-Lazne na górskiej trasie kolejowej z Głuchołaz przez Jesenik do Szumperka.

Samotnik po czterdziestce, poczciwina i odludek, wiedzie tu spokojne, nudne życie kolejarza na prowincji. Jak każdy typowy Czech pije miejscowe piwo - Šerak, które do dziś można kupić w sklepach na pograniczu. Jego pasją jest kolekcjonowanie i czytanie starych rozkładów jazdy.

1 listopada 1988 roku z górskich lasów na małą stacyjkę w dolinie schodzi mgła. A razem z mgłą - widma z przeszłości. Torami przez Biały Potok przejeżdżają pociągi, których nie ma w rozkładzie, parowozy sprzed dziesiątków lat, starodawne lokomotywy. W koszmarach kolejarza pojawiają się dawni ludzie, mieszkańcy jego wioski, wśród nich Dorothe, Niemka z Białego Potoku, wypędzona stąd po wojnie razem z innymi Niemcami sudeckimi.

Tak naprawdę Alois Nebel przyszedł na świat w gospodzie na praskim Żiżkowie. W 2002 roku przy piwie wymyślili go pisarz Jaroslav Rudiš i rysownik Jaromir Švejdik z artystycznym pseudonimem Jaromir 99. Jaromir pochodzi z Jesenika, oprócz rysowania komiksów, pisania tekstów piosenek i projektów dla filmu jest muzykiem w jesenickiej kapeli Priessnitz (Prysznic, to od twórcy uzdrowiska w Jeseniku Vincenta Priessnitza, wynalazcy prysznica). To on dobrze zna jesenickie pogranicze i jego klimaty. To jego kapela śpiewa w piosence o tajemniczej mgle spadającej na doliny. Rudiš pochodzi z Turnova koło Liberca, dla nas to po drugiej stronie Karkonoszy. Postać Aliosa Nebela wzorowana była po trosze na dziadku i wuju pisarza, którzy też byli kolejarzami na pograniczu.

- Po niemiecku słowo nebel oznacza mgłę - mówił w wywiadzie dla gazety "MF Dnes" Jaroslav Rudiš. - Jednocześnie to anagram, który wspak oznacza leben, także po niemiecku - życie. Cała ta historia jest o życiu, które często ukrywa się we mgle. Mgła spowijająca przygraniczne góry osłania czesko-niemiecką przeszłość tych ziem.

Koniec pociągów pod polskim nadzorem

Koszmary i widma wychodzące z mgły doprowadzają kolejarza Aloisa Nebela do szaleństwa. Trafia do szpitala psychiatrycznego w Białej Wodzie. To najdalej na północ wysunięty czeski "psychiatryk". Kiedy miejscowe górskie drogi zawieje śnieg, personel dowozi chleb dla pacjentów przez polski Paczków.
W przygranicznej miejscowości polskich wątków jest jeszcze więcej.

Niedaleko są koszary Armii Czerwonej, która już czuje rozprzężenie z okresu schyłkowego socjalizmu. Miejscowy lump i kombinator, zwrotniczy Wachek świetnie dogaduje się z komendantami ruskich koszar i dowódcami wojskowych transportów.

Handluje z nimi wódką, którą potem przemyca do Polski. Z naszego kraju sprowadza kasety video z miłosnymi filmami, kręconymi amatorsko przez Polaków. Jak tłumaczył pisarz w jednym z wywiadów, to żadna tam ostra pornografia, ot, romantyczne historie miłosne dla samotnych, starszych panów, które pozwalają im przezwyciężyć samotność.

Grają w nich zwykli polscy instalatorzy i gospodynie domowe. Kiepskie, nieostre kopie VHS zwrotniczy sprzedaje wśród miejscowych i robi na tym niezłe interesy. Reklamuje je: "Z tą kasetą nigdy nie będziesz się czuł samotnie". Pisarz Jaroslav Rudiš przyznał w wywiadzie, że ludzie do dziś go pytają, gdzie można zdobyć kasetę z tym filmem.

Z zagranicy przychodzi także Niemowa. Właściwie nie wiadomo, kim jest, bo nawet poddawany elektrowstrząsom nie wydaje z siebie ani słowa. Niemowa jest uciekinierem. Z siekierą w dłoni wychodzi na kolejowe tory z mgły jak prawdziwe, realne widmo.

Wspólne polsko-czeskie są także tory na tranzytowej linii Głuchołazy - Jesenik - Szumperk, główny element scenerii w życiu Aloisa Nebela. Tory, które niedługo mogą zupełnie opustoszeć. Czeskie Ministerstwo Transportu w kolejnych informacjach prasowych potwierdza, że wycofa się z utrzymywania na tej linii pospiesznego pociągu do Ostrawy.

Zostaną tylko pociągi lokalne, dofinansowywane przez dwa sąsiednie województwa. Ich rzecznicy też zapowiadają, że nie będzie ich stać na samodzielne płacenie wysokich opłat tranzytowych dla Polaków. Tym bardziej że w zamian za pieniądze Polacy nie remontują należycie 17-kilometrowego odcinka po swojej stronie granicy. Pociągi muszą tam jechać z szybkością 40 kilometrów na godzinę, co dziś zupełnie odstrasza podróżnych. Tak więc w grudniu kolejna kolejowa nitka zacznie zarastać krzakami. - Alois Nebel byłby niepocieszony - skomentowała tę informację gazeta "Denik".

Nasz bohater Alois Nebel, żeby się ratować przed koszmarami, postanawia zmienić swoje życie, uciec z Białego Potoku. Jedzie do Pragi szukać pracy, ale właściwie nie opuszcza praskiego Dworca Głównego. Tu spotyka wreszcie miłość swojego życia, Kvetę. Jest toaletarką, po naszemu babcią klozetową na dworcu.

Praga nie daje szczęścia kolejarzowi. Wraca w Jeseniki do swojej stacji, żeby rozwiązać do końca tajemnice, w które się wplątał. W czasie wielkiej powodzi, w strugach deszczu zalewającego tory przychodzi mu szukać złotego skarbu, ukrytego w czasie wojny w Zlatych Horach. Niemowa okazuje się mścicielem, który przyjechał wymierzyć sprawiedliwość za śmierć swojej matki. Była Czeszką, zakochaną w Niemcu sudeckim i gotową w 1947 roku wyjechać razem z ukochanym do Niemiec.

Jeden z jej znajomych, Czech zazdrosny o nią do szaleństwa, zgwałcił dziewczynę, a potem ją zabił. Zabójca całe życie mieszkał spokojnie w Białym Potoku, obok kolejarza Aloisa Nebela.

Fascynujące Sudety

Jaroslav Rudiš i Jaromir 99 w latach 2002-2005 stworzyli i wydali trzy komiksy dla dorosłych z Aloisem Nebelem w roli głównej: Biały Potok, Dworzec Główny i Zlate Hory. W Czechach szybko stały się wydawniczym przebojem, przetłumaczono je i opublikowano w Niemczech i na Słowacji. Także w Polsce, choć do opolskiego Empiku nie trafiła ani jedna książka.

W ubiegłym roku młody reżyser Tomasz Lunak nakręcił film "Alois Nebel" na podstawie komiksu. Po raz pierwszy w dziejach czeskiej kinematografii wykorzystał technikę rotoskopii, za pomocą której Amerykanie nakręcili film "Sin City". Kamera filmuje prawdziwych aktorów, a potem obraz jest przerabiany na animację niczym z kreskówki.

- To nie jest film łatwy w odbiorze, ale szczególnie tu, na pograniczu stał się tematem burzliwych dyskusji - komentuje Polak mieszkający koło Jesenika. - Porusza tematy drażliwe do dziś, wzajemnych stosunków pomiędzy Czechami a Niemcami z czasów tzw. wypędzenia Niemców sudeckich. Pokazuje krzywdę Niemców. Nebel jako dziecko był świadkiem tych wydarzeń.

"Dla Czechów Sudety to coś w rodzaju naszych Bieszczadów, jeśli chodzi o surowość, piękno przyrody i historyczną tragedię, jaka się tam rozegrała - napisał w komentarzu do filmu jeden z internautów. - Niesamowity film".

Krytycy podkreślają nawiązania filmu do wielkich dzieł czeskiej kinematografii. Klimat, stylistyka żywcem wzięte są z "Pociągów pod specjalnym nadzorem" Jiřego Menzla, nagrodzonych Oscarem w 1968 roku. Świetną główną piosenkę do filmu wykonuje piosenkarz Vaclav Neckař, który w "Pociągach pod specjalnym nadzorem" grał głównego bohatera Miłosza. Sceny w szpitalu psychiatrycznym przypominają inne dzieło wybitnego czeskiego reżysera Miloša Formana "Lot nad kukułczym gniazdem". Całą muzykę do filmu, doskonale pasującą do mrocznego, deszczowego klimatu gór, skomponował Petr Kružik z zespołu Priessnitz.

W Jeseniku we wrześniu ubiegłego roku zorganizowany został premierowy pokaz filmu. Tak zdecydowało w głosowaniu 25 tysięcy internautów. Miejscowe kino "Pogoda" musiało dwa razy organizować premierę, chętni nie pomieścili się za jednym razem. A w Polsce film z Jeseników był pokazywany dotychczas tylko na festiwalu filmowym w Warszawie.

"Alois Nebel" był czeskim kandydatem do Oscara. Czeska Akademia Filmowa i Telewizyjna wybrała go spośród 38 filmów czeskich, które miały swoją premierę w latach 2010 i 2011. Amerykanom nie przypadł do gustu. Zresztą w Czechach też pojawiają się krytyczne recenzje, że jest zbyt… poetycki.

Zbyt polskie zakończenie

Pogranicze fascynuje też innych czeskich filmowców. W czerwcu ubiegłego roku studencka ekipa filmowa słynnej praskiej szkoły reżyserów FAMU zapukała do drzwi Ryszarda Brzezińskiego w Pielgrzymowie koło Głubczyc, na samej granicy z Czechami.

Reżyser Tomasz Klein prosił o pomoc w realizacji zdjęć do swojej debiutanckiej etiudy filmowej "Świętokradztwo". Akcja filmu częściowo rozgrywa się po polskiej stronie. Brzeziński, który od lat remontuje w Pielgrzymowie XVIII-wieczny pałac, jest znany wśród czeskich lokalnych władz i ktoś polecił go filmowcom. Od tego czasu wielokrotnie gościł praskich studentów w swoim pałacu, objechał z nimi miejscowe instytucje, otwierał drzwi do urzędów i plebanii, namawiał do współpracy zwykłych ludzi. Na koniec sam zgodził się zagrać główną polską rolę "czarnego charakteru".

Fabuła jest prosta. Młody, bezrobotny i znudzony Czech dostaje zlecenie od tajemniczego Polaka. Ma samochodem przewieźć przez granicę z Kędzierzyna-Koźla do Osoblahy zawiniątko, które okazuje się drewnianym krucyfiksem, ukradzionym z jakiegoś kościoła. Czech zaczyna mieć wątpliwości, zwłaszcza po tym, jak w czasie podróży obserwuje procesję Bożego Ciała. Patrzy na idącego księdza z monstrancją, na ludzi z kościelnymi sztandarami.

- Te sceny kręciliśmy w Boże Ciało najpierw w czasie procesji o 8 rano w Suchej Psinie, a potem o 11 w Równem. Niektórzy znajomi specjalnie przyjechali na procesje, żeby wystąpić w filmie - opowiada Zbigniew Brzeziński. - Film ostatecznie kończy się nie rozstrzygnięty. Ja namawiałem reżysera, żeby w finale znalazła się scena, w której młody Czech wiesza krzyż u siebie w domu. Czesi odpowiedzieli mi, że to by było zbyt polskie.

Premiera debiutanckiego filmu odbyła się w Krnowie dwa tygodnie temu. "Świętokradztwo" nie trafi do kin. Będzie pokazywane tylko na festiwalach i projekcjach studyjnych.
- Chciałbym, żeby film wyświetlono w Głubczycach, ale na razie nikogo nie przekonałem do tego pomysłu - przyznaje Brzeziński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska