Bednarkowie z brzeskiej Jamajki

Redakcja
W lany poniedziałek Kornela najpierw była oblewana przez braci, potem sama łapała za wiadro i odwdzięczała się pięknym za nadobne.
W lany poniedziałek Kornela najpierw była oblewana przez braci, potem sama łapała za wiadro i odwdzięczała się pięknym za nadobne. Paweł Stauffer
Siedzą blisko siebie i odsłuchują piosenki - to pracowite przygotowania do kolejnego odcinka "Bitwy na głosy". W ogródku jednego z brzeskich barów czują się jak u siebie. Pochodzą przecież Lipek pod Brzegiem. Czasami muszą przerwać, by się z kimś przywitać, odpowiedzieć na pozdrowienia wykrzyczane z drugiej strony ulicy.

Na rozmowę wybieramy salę restauracyjną, bo o tej porze dnia jest jeszcze pusta. Kamil zna obsługującą panią, mijając barowe stoliki - wita się z bywalcami.

Kamil Bednarek i Kornela Bednarek - różnią się od siebie zachowaniem. Ona - spokojna i opanowana. Skupiona na rozmowie. On - nieważne, czy słucha pytania, czy na nie odpowiada - wciąż się kołysze, widać, że w jego głowie kotłuje się muzyka.

Myślę, że to rytmy rasta. A tu niespodzianka: Kamil się zapomina i nuci, co do tej pory "kiwał". To "Roxanne" zespołu Police. Niedawno dla programu "Bitwa na głosy" Bednarek ad hoc stworzył reggae'ową wersję utworu "Dziwny jest ten świat" Czesława Niemena, więc nie ma się co dziwić, że rytmiczna "Roxanne" aż prosi się, by zagrać ją w rytmie reggae.

- Z tym Niemenem to mnie kompletnie zaskoczyli, dobrze, że umiałem sobie przypomnieć, jak szedł "Dziwny jest ten świat" - wspomina Kamil. - Udało się…
Zachwycone jury ciekawe było, czy na słoneczne rytmy przerobi nawet Behemotha.
- No, nie! Zresztą go nie słucham - mówi Kamil.

W "Bitwie na głosy" to właśnie zespół Bednarka sprawia najbardziej familijne wrażenie. Większość świetnie się zna z podwórka, ulic, szkół i ośrodków kultury. W końcu Brzeg to nie metropolia. Kamil zaprosił też na casting swą siostrę Kornelę. Dostała się do zespołu.
- Nie wyobrażam sobie mojej drużyny bez ciebie - powiedział w TV Kamil.
- Ostatnie lata nauczyły mnie, że rodzina zawsze wspiera i daje energię. Choćby we mnie kamieniami rzucali - moi rodzice, moja siostra czy brat będą ze mną - dodaje.

Tymczasem na forach zaroiło się od złośliwych komentarzy, że Bednarek, kwalifikując siostrę do swej drużyny, zabrał miejsce innym talentom. To bzdura, bo Kamil przyjął do teamu wszystkich, którzy mu zaimponowali głosem, charakterem, talentem i pasją. - Kornela to moja siostra, zawsze będziemy się wspierać. Przyjąłem ją do drużyny nie tyle po to, by jej pomóc, ale aby ona mi pomogła. Ten program to spora odpowiedzialność. Dobrze jest mieć przy sobie kogoś tak ważnego jak siostra. Wierzę w nią - mówi chłopak.
I przyznaje, że wkrótce to on będzie za dziewczyną nosić torebkę. Bo Kornela staje się coraz bardziej popularna. Mijające ją na ulicy dzieciaki rozpoznają w dziewczynie gwiazdę z telewizji: - To pani! - krzyczą. - Zemdleję!

Dziecinne igraszki

Są zżyci, Kamil opiekuńczo podpowiada Korneli brakujące słowa. Ona - przypomina mu zdarzenia z dzieciństwa.

- Fakt, ciągnąłem Kornelę za włosy czy warkoczyki. Dredów jeszcze nie nosiliśmy. Dokładał się do tych czynów najmłodszy z rodzeństwa - Konrad. - mówi Kamil.
Konrada wprawdzie z nami nie ma, ale rodzeństwo bardzo często go wspomina.
- Najgorzej mam w wielkanocny lany poniedziałek - śmieje się dziewczyna. - Szczególnie groźny był Konrad, jego ambicją było oblanie do suchej nitki wszystkich kobiet w domu. Nawet dla mamy nie miał taryfy ulgowej.

Kamil do tradycji lanego poniedziałku podchodzi zaś ze spokojem charakterystycznym dla śpiochów i stara się poranek bezpiecznie przetrzymać w pościeli. Rok temu się nie udało:
- Oblali mnie, gdy smacznie spałem. Podniosłem głowę, powiedziałem: "Dzięęęki". I zasnąłem - wspomina.

Jako dzieciaki po porannym domowym oblewaniu się wybiegali całą ekipą z wiaderkami na ulice wioski. Kornela też. - Oczywiście, że miałam wiaderko, co więcej - to ja oblewałam, a nie byłam oblewana! - mówi dziewczyna.

Bo jak się ma dwóch braci, to nieszkodliwe chuliganienie jest wpisane w dziecinne zabawy.
Bednarkowie swe bratersko-siostrzane układy dzielą na kilka okresów: pierwszy - czas dziecinnej zabawy i lalkowych wojen, następnie - delikatny wzajemny dystans w czasie dojrzewania, wreszcie - pełnej przyjaźni.

- Jako nastolatek przez może dwa lata, byłem nieco słabiej związany z siostrą. Między nami jest po dwa lata różnicy, to nie jest może dużo, ale w pewnym momencie życia staje się ogromną barierą. Gdy byłem w gimnazjum, a siostra została w podstawówce, ja przebywałem z kumplami, pojawiły się w moim życiu nowe wartości, nowa muza - wspomina Kamil.

Zresztą - muzykę reggae Kamil przyniósł do domu i zaraził nią brata i siostrę. Byli jednak wciąż nierozłącznym teamem. Nawet mama Bednarków słucha Boba Marleya.
Kornela jako mała dziewczynka miała słabość do idealnego porządku. Flamastry w pudełku układała w ściśle ustalonym kolorystycznym porządku. Lalki na półkach - też układała wedle określonego rytuału. A tu wpadało do jej pokoju dwóch szalonych braci i... zaczynała się demolka: lalki zrzucali z półek, a skrzętnie ułożone w tęcze flamastry układali w odwrotnym porządku.

- Raz urwali mojej lalce głowę! - śmieje się z udawanym żalem Kornela.
- To była egzekucja - też z uśmiechem kwituje Kamil.
- Nie słuchałem wtedy reggae, byłem innym człowiekiem - żartuje.

Korneli na wioskowych podwórkach było łatwiej, miała ugruntowaną pozycję, nie skarżyła się na nudę. Bycie siostrą dwóch braci gwarantowało jej, że zawsze miała się z kim bawić, a pomysły na zabawy nie były banalnie standardowo-dziewczęce. - Bywaliśmy często czarnoksiężnikami, młodszy brat obdzielał mnie magiczną mocą - zdradza dziewczyna. - Lubiliśmy się razem bawić. Nie byłam dyskryminowana jako dziewczynka, nawet jak chłopcy zaplanowali sobie typowo "męską" zabawę czy grę, na przykład w wojnę.

Kryli się

Tego, że są dla siebie tak istotni, nauczyły ich najważniejsze w rodzinie kobiety: babcie i mama.

- Zaopatrzyły nas w ładunek miłości, który powinien wystarczyć na całe życie - mówi Kamil. - Mamy świadomość, że kiedyś zostaniemy sami, nie będzie już dziadków, nie będzie rodziców. Wtedy będziemy dla siebie najważniejsi.

Trzymali ze sobą zawsze sztamę, kryli się - gdy była taka potrzeba. Te przewinienia uległy już przedawnieniu, więc Kornela może śmiało przyznać się do swych małych kłamstewek, na które zdobywała się, by kryć braci.
W gimnazjum Kamil miał zawsze kłopoty z obudzeniem się na czas, by zdążyć do szkoły.

- Gdy mama dzwoniła do mnie i pytała, czy wszyscy byli w szkole, ja kryłam Kamila, odpowiadając, że wszyscy - mówi. A to była tylko połowa prawdy.
Konrad jest bardzo podobny do Kamila. Nie tylko fizycznie. Podobnie jak najstarszy, cierpi na dużą senność.

- Gdy tylko zabierał się za odrabianie lekcji, kiwała mu się głowa, zasypiał - śmieje się Kornela. Nie martwiła tym mamy, zawsze potwierdzając: Konrad lekcje odrobił.
Bracia zapewniają, że swojej siostry nie musieli nigdy kryć. Wiadomo - dziewczynki są grzeczniejsze.

Babcina chatka

Jedna z babć mieszka w Brzegu. Druga - na wsi pod Lublinem, w małej chatce. Jako dzieci jeździli do tej drugiej, babci Irenki, na wakacje. Zawsze było tam w bród jedzenia.
- Za dużo! Ale tak pyszne, że jadło się i jadło!- podkreśla Kamil.

Babcia potrafiła podać dwa obiady dziennie, a gdy trójka dzieciaków jadła z apetytem, ona siadała naprzeciwko i patrzyła uradowana. Tak było dawniej, tak jest i teraz.
Również babcinej miłości było i jest do syta. Często rodzeństwo wolało sobie przedłużyć wakacje u babci, niż wracać do domu na pierwszy dzień września. Rozpoczęcie roku szkolnego zwykle przegrywało z atrakcjami wakacji u babci.

- Ta mała chatka jest zawsze pełna ciepła, także w największy mróz - wspomina Kamil. - To ciepło miłości.
- Nasza babcia mówiła, że jak jesteśmy u niej, to naszym jedynym obowiązkiem jest spanie. Cała reszta - to rozpieszczanie - wspomina Kornela.
Nigdy nie nudzili się na wsi pod Lublinem. Babcia zawsze urządzała im wycieczki do okolicznych zabytków, do miasta, na stragany.

Bednarkowie nie mają wątpliwości, że cokolwiek by się w ich życiu wydarzyło, na jakąkolwiek mieliznę pchnąłby ich show-biznes lub - jeśli tylko chcieliby zwyczajnie się gdzieś zaszyć - to właśnie w babcinej chatce, gdzie mogą liczyć na najlepsze na świecie leniwe pierogi na słodko, domowe konfitury oraz jajecznicę ze swojskich jajek od kur, które nigdy nie widziały jakiejkolwiek klatki hodowlanej, nawet ekskluzywnej, unijno-europejskiej. - To magiczne miejsce - powtarzają.

Muzyka, która w duszy gra

Gdy Kamil miał 15 lat, usłyszał jeden z "kiwających" utworów Juniora Kelleya, który swym numerem "If love so nice" zrobił ogromne zamieszanie na jamajskiej scenie reggae. Kamil dał się zaczarować ciepłym rytmom i pozytywnym tekstom. Zamarzył o własnym zespole. Nie myślał wtedy, aby byli w nim brat czy siostra, byli przecież od niego młodsi, jeszcze w podstawówce. Owszem, w domu wszyscy chcieli słuchać tego, co zaczarowało ich starszego, a więc posiadającego największy autorytet, brata. Ale początkowo na słuchaniu się skończyło.

- Zespół założyłem z kumplami. Do reggae trzeba dorosnąć, Kornela i Konrad mieli na to czas - mówi. - A ja po prostu musiałem już grać.
To było lata temu. Teraz Konrad i Kornela mogą być partnerami Kamila. Kornela jest jego wsparciem w programie "Bitwa na głosy". Konrad wybrał swoją drogę - jest perkusistą, chce grać na bębnach we własnej kapeli...

- Dostał w prezencie perkusję - mówi Kamil. - Najlepsze prezenty to te wymarzone. Trochę wkręciliśmy Konrada z tą perkusją. Początkowo należała ona do bębniarza z mego zespołu, ale chciał ją zmienić na nowszą, a Konrad chciał ją odkupić.
Tymczasem Kamil powiedział bratu, że perkusja już została komuś obiecana. Konrad posmutniał. A parę dni później otrzymał ją w prezencie od Kamila.

- Konrad jest taki podobny do Kamila - mówi Kornela. - Siedzę w pokoju, uczę się i nagle widzę, że jakaś postać przebiegła szybko, niczym błyskawica, pod oknem. Myślę sobie: Rany, co się dzieje? A to Konrad usłyszał w uszach jakąś muzykę i musiał szybko biec do pokoju z instrumentami, aby ją zagrać, zapamiętać, zapisać. Kamil był taki sam - wracał ze szkoły, rzucał plecak i grał wymyślone melodie.

Mają to po tacie, bo on też kiedyś grał, miał swój zespół, komponował. A tato - po dziadku, tym z Brzegu. Grał na skrzypcach. - Babcia często opowiadała, jak brał skrzypce i rozkręcał imprezę - mówi Kornela. - Tato zaś jak poszedł do wojska, to od razu zaciągnęli go do kapeli. Ze swoim zespołem, już w cywilu, grał na dancingach, pisał piosenki.
Był również fanem reggae, słuchał UB 40. To było - jak mówią jego dzieci - dawno, dawno temu. Piosenki taty są w domu do dziś.

- Czasami śpiewamy razem. Ma taki jeden kawałek wymyślony dla mamy. Zaśpiewaliśmy go ostatnio razem. Było cudownie. Myślę, że kiedyś ten utwór zagram na koncercie - zapowiada Kamil.

W domu po staremu

Lipki, wieś rodzinna Bednarków. Oni sami mówią o tym miejscu "nasza Jamajka". Dom w poniemieckiej wiosce, zabytkowy, obok innych do siebie podobnych budynków. Dużo w nim instrumentów. Każde z rodzeństwa ma swój pokój. Jest też specjalny pokój muzyczny, bo Kamil ma świra na punkcie dźwięku, chce studiować inżynierię dźwięku. W pokoju są klawisze, perkusja - ta ukochana i wymarzona przez najmłodszego z rodzeństwa.

StarGuardMuffin, czyli zespół założony przez Kamila, szybko zdobył grono fanów, najpierw w okolicy, potem w kraju. Po "Mam talent" zaczął się prawdziwy szał na Kamila.
- Wielu znajomych, o których myślałem, że są moimi przyjaciółmi, zwątpili we mnie, sądzili, że będę gwiazdorzył - wspomina Kamil. - Tak naprawdę to wtedy ja się na nich zawiodłem. Super, że jest Natan, jego jestem zawsze pewny, mieszka parę metrów ode mnie, razem uczyliśmy się jeździć na rowerkach.

Kornela doskonale pamięta czasy "Mam talent". Wszyscy w domu wyraźnie czuli, że w życiu chłopaka wydarzyło się coś przełomowego, że stał się jednocześnie obiektem powszechnego zainteresowania, tak silnego - że może się tego przestraszyć. Każdy chciał przecież od Kamila usłyszeć, jak to jest występować przed kamerami, jaki jest show-biznes, Kuba Wojewódzki… Każdy chciał zdobyć autograf chłopaka. Uważał, że ma prawo wiedzieć, z kim się Bednarek spotyka. Każdy chciał go dotknąć.
Chłopak musiał zmieniać swoje numery telefonów (bo wciąż był bombardowany SMS-ami od fanów, szczególnie fanek).

- W domu przyjęliśmy zasadę, że gdy Kamil wraca z nagrań czy koncertów, to my go nie wypytujemy. Zechce - to sam powie. W domu ma być normalnie, jak zwykle - mówi Kornela. - Ma widzieć, że jest ładny obrus na stole, ale i ten sam kurz na szafie.
Bywało też ciężko, gdy brata zabrakło:

- Po "Mam talent" Kamil zniknął z domu. A my byliśmy przyzwyczajeni do tego, że zawsze jest z nami - mówi Kornela. - Że razem wracamy ze szkoły do domu, że razem w domu słuchamy muzyki. Tęskniliśmy.

Koncertujący i występujący w programach tv brat nie miał nawet czasu przygotować swych dwudziestych urodzin. Ale od czego ma się rodzinę, od czego jest siostra?
- Wcześniej osiemnastki też nie zrobił wielkiej, wiedziałam, że obiecał sobie wówczas, że dwudziestka będzie naprawdę z rozmachem. Tymczasem wciąż nie było go w domu - mówi siostra. - Więc dwudziestkę zrobiłam mu ja. Załatwiłam salę, ozdobiłam w kolorach rasta (zielony, żółty, czerwony - dop. aut.). Upiekliśmy mu wielki tort. Zaprosiliśmy 100 osób.
Kamil przyjechał na gotowe. - To były urodziny marzeń - mówi.

Energia wraca

W programie zostały już tylko drużyny Kamila, Ryszarda Rynkowskiego, Moniki Kuszyńskiej, Janusza Panasewicza, Mezo. Odpadły teamy wielkich: Edyty Górniak, Natalii Kukulskiej, sióstr Natalii i Pauliny Przybysz. Kto kolejny odejdzie - dowiemy się dziś, w sobotę - a zadecydują o tym widzowie.

Drużyna zwycięska swoją nagrodę przeznaczy na cele charytatywne. Kamil wie, co to znaczy sprawiać innym radość:

- Czuję, jak to jest na koncertach, kiedy dajesz ludziom radość i pozytywną energię, a one wracają na scenę ze zdwojoną siłą, to jest jak energetyczny ping-pong - mówi.- Z dobrem jest podobnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska