Będę ciągle piękna

Redakcja
Pani Dorota jeszcze niedawno nie potrafiła spojrzeć w lustro. Teraz jest zupełnie inaczej.
Pani Dorota jeszcze niedawno nie potrafiła spojrzeć w lustro. Teraz jest zupełnie inaczej. Sławomir Mielnik
Boją się nie śmierci, ale tego, co widać w lustrze - że rak odziera je z kobiecości. Więc walczą o tę kobiecość. To ważny bój - bo w finale o zdrowie i życie.

- Śmierci nie widać w lustrze, a jak się czegoś nie zobaczy, nie poczuje - to nie tak łatwo jest się tego przestraszyć - mówi Ania ze Sławic koło Opola.

Widmo łatwo od siebie odsunąć. Gorzej z realnym zjawiskiem, którego można dotknąć, przyjrzeć się mu. W lustrze widać: zapadnięte miejsce na ciele, tam, gdzie jeszcze nie tak dawno była pierś. Cerę o zielonkawym odcieniu. Puste miejsca, tam, gdzie jeszcze nie tak dawno były brwi, rzęsy, włosy, takie gęste. Kobiety są przywiązane do swej kobiecości, więc bronią jej ze wszystkich sił. Nie jest łatwo: chemia, szczególnie ta najcięższa, zwana czerwoną (od koloru leków), wytrąca oręż z ręki. Psuje urodę, ale i niszczy samopoczucie.

- Najważniejsze jest to, co się dzieje w głowie, w psychice - dodaje Anna. - Jeśli jeszcze ma się wsparcie, można sobie dać radę wyjść z największego dołka.

Mama ma raka
Jej dorobek życiowy: wiek - trzydzieści lat, ukochany mąż, który goli jej głowę, i oczywiście przecudowne dzieci - w wieku 6 i 4 lat, którym w wakacje Ania zaczęła czytać książkę "Moja mama ma raka". Ania wciąż przechodzi chemioterapię. Wygra.

- Ta książka to jedna z najmądrzejszych rzeczy, jakie można było wymyślić dla kobiety-mamy. Pozwala wszystkim, także mnie, normalnie mówić o chemioterapii, zmianach w organizmie, w ciele i wyglądzie. W książce są nawet rakowe kolorowanki!
Początki choroby są zwykle standardowe: - Wyczułam guzek. Pomyślałam: mnie ta choroba nie dopadła, to tylko jakieś zgrubienie związane z tym, że długo karmiłam piersią - wspomina Ania.

Poszła jednak na usg - prywatnie. Lekarzowi też powiedziała, że to nie nowotwór. Przytaknął, w końcu tak długo karmiła… Uspokoił ją. Nie zalecił dalszych badań.
Na pieczątce ten lekarz miał wpisane: onkolog. Ale Ania nie ma do niego pretensji za tak nieprofesjonalną diagnozę. Trudno, pomylił się. Może za bardzo go przekonywała?
Sama siebie jednak nie przekonała i po jakimś czasie zgłosiła się do przychodni Opolskiego Centrum Onkologicznego. Na szczęście. Po mammografii i po punkcji nikt nie dawał jej już złudzeń - operacja. Odjęto jej pierś i 25 węzłów chłonnych.

- Wiem, że kobiety bardzo przeżywają stratę piersi. To niemiły widok, kto tego nie doświadczył, ten nie wie, o czym mowa - mówi. - Oczywiście rana boli, jest rozległa. Ale ból - wiadomo - przeminie. Blizna zaś - pozostaje. I jeszcze to zapadnięcie po węzłach, w okolicy pachy… Mnie ono bardziej nawet przerażało - opowiada.

Ania wzięła się w garść. Wybrała piękną perukę, lubi przymierzać inne, zmieniać się. W miniony poniedziałek poszła na warsztaty urody dla pań po chorobie nowotworowej. Pięknie ja tam umalowano. Zanim wyszła z warsztatów po dzieci, upomniała się: - Proszę mi poprawić makijaż, uzupełnić błyszczyk na ustach. Chcę, by dzieci zobaczyły najpiękniejszą mamę!

Turban w szufladzie
Mariola jest o dwa lata starsza od Ani. Również ma wspaniały dorobek - trójka dzieci, mąż, firma. I nagle do tego wszystko dopisała się choroba, która ma ogromy apetyt: - O raku mówię jak o jakimś żarłoku - tłumaczy kobieta. - Że pożera nie tylko ciało, ale i duszę. Wraz z kawałkami odjętego mi ciała odebrała mi kawał kobiecości i dalej - spory fragment mojego życia. Teraz skupiam się na tym, aby odzyskać co się da.
To będzie długa walka. Najpierw trzeba skończyć cykl chemioterapii. Potem uporządkować swoje ja, swój wizerunek, swoje sprawy rodzinne.

- Widzę, że mężowi trudno się pogodzić z moim nowym ciałem - opowiada kobieta. - Rozumiem go. Też w lustrze widzę kobietę odmienną od tej, którą byłam jeszcze w lipcu. Zawsze latem się cieszyłam na zwiewne suknie, wydekoltowane topy. Lubiłam strojem podkreślać swoje atrybuty, cieszyć się ze swego ciała, opalać się. W minionym sezonie nie byłam na plaży. Czy za rok pójdę? Nie wiem, na razie wszystkie ciuchy i stroje porozdawałam koleżankom.

Dziewczyny się ucieszyły, bo Mariola zawsze kochała modę, stroje są więc ładne, na czasie i w większości markowe. A samej Marioli pozostały dżinsy oraz bawełniane t-shirty. Z kosmetyków - zapomniała nawet o fluidzie. Kiedyś jej "malowidła" nie mieściły się na toaletce.

- Ostatnio córka, a ma 8 lat, przyniosła mi do łazienki swoje dziewczęce perfumy - opowiada. Nawet dzieci widzą, że mają inną mamę.

Sąsiadki z bloku, w którym mieszka na Zaodrzu, szybko się dowiedziały o jej chorobie. - Początkowo się mnie bały. Jedna nawet nie weszła ze mną do windy, udawała, że musi po coś wrócić do domu - mówi Mariola. - Inna nie tak dawno pochwaliła moją chusteczkę na głowie, że fajny kolor i ciekawie zawiązana. A potem zaraz zaczęła mnie przepraszać.
Mariola w domu ściągnęła chustę - piękną i kolorową, która tak bardzo zachwyciła sąsiadkę. I znalazła inną - szarą, bez wzorów, trochę pod kolor poszarzałej cery. Więc mniej się rzuca w oczy.

Herbata jest ta sama
Zwykle, mówiąc o nowotworach, skupiamy się na tym, by statystycznie udowodnić, że przecież rak to nie wyrok. Że metody leczenia są coraz lepsze, coraz bardziej skuteczne. Kobiety po mastektomii to wiedzą. Ale muszą też stoczyć inną walkę i - wbrew pozorom - ona wcale nie jest błaha, choć przecież dotyczy nie zdrowia fizycznego, ale urody i związanego z tym samopoczucia.

Sinead O'Connor mogła chodzić ogolona i wszyscy ją kochali, podziwiali, słuchali jej piosenek. Ale przeciętna kobieta nie może ze swej choroby uczynić wizerunku estradowego.

Psycholog z OCO, Anna Łabińska często powtarza takie porównanie: - Niech każda kobieta przypomni sobie, jak bardzo przeszkadza jej złamany paznokieć. Jak nie może się doczekać wizyty u manicurzystki. A teraz niech pomyśli o tym, że traci atrybuty kobiecości: włosy, pierś. Owszem, włosy w końcu odrosną, po piersi pozostaje blizna, ale można ją ukryć pod protezą czy zrekonstruowaną piersią. Tyle że to jest kwestia jakiejś przyszłości, zaś ważne jest to, co dzieje się z nami teraz.

Pani psycholog nie dziwi, że dziewczyny, które przez całe życie były zadbanymi modnisiami, rozkwitały i cieszyły się swoją kobiecością, gdy choroba zaczyna zmieniać ich ciało, zamieniają się w szare myszki. - Przekonuję je - skoro przed chorobą dbałaś, to tym bardziej dbaj o siebie teraz - mówi.

Pacjentki lubią jej wówczas odpowiadać: - Ależ całe moje życie się zmieniło, wszystko jest nie tak!

Psycholog na to docieka: - Jakie całe? Wszystko, czyli co?
- Pytam, czy chociażby herbatę mieszają teraz w inną stronę? Bo jeśli nie, to znaczy, że w życiu nie zmieniło się "wszystko". Pojawiła się za to inna wartość, która wcale nie zwalnia z dbania o siebie. Wręcz przeciwnie. Ta dbałość taże pomaga w terapii - mówi Anna Łabińska.

Spacer z kijkami
Dorota z Chróścic przypomina sobie, jak się czuła, gdy zaczęły jej wypadać włosy. - Nie potrafiłam spojrzeć w lustro. Włosy zostawały na poduszce, dotknęłam głowy, a kępki zapełniały dłoń. Umówiłam się ze swoją fryzjerką, aby obcięła mnie "na łyso". Uzgodniłam, że przyjdę do niej pod koniec pracy, aby nikogo nie było już w salonie, aby mnie nikt nie oglądał - mówi.

Perukę kupiła wcześniej, w doborze pomagały jej koleżanki i siostra. - Dzięki wsparciu przyjaciół i siostry pozbierałam się. Wrócił mój stary charakter - w końcu z wykształcenia jestem nauczycielką wychowania fizycznego.

Wie więc, co to hart ducha i że maksyma "w zdrowym ciele - zdrowy duch" nie jest pustym powiedzeniem. Zamiast po kolejnej serii chemii użalać się nad swym wyglądem i czekać na atak mdłości, szła z kijkami na spacer: długi, tak, aby wyprodukować sporo endorfin. Endorfiny to taki hormon szczęścia, który wyzwala się podczas wysiłku fizycznego, a pomaga walczyć ze stresem, co zostało naukowo udowodnione.

A włosy odrosły, są nawet bardziej gęste niż przed chemią. Na dodatek - pokręciły się. Wiele pań marzy o lokach, robi sobie trwałą. Pani Dorocie dała to teraz natura.
- Bywa, że walka z chorobą o swoją kobiecość doprowadza do miłych niespodzianek. Kobiety nie dość, że same z sobą robią porządki, dbają o siebie, to robią też porządki ze swym życiem osobistym, relacjami z mężem, a nawet w pracy. Odkrywają się na nowo - mówi Anna Łabińska.

Alina z Opola ma 46 lat (choć wygląda na 10 lat mniej). Przed chorobą miała gęste włosy, długie. Nie ścinała ich, bo uważała, że na krótkie ekstrawaganckie fryzury jest już za stara.

- Gdy wypadły mi włosy, rzęsy i brwi, to przeżyłam dramat. Chciało się płakać, pozasłaniać lustra. Perukę, którą miałam - nazwałam mopem. Potem, gdy pod koniec chemioterapii wlosy zaczęły odrastać, codziennie sprawdzałam je: są na długość, połowy opuszka, całego opuszka, wreszcie - dwóch! Polubiłam krótkie fryzury. Choroba odeszła, zapomniałam o niej, odkryłam za to swój nowy wizerunek. I cieszę się z życia bardziej niż parę lat temu.

* * *
Mariola, ta z Zaodrza: - Najważniejsze, to nie zostawać samej z myślami o własnym ciele. Ja to przeszłam, sama o sobie myślałam: poraniona, skaleczona, wadliwa. A potem otworzyła się przed innymi: psychologiem, koleżankami z gimnastyki. Usłyszała, że przecież wciąż jest piękna, zgrabna i pełna seksapilu. Tylko niepotrzebnie te walory maskuje.

- Jedna z pań, już po rekonstrukcji piersi, z która spotykałam się przy okazji rehabilitacji, rozebrała się do wydekoltowanego podkoszulka, schyliła się, zaczęła skakać. Pokazała, jak jest ładna - wspomina dziewczyna.

Czy ją przekonała? Jeśli Mariola wyciągnie z szuflady tę kolorową chustkę i z fantazją ją zawiąże na głowie, a potem z koleżankami pójdzie "na ciuchy", jak kiedyś bywało - to pewnie tak.

Zdjęcia wykonano podczas warsztatów urody zorganizowanych przez fundację Rak & Roll dla kobiet po chemioterapii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska