Tylko jeden komitet - Stowarzyszenie Pokój - zarejestrowało listę radnych uprawniającą do wystawienia kandydata na wójta. W praktyce oznacza to, że stanowisko wójta ma pani w kieszeni, bo trudno sobie wyobrazić, żeby mieszkańcy zagłosowali przeciw jedynej kandydatce.
To prawda, ale ponieważ w pięciu okręgach kandydaci naszego stowarzyszenia nie mają rywali, więc gminna komisja przedłużyła czas na zgłaszanie kandydatów do poniedziałku. Nie sądzę jednak, żeby coś już się zmieniło.
To wygodna sytuacja, ale z drugiej strony brak solidnej opozycji w radzie oznacza, że nie ma kto wytykać błędów.
Już w tej kadencji było podobnie, bo ze Stowarzyszenia Pokój mieliśmy 12 radnych. Ale tak naprawdę w tak małych gminach nie ma czegoś takiego jak opozycja. Są ludzie, którzy potrafią zostawić politykę na boku i spierać się o konkretne sprawy. Spotykamy się na roboczo kilka dni przed sesją i nie raz mocno się kłócimy. To jest burza mózgów, po której czasem radni ustępują, a czasem ja, ale na koniec zwykle wypracowujemy wspólne stanowisko. Wśród radnych jest też np. Marcin Bartoń z PO, o którym można byłoby powiedzieć, że jest taką opozycją. Ale rozmowa z nim to wymiana argumentów: przychodzi do mnie jako budowlaniec, podpowiada, co można byłoby zmienić, której inwestycji trzeba się mocniej przyglądnąć i korzystam z tych rad.
O 15 mandatów w całej gminie ubiega się zaledwie 25 osób. Nie świadczy to o małej aktywności mieszkańców?
Nie, to wynika po prostu z zaufania do ludzi, którzy reprezentują poszczególne miejscowości. Niektórzy z nich są w radzie drugą czy trzecią kadencję, sprawdzają się w tej roli i mieszkańcy nie widzą powodu, by ich zmieniać. A bywa tak, że działające we wsi OSP, koło gospodyń, rada parafialna czy Caritas wspólnie uzgadniają kandydata . Poza tym to funkcja niemal całkowicie społeczna - dieta radnych wynosi zaledwie sto kilkadziesiąt złotych.
Jeśli pozostanie Pani jedyną kandydatką, kampania wyborcza nie będzie potrzebna...
Ale nie zamierzam odpuszczać i na pewno wezmę udział w wiejskich zebraniach. Robię tak co roku, bo szanuję ludzi i staram się pytać ich o najważniejsze sprawy. Tak było, gdy decydowaliśmy o śmieciach czy szkołach, a teraz na pewno zapytam mieszkańców Pokoju o pomysł ustanowienia w miejscowości pomnika historii.
To będzie trzecia kadencja, wyznacza sobie Pani jakąś perspektywę, w której chce załatwić najważniejsze sprawy i odejść?
Chciałabym odejść na emeryturę w momencie, kiedy sprawa uzdrowiska w Pokoju byłaby już ostatecznie załatwiona, bo ten projekt dałby ludziom pracę. Niewykluczone więc, że byłaby to moja ostatnia kadencja. Szczególnie, że podejmowanie decyzji zawsze kosztuje dużo zdrowia, jest stresujące i powoduje nieprzespane noce. Tak jest szczególnie wtedy, kiedy muszę decydować w sprawach kadrowych. Ale i wówczas, gdy podejmuję decyzję o inwestycjach. Cztery lata temu w połowie sierpnia dostaliśmy dotację na ulicę od ronda do kościoła ewangelickiego. Dwa dni nie spałam, bo ryzykowałam, że nie zdążymy z zakończeniem przed zimą i będziemy musieli oddawać 1,5 mln zł. Wszystko skończyło się pomyślnie, ale ta praca, w ciągłym napięciu, jest wyczerpująca.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?