Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Kaliszu zaczynałem pracę i wracam po latach

Mariusz Kurzajczyk
Nowym dyrektorem "Winiar" został Tomasz Lazarowicz
Nowym dyrektorem "Winiar" został Tomasz Lazarowicz Archiwum
Z Tomaszem Lazarowiczem, nowym dyrektorem fabryki „Winiary” w Kaliszu rozmawiamy o zasadach panujących w „Nestle”, pracy za granicą, Biegu Ptolemeusza i planach na przyszłość

Trudno się do pana dostać. Trzeba wypełnić formularze, obejrzeć 6-minutowy film z różnymi dobrymi radami i ostrzeżeniami, ubrać kamizelkę odblaskową.
Bezpieczeństwo zarówno naszych pracowników jak i gości jest dla „Nestle” najwyższym priorytetem. Zależy nam na tym, żeby osoba wchodząca na teren fabryki sama się czuła dobrze i bezpiecznie.

I jest bezpiecznie? Kiedy był ostatni wypadek?
Zdecydowanie tak. Mamy prawie 200 dni bez wypadku, ale to nie koniec, dążymy do zera wypadków. W tym celu prowadzimy różne kampanie i działania poprawiające świadomość naszych pracowników jak i kontrahentów. W fabryce również mocno inwestujemy w poprawę bezpieczeństwa. Wszystkie dotychczasowe działania prowadzone w naszej fabryce zostały docenione przez Głównego Inspektora Pracy, który uhonorował fabrykę Winiary najwyższą nagrodą za osiągnięcia w zakresie bezpieczeństwa pracy.

Jak to się stało, że został pan dyrektorem fabryki „Winiary”? Czy był pan do tego przygotowywany, czy zastąpienie Macieja Klęczka było zaskoczeniem?
W „Nestle” jest planowanie ścieżki kariery pracowników, co pół roku prowadzone są z nimi rozmowy na temat ich aspiracji i wymagań, a pracodawca wpiera ich realizację. Jeśli chodzi o mnie, zakładaliśmy, że kolejnym szczeblem mogą być „Winiary”, tyle że w grę bardziej wchodził 2016 rok. Tymczasem Maciej Klęczek wcześniej przeszedł do fabryki w Dubaju, nastąpił efekt domina i już tu pracuję, z czego się bardzo cieszę.


Podobno „Winiary” były pana pierwszym miejscem pracy? Czy pochodzi pan z Kalisza?

Kalisz jest moim miastem rodzinnym. Wprawdzie ojciec urodził się w Anglii i tam długo mieszkał, ale mama jest z Kalisza i tu mieszka większa część rodziny. Zawsze czuliśmy się kaliszanami.
„Winiary” to była moja pierwsza praca w 1996 r., a więc jak już były częścią „Nestle”. Zacząłem jako asystent szefa jakości, przy czym dużą część pracy zajmowały mi tłumaczenia, bo wówczas mało kto mówił po angielsku. Dziś w naszym biurze to norma. Potem w inżynierii przemysłowej prowadziłem różne projekty technologiczne i optymalizacyjne. Podczas realizacji jednego z nich, a dotyczącego wprowadzaniu przypraw w granulkach, współpracowaliśmy z centrum technologicznym w Szwajcarii, a potem w Niemczech. I stamtąd dostałem propozycję pracy. Spędziłem tam pięć lat.

Co pan tam robił?

„Nestle” w sposób ciągły pracuje nad udoskonalaniem swoich produktów i procesów. W tym zakresie również odegrałem swoją rolę pracując w centrum technologicznym. Miałem również projekt związany z fabryką w Rosji, gdzie w efekcie dostałem propozycję pracy. W Moskwie spędziłem fascynujące trzy lata z nowymi inwestycjami i ciągle rozwijającym się rynkiem. W 2011 roku miałem możliwość powrotu do Polski do fabryki lodów Nestle w Namysłowie „Nestle Schoeller” i z tej możliwości skorzystałem. Co ciekawe, mój poprzednik Maciej Klęczek przenosił się wtedy do „Winiar”, więc dwa razy przekazywaliśmy sobie pałeczkę.

Chciał pan wrócić do Polski?
Okres spędzony za granicą traktowałem jako przejściowy. Gdy wyjeżdżaliśmy z żoną do Niemiec, zakładaliśmy, że za 3 lata wrócimy. Miło wspominamy czas spędzony za granicą, ale oczywiście cieszymy się z tego że mogliśmy wrócić do kraju.

Czy wyjazd za granicę pomaga w pokonywaniu kolejnych szczebli kariery w „Nestle”?
Żeby zostać kierownikiem lub dyrektorem, nie trzeba wyjeżdżać za granicę, choć to oczywiście pomaga. Buduje się doświadczenie przede wszystkim w pracy z ludźmi, bo w każdym kraju jest inna kultura i mentalność. O ile Niemcy specjalnie się nie różnią, o tyle Rosja na pewno.

Na czym polegają różnice?
W Polsce są pewne rzeczy oczywiste, w Rosji nie. Na przykład pytanie – po co mamy coś zmieniać, skoro tyle lat produkowaliśmy w ten sposób i było dobrze. Poza tym w Rosji jest rozbudowana biurokracja. Załatwienie każdej, nawet drobnej sprawy trwa bardzo długo.

Czy zmiana szefa „Winiar” oznacza zmiany w fabryce, czy kontynuację?

Fabryka „Winiary” jest na bardzo wysokim poziomie, cieszy się dużym uznaniem w „Nestle”, ma pracowników najwyższej klasy. W tej sytuacji można tylko mówić o ewolucji.

W jakim kierunku?
Chcemy ugruntować naszą pozycję w Europie, dążyć do doskonałości w dziedzinie bezpieczeństwa i jakości, oraz dalszym ciągu cały czas poprawiać efektywność i uelastyczniać produkcję.

Czy planujecie nowe produkty, a może z jakichś rezygnujecie? Jak duży jest asortyment?
Nasza najważniejsza produkcja to majonezy, ale mamy też sosy, zupy, buliony, galaretki i budynie wszystko pod marką „WINIARY”, oraz kaszki „NESTLE”. W sumie to około 700 produktów, licząc różne formaty opakowaniowe.
Oczywiście ciągle rozszerzamy asortyment, w tym roku na przykład o „Zbożaki”. Jest to produkt na bazie kaszek.

Gdzie trafia produkcja „Winiar”?
90 procent na krajowy rynek, a 10 proc za granicę – do Wielkiej Brytanii, Czech Francji, a już wkrótce kaszki trafią do Hiszpanii.

Ile osób pracuje w „Winiarach”, czy ta liczba się zmienia?

Około 900, przy czym tendencja jest do zwiększania zatrudnienia.

Czy pod pana kierownictwem „Winiary” nadal i w jakim zakresie będą uczestniczyć w życiu miasta, np. Biegu Ptolemeusza?

Jak mówiłem, nie planujemy rewolucji i chcemy utrzymać dobre praktyki. Na pewno będziemy wspierać Bieg Ptolemeusza, który cieszy się coraz większą popularnością nie tylko w Kaliszu. Muszę powiedzieć, że w tym roku przebiegłem te 10 km, o ile można to nazwać biegiem z mojej strony, ale przygotowywałem się z zespołem z Namysłowa i wtedy jeszcze nie wiedziałem, że niebawem tu wrócę. W ubiegłym roku w Ptolemeuszu uczestniczyli moi pracownicy z Namysłowa i rzucili mi wyzwanie, które przyjąłem.

Długo pan odchorowywał ten bieg?
Miałem zakwasy przez jeden, czy dwa dni, a także wnioski, że trzeba się przygotować lepiej. I jednocześnie fajne uczucie, że się udało.

Poza Ptolemeuszem interesuje się pan sportem?
Przede wszystkim piłką nożną i cieszę się, że tą pasją udało mi się zarazić synów, którzy grają w różnych drużynach. Mnie się zdarza kopać piłkę razem z nimi na Orliku i od lat osobiście kibicować naszej reprezentacji, także w meczach wyjazdowych.

Nie ma pan dość tych przeprowadzek ? Czy „Winiary” to dla pana ostatni przystanek, czy też kolejny etap kariery?
Przez te lata mamy z rodziną pewną mobilność, łatwo się przystosowujemy do nowych warunków. Tym niemniej dopiero zacząłem pracę w „Winiarach” i na niej chcę się skupić tak, aby pozytywnie wykorzystać ten ogromny potencjał, który mamy w naszym zakładzie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski