Bazyli Rogowski. Skazany na zapomnienie

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Bazyli Rogowski
Bazyli Rogowski
Ostatni adiutant i przyjaciel marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego, sanacyjny wojewoda, major Wojska Polskiego, uczestnik emigracyjnej konspiracji po wojnie urządzał wystawy w sklepach GS w Nysie.

Zmarł w 29 kwietnia 1960 roku w Nysie. - Miałam wtedy 12 lat - wspomina jego córka Barbara Tarabura. - Tej nocy mama obudziła mnie o 3 nad ranem, żebym pobiegła na pogotowie i wezwała pomoc, bo tata zachorował. Przyszli, powiedzieli, że to grypa i jeszcze na nas nakrzyczeli, że niepotrzebnie ich wezwaliśmy. Godzinę później tata stracił przytomność. Miał sztywny kark, co mogło świadczyć o wylewie. Mama posłała mnie do lekarza, który mieszkał na tej samej ulicy w Nysie. Doktor przyszedł dopiero po kilku godzinach i kazał tatę zabrać do szpitala. Na ratunek było już za późno. Umarł następnego dnia. Do dziś myślę, że gdyby lekarze zrobili więcej, może tata przeżyłby ten wylew.

Znajomy marszałków

W 1955 roku, wypełniając bardzo szczegółową ankietę personalną przed przyjęciem do pracy w nyskiej Gminnej Spółdzielni, Bazyli Rogowski zawodowy życiorys zaczął od wpisu: lata 1914-1917 Legiony Polskie - sierżant. W ankiecie tego nie ma, ale prawdopodobnie tam poznał Józefa Piłsudskiego. Potem do 1928 roku był oficerem Wojska Polskiego. Dosłużył się stopnia majora.

Po przewrocie majowym jako jeden z piłsudczyków trafił do administracji państwowej. Od 1932 roku był najpierw naczelnikiem wydziału w Urzędzie Wojewódzkim w Krakowie. Potem przez kolejne lata starostą w Toruniu, Częstochowie i Równem na Wołyniu. W 1938 roku został wicewojewodą tarnopolskim. Był nim do 17 września 1939 roku, czyli do agresji sowieckiej. W obliczu wrześniowej klęski wyjechał na Węgry.

- Bardzo długo nic nie wiedzieliśmy z bratem o przeszłości naszego ojca - wspomina Barbara Tarabura. - Takie wtedy były czasy, ludzie się bali mówić. Ojciec niczego nam nie opowiadał. Na nasze pytania zmieniał temat. Swoje rozmowy z mamą przerywali na nasz widok. Od mamy słyszałam zawsze, że ojciec był wielkim człowiekiem i mamy być z niego dumni. Dopiero po przemianach politycznych z książek historycznych i z dokumentów, jakie dostaliśmy w Instytucie Pamięci Narodowej, dowiadujemy się o jego losach.

Pani Barbara wraz z mężem Stanisławem starannie zebrała wszystkie dokumenty i fotografie po Bazylim Rogowskim. Najcenniejszą pamiątką i doskonałym źródłem historycznym jest pamiętnik Bazylego Rogowskiego, opisujący jego pobyt na Węgrzech. Współpracę i przyjaźń z towarzyszem niedoli, jakim był dla niego marszałek Edward Rydz-Śmigły. Pamiętnik opisuje też ich powrót do okupowanej Polski w październiku 1941 roku przez zieloną granicę na Podhalu.

- Pamiętam, jak tata po pracy siadał przy stole i pisał. Korzystał przy tym z jakichś swoich notatek. Nam mówił tylko, że to wspomnienia z czasów wojny - opowiada dalej córka Bazylego Rogowskiego. - Już po śmierci ojca pewnego dnia w naszym mieszkaniu w Nysie pojawiły się trzy osoby. Jak się okazało, byli to przedstawiciele lub kurierzy paryskiej "Kultury", którzy zabrali rękopis wspomnień. Po tej wizycie mama pouczyła nas z bratem, że nikomu nie wolno nam o tym opowiadać. W 1962 roku pamiętnik ukazał się we Francji w "Kulturze". My podejmowaliśmy ostatnio próby wydania tych wspomnień, ale jest to zbyt kosztowne. Udostępniamy je zainteresowanym historykom.

Wyrzuceni na margines

"Nikt nam nie zrobi nic, bo z nami Śmigły-Rydz" - głosiła przedwojenna piosenka. Edward Rydz-Śmigły był tylko 8 lat starszy od Bazylego Rogowskiego. Po śmierci Józefa Piłsudskiego w 1935 roku ten legionista i doświadczony wojskowy został najpierw generalnym inspektorem Sił Zbrojnych, a potem marszałkiem. W kampanii wrześniowej był naczelnym dowódcą.

Przed wojną obóz rządzący otaczał go niemal kultem, jako namaszczonego przez Piłsudskiego spadkobiercę odpowiedzialności za państwo. 18 września 1939 roku Rydz-Śmigły, nie widząc możliwości kontynuowania swojej misji, przejechał granicę z Rumunią i tam został internowany. 27 października zrezygnował z funkcji naczelnego wodza. Kult i uwielbienie, jakim go otaczano, zamienił się w drwinę i pogardę.

Powszechnie obarczano go odpowiedzialnością za klęskę wrześniową. Emigracyjne władze Polski izolowały go politycznie. Tymczasem w marcu 1940 roku Śmigły-Rydz uciekł z internowania i przedostał się z Rumunii na Węgry. Bazyli Rogowski, który mieszkał w
Budapeszcie od września 1939 roku, był jednym z piłsudczyków, którzy organizowali mu konspiracyjny pobyt na Węgrzech. Razem spędzali wiele czasu, wspólnie planowali powołanie w kraju organizacji konspiracyjnej: Obóz Polski Walczącej. Edward Rydz-Śmigły używał nawet konspiracyjnego nazwiska Stanisław Rogowski i podawał się za wuja Bazylego.

Razem pasjonowali się też malowaniem. Rydz-Śmigły jeszcze przed I wojną światową studiował na Akademii Sztuk Pięknych u Wyczółkowskiego i Axentowicza. Potem zajął się wojskiem i politykę. W internowaniu i konspiracji znów zaczął malować. Zachował się jeden z jego obrazów - portret Bazylego Rogowskiego, namalowany nad Balatonem. Pod jego wpływem Rogowski też zaczął tworzyć. W zbiorach jego córki jest z kolei portret marszałka wykonany przez ojca.

27 października 1941 roku w nocy jeden z tatrzańskich kurierów obsługujących trasę do Budapesztu przyprowadził ze Słowacji do Chochołowa dwóch mężczyzn. Nocowali u niego w góralskiej chałupie. Nikt nie wiedział, że do Polski wraca właśnie były naczelny wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły, w towarzystwie wiernego adiutanta i przyjaciela.

Rogowski towarzyszył mu do Krakowa, potem wrócił do Budapesztu, gdzie nadal współpracował ze Związkiem Walki Zbrojnej, Armią Krajową. Rydz-Śmigły nie zrealizował swoich planów budowy konspiracyjnej organizacji i walki o niepodległą Polskę. Oficjalnie zmarł w Warszawie 2 grudnia 1941 roku na atak serca. Badacz historii i dziennikarz Dariusz Baliszewski twierdzi jednak, że marszałek został aresztowany przez AK za klęskę wrześniową. Zmarł pół roku później, bo zachorował na gruźlicę, będąc przetrzymywany w złych warunkach.

Bazyli Rogowski w marcu 1944 roku uciekł z Budapesztu, zajmowanego wtedy przez Niemców. Pod fałszywym nazwiskiem Andrej Lacek zamieszkał w Bratysławie, wówczas stolicy niepodległego, choć sprzymierzonego z Rzeszą, państwa słowackiego. Pracował jako księgowy w jednej z miejscowych firm. Tam też doczekał zakończenia wojny.
- Na Słowacji poznał swoją drugą żonę i moją matkę Agnieszkę Tomkową, która była Słowaczką - wspomina Barbara Tarabura. - W 1946 roku planowali razem wyjechać na Zachód przez Wiedeń. Zapłacili dużo pieniędzy za zorganizowanie przerzutu, ale zostali oszukani. W efekcie musieli wrócić do Polski.

W rodzinnym archiwum zachowało się wystawione 29 listopada 1946 roku zezwolenie na wyjazd z Bratysławy do Austrii, bez możliwości powrotu, wydane dla Andreja Lacka. W dokumencie podano, że urodził się w Austrii, koło Villach, więc wraca do siebie do domu. Kilka dni później oboje z żoną zgłosili się do polskiego punktu repatriacyjnego w Wiedniu.

Pod butem UB

- Po powrocie do Polski na przełomie 1946 i 1947 roku Bazyli Rogowski zaczął pracę w Ministerstwie Odbudowy w Warszawie - opowiada Stanisław Tarabura, zięć Rogowskiego. - W październiku 1947 roku ówczesny wicewojewoda śląski Józef Ziętek wystąpił oficjalnie do ministerstwa o zgodę na opuszczenie stanowiska przez inspektora ministerialnego B. Rogowskiego, który ma zostać kierownikiem kamieniołomów Nadziejów - Kamienna Góra koło Nysy. Kamieniołomy należały wówczas do związku międzykomunalnego "Odbudowa" w Katowicach.

Dlaczego doświadczony administrator i organizator, wieloletni starosta i urzędnik państwowy, trafił na tak podrzędne stanowisko? Jedną z możliwości jest chęć ukrycia go przed represjami. W tamtych czasach sanacyjnych działaczy obarczano odpowiedzialnością za wszelkie możliwe plagi i nieszczęścia.

- Miałam wtedy tylko cztery lata, dobrze jednak zapamiętałam tragiczne wydarzenia, gdy do naszego domu na wsi przychodzili nocami ludzie w skrzypiących płaszczach - wspomina Barbara Tarabura. - Dziś wiem, że to był Urząd Bezpieczeństwa. Przeszukiwali mieszkanie, brali ojca na przesłuchania na teren kamieniołomów. Po ich wyjściu mama chwytała mojego małego brata na ręce i biegłyśmy razem do kamieniołomów, żeby zobaczyć, co robią z tatusiem. Pamiętam jeszcze chłód rosy na bosych stopach.

W 1951 roku Rogowskiego zwolniono z kierowniczego stanowiska. Dostał przydziałowe mieszkanie w Nysie, w kamienicy na ul. Pstrowskiego, z dokwaterowanymi lokatorami, żeby czteroosobowa rodzina nie miała za dużej powierzchni. Pracował jako księgowy w banku. Potem na trzy lata wrócił do Warszawy, na stanowisko w administracji "Cepelii". Rodzina jednak została w Nysie. W 1955 roku wrócił do Nysy i został dekoratorem w Powiatowym Zarządzie Gminnych Spółdzielni. Przygotowywał wystawy w sklepach GS.

- Byłam wtedy uczennicą klasy piątej w szkole podstawowej - opowiada Barbara Tarabura. - Po szkole biegłam do biura taty. On robił rysunki i przygotowywał projekty, a ja odrabiałam u niego lekcje. Jeszcze mi przy tym pomagał. A po pracy szliśmy razem za rękę do domu. Byłam tatusiową córeczką. Mama opowiadała mi, że jeszcze przed I wojną światową tata wywróżył mnie sobie "szablą". Ale nie wyjaśniała, co to dokładnie znaczy.

Bazyli Rogowski spoczywa na Cmentarzu Jerozolimskim w Nysie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska