Będziemy się mogli leczyć w całej Unii

Małgorzata Fedorowicz
Umożliwią to już od 1 października nowe przepisy. Ale radość pacjentów może być przedwczesna. Ministerstwo Zdrowia chce ograniczyć leczenie za granicą

- Moja 85-letnia mama musi mieć operację usunięcia zaćmy jak najszybciej, gdyż ledwo widzi, tymczasem na taki zabieg trzeba czekać na oddziałach okulistycznych na Opolszczyźnie co najmniej trzy-cztery lata - mówi Zofia Grelińska z Opola. - Można go zrobić prywatnie, za 3,5 tys. zł. Stać na to nielicznych. Dlatego zawiozłabym mamę do Czech, Niemiec czy jeszcze dalej, jeśli to tylko będzie możliwe.

Od 1 października w krajach członkowskich Unii Europejskiej zacznie obowiązywać dyrektywa "Pacjenci bez granic", dzięki której każdy z nas będzie mógł się leczyć w dowolnie przez siebie wybranym szpitalu na terenie Unii. Narodowy Fundusz Zdrowia będzie musiał to sfinansować. To dobra wiadomość dla pacjentów. Nowe przepisy zaniepokoiły jednak Ministerstwo Zdrowia, które uznało, że jeśli dyrektywa wejdzie w życie w takiej postaci, w jakiej została przedstawiona, to szybko rozłoży to nasz system zdrowia na łopatki. Postanowiło pacjentom ograniczyć to prawo. Aby leczyć się za granicą, trzeba będzie mieć zgodę NFZ.

- Na razie nic nie jest przesądzone - twierdzi Danuta Jastrzębska z biura prasowego Ministerstwa Zdrowia. - Nie wiem, skąd wzięła się opinia, że nasz resort chce stawiać pacjentom jakieś przeszkody. Przygotowaliśmy własny projekt dotyczący leczenia za granicą, który 8 lutego został rozesłany m.in. do wszystkich ministrów, marszałków województw, rzecznika praw pacjentów. Mają oni 30 dni na wyrażenie własnej opinii. Dopiero wtedy będzie można mówić o konkretach.

- Popieramy możliwość leczenia za granicą, jeśli pacjent otrzyma je szybciej i będzie ono wyższej jakości - podkreśla Stanisław Maćkowiak, prezes Federacji Pacjentów Polskich. - Pewnie jakieś ograniczenia będą, bo Polska, jak każdy kraj, musi pilnować wydatków, ale to są sprawy techniczne. Ważna jest możliwość wyboru.

W Polsce, w ramach NFZ, najdłużej czeka się na operacje: usunięcia zaćmy, kręgosłupa, wszczepienia endoprotez stawu biodrowego i kolanowego. Wielomiesięczne kolejki są też na badania tomografem, rezonansem oraz na leczenie zębów. Można więc przypuszczać, że w takich przypadkach pacjenci będą chcieli szybko zoperować się, czy zdiagnozować za granicą.

- Unijna dyrektywa powinna wejść w życie, to krok w dobrym kierunku - uważa dr Jerzy Jakubiszyn, prezes Okręgowej Izby Lekarskiej w Opolu, ordynator Oddziału Laryngologii WCM. - Możliwość leczenia w Unii nie spowoduje, że nagle w naszych szpitalach zabraknie chorych. To nam nie grozi. Będziemy mieli co robić, zwłaszcza, że ogranicza nas często wysokość kontraktów. Pacjenci muszą jednak liczyć się z tym, że to nie będzie dla nich całkowicie leczenie bezpłatne.

NFZ sfinansuje bowiem komuś operację w Niemczech, Austrii czy we Francji, ale tylko do kwoty, jaką płaci za dany zabieg szpitalom w kraju. Wszczepienie endoprotezy stawu biodrowego (bezcementowej, najnowocześniejszej) kosztuje w Polsce ponad 12 tys. zł. I tylko tyle NFZ za nią zwróci, chociaż koszt takiego zabiegu w Unii jest dwa-trzy razy droższy,.

- To jest poważny mankament tej dyrektywy, bo Polska nie może się równać do Zachodu i na leczenie za granicą będzie stać raczej tylko bogatych Polaków - stwierdza Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere. - Nie wiem więc, czego Ministerstwo Zdrowia się obawia.

- Musiałam czekać na operację planową wycięcia woreczka żółciowego siedem miesięcy, cierpiałam silne bóle, żyłam w zagrożeniu, żeby nie doszło do poważniejszych komplikacji - opowiada Ewa Lipińska spod Opola. - Chętnie bym dopłaciła, nawet wzięła kredyt na operacje za granicą byle by tylko ratować zdrowie. Ale nie było takiej możliwości.

Wymóg współpłacenia ma obowiązywać pacjentów ze wszystkich krajów Unii. Nasze Ministerstwo Zdrowia chce wprowadzić dodatkowe obostrzenie. Pacjent będzie musiał najpierw wystąpić do NFZ o zgodę na leczenie w Unii, zwłaszcza w przypadkach, gdy pobyt w szpitalu będzie trwał dłużej niż jeden dzień. Inaczej zapłaci całość z własnej kieszeni.

Dyrektywę “Pacjenci bez granic" przyjęli ministrowie zdrowia krajów członkowskich Unii w 2010 r. Już wtedy swój sprzeciw wyraziła Ewa Kopacz, ówczesna minister zdrowia. Bartosz Arłukowicz tę politykę kontynuuje.

Obecnie za leczenie pacjenta z Polski w krajach Unii fundusz obowiązkowo płaci tylko wtedy, gdy zachorowanie ma charakter nagły: dochodzi do wypadku, udaru mózgu czy zawału serca. Albo, jeśli wykonanie operacji, ze względu na jej skomplikowany charakter jest w Polsce niemożliwe, a może ona komuś uratować życie. Na przykład aż 520 tys. euro kosztował przeszczep płucoserca u 11-letniej dziewczynki z Opolszczyzny, przeprowadzony w październiku 2010 r. w szpitalu w Hanoverze.

Niestety w marcu 2011 r. pacjentka zmarła w tym szpitalu na skutek powikłań. NFZ przeznaczył na jej leczenie 300 tys. euro. Rachunek z Hanoweru był grubo wyższy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska