Barbara Niewiedział: Trzymałam łzy, by nie poleciały

london2012.com
Barbara Niewiedział - złota i Arleta Meloch - srebrna medalistka w biegu na 1500 metrów na Paraolimpiadzie w Londynie.
Barbara Niewiedział - złota i Arleta Meloch - srebrna medalistka w biegu na 1500 metrów na Paraolimpiadzie w Londynie. london2012.com
Paraolimpiada w Londynie. Rozmowa z Barbarą Niewiedział, złotą medalistką w biegu na 1500 metrów, zawodniczką LUKS MGOKSiR Korfantów.

- Jeśli spytam o najpiękniejszy dzień w życiu, to pani powie, że…
- Środa, 5 września 2012 roku, kiedy zdobyłam swój drugi złoty paraolimpijski medal.

- Mówi pani to z wielkim przekonaniem, a co z tym pierwszym złotem sprzed dwunasty lat w Sydney, ma inną wagę?

- Ten z Londynu ma zdecydowanie większą wartość sentymentalną, by go zdobyć musiałam więcej poświęcić. A fizycznie też jest cięższy. Waży około 30-40 gram, jak na medal jest bardzo ciężki. To są takie same krążki, jakie zdobywali kilka tygodni wcześniej w Londynie olimpijczycy, tylko my mamy inne logo. Jest więc ciężki, masywny i ogromny, bo ten z Sydney był nieco mniejszy. Ten z Londynu jest też ładniejszy.

- Mistrzowska forma na paraolimpiadzie kosztuje dużo wyrzeczeń?

- Na co dzień, w zwykłym cyklu, trenuję normalnie na miejscu w klubie. I wówczas nie ma co narzekać, bo to normalny sportowy rytm. Jednak przez ostatnie sześć tygodni przed startem w domu byłam tylko kilka dni. Reszta to obozy, gdzie odbywało się końcowe szlifowanie formy. To był bardzo trudny okres, bo mocno trenowaliśmy i bardzo tęskniłam za domem.

- Gdzie czekały na mamę dwie córeczki...

- Rozłąka dla mnie i dla nich była najbardziej dotkliwa. W domu została 10-letnia Wiktoria i 4-letnia Martynka, które bardzo za mną tęskniły, a ja za nimi. Poza zmęczeniem fizycznym, to spowodowane tęsknotą było chyba znacznie większe. Stąd tych wyrzeczeń nie brakowało.

- Była pani faworytką finałowego biegu na 1500 metrów. Trudno się startowało w takiej roli?

- Jadąc do Londynu moim celem było powtórzenie osiągnięcia z Sydney, gdzie też zostałam mistrzynią olimpijską. Byłam bardzo dobrze przygotowana przez mojego trenera Mariusza Żabińskiego, któremu jestem bardzo wdzięczna za to, że poświęcił swój czas na treningi, które razem wykonywaliśmy. Bieg był bardzo spokojny, a ja byłam przygotowana na mocniejsze tempo. Jednak trener przestrzegał: “Basia, pamiętaj na takich zawodach liczy się tylko medal, nie czas. Biegnij po medal, a nie rekord życiowy". W biegu każdy się czaił, nikt nie chciał przyspieszyć. Wiadomym było, że wszystko się rozstrzygnie na ostatnich metrach.
- Taka taktyka pani odpowiadała.
- Tak, bo takie założenia z trenerem mieliśmy. Nie miałam wychodzić na prowadzenie wcześniej niż na 200 metrów przed metą. I zgodnie w tym planem na ostatnich dwustu metrach poszłam na maksa, żeby zdobyć ten ciężki, piękny paraolimpijski medal.

- Na stadionie olimpijskim w Londynie zawodników wspiera 80 tysięcy kibiców. To deprymuje, czy dodaje skrzydeł?

- Raczej dodaje skrzydeł, choć przez startem trochę się denerwowałam. Kiedy przychodziłam na stadion i usłyszałam głośne kibicowanie, oklaskiwanie zawodników, to przeszły mnie ciarki i zaczęłam być nerwowa. Ale pomyślałam, że w końcu my tu jesteśmy dla nich, a oni dla nas i wspólnie tworzymy widowisko. Dlatego podczas biegu tumult mi pomógł. To niesamowite uczucie, kiedy osiemdziesiąt tysięcy kibiców wspiera cię, dopinguje w biegu. Flesze aparatów, kamery. To przeżycie, którego jeszcze nigdy nie doznałam. W Sydney też byli kibice, ale nie aż tak wielu jak w Londynie.

- Na podium były łzy?

- Trzymałam je żeby nie poleciały, choć nie wiem dlaczego. Miałam ochotę się rozpłakać, ale jakoś się powstrzymałam. Ale dreszcze emocji przechodziły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska