Bandyci spod Krośnicy siali postrach na ziemi strzeleckiej

Ze zbiorów P. Smykały
Większość mieszkańców Krośnicy prowadziła uczciwe i spokojne życie. Przez wiele lat nie wiedzieli, kto napadał na ludzi w okolicznych lasach.
Większość mieszkańców Krośnicy prowadziła uczciwe i spokojne życie. Przez wiele lat nie wiedzieli, kto napadał na ludzi w okolicznych lasach. Ze zbiorów P. Smykały
W okolicznych lasach ukrywali się przestępcy, którzy napadali na przyjezdnych handlarzy i miejscowych. Byli dobrze zorganizowani i brutalni.

W cichej i spokojnej Krośnicy starsi ludzie do dziś wspominają historię trzech braci, którzy mieszkali we wsi pod lasem.

O okrucieństwach dwójki z nich ludzie dowiedzieli się w 1921 r., gdy stanęli oni przed sądem w Strzelcach.

Bracia działali według prostego schematu. Wykorzystywali to, że do wsi przyjeżdżali od czasu do czasu różni handlarze, żeby sprzedawać swój towar. Wielu z nich po skończonej pracy wędrowało z Krośnicy do Krzyżowej Doliny.

Bracia czyhali na nich w okolicznych lasach, gdzie napadali na kupców i ich okradali. Dla zdobycia kosztowności lub pieniędzy byli gotowi nawet zabić. Dla dwójki z nich to był pomysł na życie. Trzeci, najmłodszy brat, jak się później okazało, nic nie wiedział o ich zbrodniczej działalności.

Bandyci wpadli dopiero w 1921 r. po tym jak zabili siekierą rzeźnika z Krośnicy o nazwisku Kucza.

Tak wyglądało życie w Krośnicy na początku XXwieku. Co ciekawe, ostatnie grupy przestępcze działały w okolicy aż do 1946 r.
Tak wyglądało życie w Krośnicy na początku XXwieku. Co ciekawe, ostatnie grupy przestępcze
działały w okolicy aż do 1946 r. Ze zbiorów P. Smykały

Bracia z Krośnicy osądzeni zostali w strzeleckim ratuszu, gdzie w owych czasach mieścił się sąd.
(fot. Ze zbiorów P. Smykały)

W ostatnim dniu swego życia poszedł on do braci mieszkających pod lasem, bo ci powiedzieli mu, że mają do oprawienia sarnę. Rzeźnik chciał szybko skończyć pracę i zaczął dopytywać się, gdzie jest to zwierze. Gdy bracia powiedzieli, że pod stołem, a on się nachylił dostał kilka ciosów siekierą w plecy i głowę. Kucza próbował uciec, ale ciosy okazały się śmiertelne. Motywem zbrodni były pieniądze, które rzeźnik miał przy sobie.

Zwłoki początkowo bracia ukryli w stajni pod obornikiem. Potem wywieźli ciało na wozie z zaprzęgniętym białym koniem do lasu między Krasiejowem i Krzyżową Doliną. Brat zabitego Thomas Kucza szukał go od początku "zaginięcia". Dopiero pół roku później rozkładające się zwłoki mężczyzny zostały odnalezione. Wtedy mieszkańcy Krośnicy przypomnieli sobie, że ktoś widział jak wóz z białym koniem pędził w nocy przez las. Szybko zaczęli podejrzewać braci o zbrodnię, bo w okolicy białego konia mieli tylko oni. Zeznania świadków doprowadziły śledczych do domu przy lesie w Krośnicy.

Trzej bracia zostali aresztowani. Wszyscy w kajdanach pod eskortą policji szli przez wieś, a potem przewieziono ich do więzienia w Strzelcach.

Sąd nad braćmi odbył się w miejscowym ratuszu. Mieszkańcy Krośnicy wspominają, że podczas rozprawy doszło do incydentu z siekierą, która na sali sądowej była dowodem zbrodni. Jednemu z braci udało się chwycić siekierę i zaczął grozić, że pozabija ludzi. Ale szybko został obezwładniony. Sąd skazał jednego z braci na ciężkie więzienie (tego, który wymachiwał siekierą w sądzie), drugiego na dożywocie (z przekazów ustnych wiadomo, że zmarł prawdopodobnie po trzech latach pobytu za kratami), a trzeciego, najmłodszego sąd uniewinnił i mógł on wrócić do Krośnicy. Przez całe życie na jego sumieniu ciążyła zbrodnicza działalność braci. Z opowiadań wiemy, że był człowiekiem spokojnym i uczciwym.

Tak wyglądało życie w Krośnicy na początku XXwieku. Co ciekawe, ostatnie grupy przestępcze
działały w okolicy aż do 1946 r.
(fot. Ze zbiorów P. Smykały)

Ale nie są to jedyni przestępcy, którzy ukrywali się w miejscowych lasach. Bandyci i kłusownicy, byli tak powszechni, że dorobili się wśród nawet własnego określenia - nazywano ich po śląsku "robsikami". Wielu z nich nie zostało jednak schwytanych.

Na kontakt z przestępcami najbardziej narażeni byli leśnicy i gajowi, którzy pracowali w lasach. Wiadomo, że w 1900 roku pod Rozmierką jeden z kłusowników zastrzelił leśniczego, który prawdopodobnie widział, jak ten nielegalnie poluje na zwierzynę.

W 1920 roku w lesie pod Otmicami zginął gajowy Anton Skworz. Sprawca chcąc uniknąć kary także wypalił z broni w jego kierunku. Skworz został znaleziony martwy dopiero wiele godzin po tym, jak doszło do zbrodni.

Co ciekawe bandy grasowały w okolicznych lasach jeszcze po II wojnie światowej w latach 1945-1946. Ich działalność miała jednak wtedy wyraźne tło polityczno-narodowościowe. Po wojnie członkowie proniemieckich organizacji chcieli walczyć o te ziemie w nieregularnych oddziałach.

Jedną z takich grup, była banda Manka, nazwana od nazwiska jej dowódcy. Jej członkowie ukrywali się w okolicznych
lasach przemierzając tereny w kierunku: Ozimka, Krzyżowej Doliny, Dańca, Dębskiej Kuźni. W szeregach bandy Manka były m.in. osoby o nazwiskach: Suslik i Mientus z Dańca, Metzner, Sordon i Mateja z Dębskiej Kuźni oraz wielu innych. Liczyli, że niedługo granice się zmienią i znów będą w Niemczech. Ale stało się inaczej. Czas uciekał a grupie brakowało jedzenia. Żeby wyżyć napadali na domy zabierając jedzenie i przedmioty, które się mogły przydać. W lasach mieli zbudowane bunkry, w których mieszkali i mieli zgromadzoną broń.

Banda działała brutalnie.

Najcięższą zbrodnią, której dopuścili się jej członkowie było zabójstwo jakiego dokonali na posesji w rodzinie Mojów - z ich rąk zginęła matka i córka, po tym jak jedna z nich rozpoznała ich twarze. Okoliczni mieszkańcy mieli dość bandyckiej działalności. Władza zapewniała, że wyłapie bandytów i skaże ich na wysokie wyroki. Ale ponieważ w kraju działało wiele innych zorganizowanych grup, władza zdecydowała się ogłosić amnestię. Dzięki niej Mankowi i jego członkom początkowo udało się uniknąć kary. Dowódca uciekł do RFN, z którego po pewnym czasie musiał znów uciekać z powodu poszukiwania przez policję za swoją wcześniejszą działalność. Przeniósł się więc do NRD. Tam również został aresztowany i skazany przez sąd na karę śmierci.

Na temat działalności oddziału do dziś nie zachowały się jednak żadne dokumenty. Zbrodnicze historie wciąż są jednak w pamięci starszych mieszkańców.

Wiadomo, że w pobliskich lasach po II wojnie światowej działał jeszcze jeden przestępca o nazwisku Mateja. Nosił przydomek "Kurfyszt" i był typem samotnika, który wolał napadać w pojedynkę aniżeli w grupie.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska